Koniec z poczuciem stabilizacji
Jak nad morze to tylko... Emerytury mundurowe – kilka faktów
urwał. Przez dwie doby ani my, ani synowa nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu. Przeróżne myśli chodziły nam po głowie. Po dwóch dniach i nocach spędzonych na różnych dworcach dał znać do domu, że właśnie udało mu się wsiąść do odpowiedniego pociągu. Synowej w Moskwie pomogli dobrzy ludzie. Dojechała do rodziny i nie pogubiła po drodze ani dzieci, ani bagażu. Była w domu dwie doby wcześniej niż brat, który miał jej pomagać.
Sprawę zostawiam bez komentarza. Może pogranicznicy w Terespolu przeczytają i zastanowią się nad swoją bezmyślnością?
Podróżowaliśmy pociągiem „Rozewie” z Wrocławia do Międzyzdrojów. Na wymarzone morskie wakacje, które w tym roku spędziliśmy w uroczej Wisełce. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie nasze kolejowe doświadczenia. Pociąg „Rozewie” (TLK), ma w swoim składzie stary wagon, w którym czas podróży z Krakowa do Międzyzdrojów wynosi tylko 12 godzin! W przedziałach nie mieszczą się wszystkie bagaże. A na korytarzu – tłok! Podróżują tam pasażerowie bez miejscówek. Nie można wyjść nawet do WC. Przypominało nam to podróże za czasów PRL-u. Ale wówczas w pociągach pośpiesznych nie było miejscówek. Widocznie Twoje Linie Kolejowe chcą więcej zarobić. Obsługa nie reaguje na zgłaszane uwagi, choć z głośników na dworcach słychać: pociąg z miejscówkami.
Przy okazji kilka słów o dworcu kolejowym w Międzyzdrojach. W nocy... zamknięty! To dobrze, nikt nie śmieci. Jest bar, ale już prasy ( w tym ANGORY!) nie kupisz. Na drugim peronie, jedna ławka dla trzech, czterech, pasażerów. Nieraz w takich warunkach czeka na swój pociąg tłum turystów, w tym niepełnosprawni, którzy mają problem z dostaniem się na peron. A składy są długie, nie ma żadnej informacji o numeracji wagonów. Pan zapowiadający pociąg nie podaje kolejności wagonów. Postój pociągów to tylko 2 – 3 minuty!
A kiedyś... Do Międzyzdrojów podróżowało się ekspresem „Wawel” z Wrocławia tylko sześć godzin. W te wakacje – osiem.
Podróż powrotna to już inna klasa. Wagony nowe, klimatyzowane, bufet, bufet na wózku. A bilety kosztują tyle samo. Czas podróży – około 7 godzin.
Po przeczytaniu wywiadu „Jestem starzejącym się dzieckiem” zamieszczonego w 25. numerze ANGORY nie mogę powstrzymać się przed opisaniem mojej historii.
Ze smutkiem muszę przyznać, że też wychowywałam się praktycznie bez ojca, gdyż ciągle pracował daleko od domu, przebywając na delegacjach. Po zakończeniu wojny jako pracownik firmy „Mostostal” odbudowywał Warszawę, pracował przy budowie mostu Poniatowskiego, patrząc jak Wisłą płynęły ludzkie zwłoki. Pracował również w kopalni siarki „Machów”, przy budowach huty aluminium, zapory na Jeziorze Solińskim, fabryki maszyn w Strzyżowie i wielu innych obiektów. Pracował w ciężkich warunkach i jeszcze cięższych czasach. Zmarł młodo, tuż przed wybuchem stanu wojennego. Nie dane mu było doczekać tej chwili, kiedy można pójść do sklepu i kupić co się chce i ile się chce. Na tamten świat zabrał w trumnie tylko odznaczenia za zasługi w odbudowę Kraju.
Mnie i mojego brata, który zmarł niedawno, wychowywała nieżyjąca już mama. Było nam ciężko. Od dziecięcych lat pracowaliśmy w małym gospodarstwie. Nie było czasu na zabawy i rozrywki.
Nie skarżę się na dawne czasy. Skończyłam szkołę, zdobyłam zawód i przez 35 lat pracowałam w znanej firmie cukierniczej, która, niestety, już nie istnieje. Dzięki staraniom pana Jacka Kuronia mogłam doczekać emerytury. Mam dwoje dzieci z wyższym wykształceniem. Córka pracuje w wybranym przez siebie zawodzie nauczyciela języków obcych. Jest lubiana i szanowana przez młodzież. Niestety, od kilku lat co roku otrzymuje pismo informujące ją o ograniczeniu etatu. Obawia się zwolnienia. Ostatnio, po niemal 15 latach pracy, na konferencji podsumowującej mijający rok szkolny usłyszała od swojej pani dyrektor, że znając języki, może wyjechać za granicę i tam poszukiwać sobie pracy oraz to, że jest osobą samotną, a tym samym, zdaniem pani dyrektor, dobrze sytuowaną, w najlepszej sytuacji finansowej. Córka wcześniej zwróciła się do organu prowadzącego szkołę z prośbą o pomoc, gdyż od jakiegoś czasu ze strony dyrekcji spotyka się z publicznymi zarzutami braku kwalifikacji i kompetencji w nauczaniu drugiego przedmiotu. Reakcją dyrekcji na to była głośna krytyka w obecności innych pracowników.
Ja pracowałam w czasach biedy. Mój dyrektor szanował jednak pracowników i ich rodziny, liczył się z ich potrzebami. Miałam poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Obecnie pracodawca córki, któremu nie brakuje ptasiego mleka, uważa, że pół etatu ma wystarczyć. Kierowanie się sympatiami i antypatiami, docenianie „lojalnych”, bezsilność wobec postępowania argumentowanego: „ja tu decyduję, komu przydzielić godziny” wywołuje wielki żal i obawy. Dlaczego organy prowadzące znając sytuację, spokojnie przyglądają się temu i nie reagują zdecydowanie?
Obserwując obecną sytuację w polityce, nasuwa się pytanie: Po co próby ściągania rodaków z zagranicy, skoro w kraju, przy którego odbudowie mój ojciec stracił zdrowie, a jego wnuczka jest traktowana jak zbędny i zawadzający „element”, który jedynie broni swoich praw? Zawadzający pracodawcy, który ma być w pełni odpowiedzialny za praworządność swoich decyzji i ich skutki. Nasz rząd martwi się starzejącym się społeczeństwem i faktycznie jest się o co martwić. Jeśli ludzie na kierowniczych stanowiskach będą traktować młodych ludzi według własnego widzimisię, biorąc pod uwagę swoje sympatie i antypatie, to faktycznie – będzie to kraj starych ludzi, w którym rodzicom nie będzie miał kto podać szklanki wody.
Myślałam, że gdy minęła epoka kartek i kolejek, ludzie będą się szanować, tak jak to było przynajmniej w moim zakładzie pracy w latach 70. iw stanie wojennym. Chylę czoło przed moimi żyjącymi jeszcze przełożonymi i współpracownikami oraz z szacunkiem wspominam tych, których już nie ma – to byli ludzie z klasą i honorem! Jednocześnie ból ściska mi serce, gdy widzę krzywdę mojego dorosłego dziecka.
Jestem stałym czytelnikiem ANGORY. Z dużym zainteresowaniem czytam wypowiedzi autorów listów dotyczące różnych tematów. Często pojawiają się w nich (i w innych publikacjach) tematy przywilejów emerytalnych różnych grup społecznych. Nie zawsze są one do końca prawdziwe. W jednym z dawniej opublikowanych listów Czytelnik dzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat patologii w składkach ZUS. Przykładem, którym się posłużył, było przechodzenie na emeryturę strażników więziennych, strażaków i innych mundurowych po 15 latach pracy.
Mój protest wzbudza określenie „przechodzenie (dobrowolne?) na emeryturę”.
Jestem emerytowanym policjantem. W1999 roku, w czasie reorganizacji kraju, pracowałem w wojewódzkiej komendzie policji na pierwszej linii jako doświadczony funkcjonariusz z 40-letnim stażem pracy. Komendant wojewódzki, przejmujący wówczas moją likwidowaną (jak wiele innych) jednostkę, oświadczył na spotkaniu, że skoro mamy wysługę emerytalną, nie możemy blokować miejsca innym, młodym. Abym do końca zrozumiał ten tok myślenia, wyznaczono mi stanowisko w jednostce powiatowej odległej o 130 km od dotychczasowej z niższą grupą zaszeregowania. Pragnę dodać, że przez cały okres swojej pracy podnosiłem kwalifikacje, w tym ukończyłem studia prawnicze.
Prawdą jest, iż w mundurówce przed ostatnią reorganizacją nabywało się uprawnienia emerytalne po 15 latach służby. Jednak podstawa wymiaru emerytury wynosiła 40 proc. uposażenia. Odchodzili na nią tylko ci, którzy nie potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości, a otrzymywana kwota nie wystarczała im na utrzymanie. Zwykle osoby te szukały pracy poza służbą. W środkach przekazu wciąż pojawiają się wieści, jakoby ludzie z mundurówki nie płacili składek emerytalnych. Tymczasem każdej z tych osób, podobnie jak w całej budżetówce, nalicza się i pobiera wszelkie należne składki.
A co do przywilejów wcześniejszego odchodzenia ze służby, należy pamiętać, że w większości ludzie odchodzą na emeryturę po 30 i więcej latach. Nie każdy wytrzyma, pracując (służąc) w nienormowanym czasie pracy, bywa, że i przez 200 godzin miesięcznie. Kontakt ze stresującymi sytuacjami (ofiary zbrodni, wypadków itp.).
Prawdą jest, że z przywilejów mundurowych korzystają ludzie, którzy nie powinni – cała logistyka, kadrowcy, księgowi. Do tej grupy należą także księża kapelani. Normą stało się obsadzanie ich na wysokich etatach oficerskich, choć często nie spełniają wymogów stawianych innym mundurowym. Na przykład w armii amerykańskiej kapelan to najczęściej sierżant (...).
Podejrzewam, że po jesiennych wyborach, gdy PiS dojdzie do głosu, nic w tym względzie się nie zmieni. Sprostowanie W ANGORZE nr 27 do listu pani Marii Sz. pt. „Co zrobi Kukiz?” wkradł się błąd. Napisaliśmy, że Pan Paweł Kukiz widywany był na zjazdach nacjonalistów. Natomiast Autorka podała nazwisko Pana Pawła Kowala. Za pomyłkę przepraszamy Panią Marię Sz. i Pana Kukiza.