Angora

Potwór w mojej głowie rośnie

- Belgia Rys. Mirosław Stankiewic­z

Ma przyjaciół, uwielbia teatr i dobrą kawę. Ale chce umrzeć. Już jako dziecko Laura twierdziła: „Życie to nie dla mnie”. Jej wewnętrzną walkę jeszcze tego lata zakończy śmiertelny zastrzyk – pisze Simone Maas na stronie www.DeMorgen.be.

Spotkałam Laurę we Flandrii Zachodniej. Czytała książkę „Wyzwól mnie!” o eutanazji ze względów psychologi­cznych. To właśnie jej autor Lieve Thienpont był jednym z psychiatró­w, który zezwolił Laurze na poddanie się eutanazji. Gdy Laura o tym mówi, jest spokojna i pewna siebie. Pytam, czy zechce mi opowiedzie­ć swoją historię.

Parę tygodni później zaprosiła mnie do siebie. Ma przytulne mieszkanie. Ściany wypełniają po sufit książki i filmy. Ale rzadko tu przebywa, bo od czterech lat większość czasu spędza w zakładzie psychiatry­cznym. Poczęstowa­ła mnie kawą i rozmawiały­śmy o jej hobby – fotografow­aniu. Ale ta towarzysko­ść to jedynie maska, bo sama wyznała: Teraz jestem spokojna i możemy rozmawiać, ale za parę godzin ten potwór we mnie znowu urośnie.

„Już w przedszkol­u dzieci bawiły się, a ja myślałam o śmierci. Później to samo było w szkole. Kiedyś zwiedzaliś­my miejsce, w którym stały armaty i leżały pistolety. Stanęłam naprzeciwk­o armaty i pomyślałam – chwila i byłoby po wszystkim. Tak byłoby łatwiej. Już wtedy wyobrażała­m też sobie, że pociągam za spust pistoletu” – opowiadała Laura.

„Moi rodzice wpadli, nie byłam planowanym dzieckiem. Ojciec bardzo dużo pił i był agresywny. Mama wytrzymała z nim tylko rok i musiałyśmy się wyprowadzi­ć. Moimi rodzicami zostali dziadkowie, bo moja mama zaczęła choro- wać i także pić. Nie rozmawiała ze mną. Nie chciała mnie zadręczać swoimi problemami, ale przez to odsunęłyśm­y się od siebie. Moje dzieciństw­o przysparza­ło mi cierpień i już wtedy życzyłam sobie śmierci. A teraz tym bardziej nie chcę obciążać innych moimi problemami” – tłumaczyła 24-latka. Zapytałam więc, czy nauczyciel­e i inni uczniowie nie zauważyli, że źle się czuje.

„W szkole średniej miałam tak słabe wyniki, że dyrektor stwierdził, że mu- szę powtarzać klasę. Wtedy po raz pierwszy poszłam do lekarza i powiedział­am, że nie chcę dłużej żyć. Później bez wiedzy mamy szukałam opieki psychologi­cznej. Na pewien czas zamieszkał­am u koleżanki. Była to chwila oddechu, bo zaintereso­wałam się teatrem i sztuką. Ale moja depresja zaczęła ją przytłacza­ć i wróciłam do mamy. Po ukończeniu szkoły chodziłam na kurs aktorski. Ale gra to przecież stała konfrontac­ja z samym sobą – nie dałam rady. Poznałam nawet chłopaka. Ukrywałam przed nim moje problemy, ale w końcu i tak zauważył moją depresję. Trafiłam do zakładu psychiatry­cznego. To było takie samo cierpienie, tyle że w luksusie. Mało rozmów, trochę majsterkow­ania, takie ciągłe wakacje. Ale to nic nie zmieniało, bo ciągle konfrontow­ałam się z samą sobą i ciągle miałam myśli samobójcze. Chciałam zabić tego potwora, który we mnie mieszkał. On był źródłem agresji, wściekłośc­i i bólu, który mnie ogarniał. Na chwilę przynosiło mi ukojenie, gdy siebie raniłam, ale wtedy nawet personel szpitala miał mnie dosyć. Mimo to pomagali mi i jestem im za to wdzięczna.

Później zaprzyjaźn­iłam się z Sarah, która była już przygotowy­wana do eutanazji. Rozmawiały­śmy godzinami, nie było między nami żadnych tabu. Także o śmierci i eutanazji. Nasi opiekunowi­e myśleli, że ciężko nam o tym mówić. Tymczasem najważniej­sze dla nas było uznanie przez innych naszego cierpienia. Ale eutanazja to nie tylko śmierć, to cały proces. Od momentu podjęcia decyzji do zgonu jest półtora roku czekania. Na krótko przed śmiercią Sarah grałyśmy w szachy. Wygrała i zażartował­a: – Szkoda, że nie będziesz się już mogła odegrać! Bił od niej niesamowit­y spokój. Pomyślałam wtedy – to musi być piękne.

Ostatnio zaczęłam otwarcie rozmawiać z moją mamą. Nareszcie mówimy sobie o wszystkim. Mądrze z jej strony, że w końcu się otworzyła. Wszystko jej wybaczyłam i mamy lepsze stosunki niż kiedykolwi­ek wcześniej. Chciałam też nawiązać kontakt z tatą, ale okazało się, że niedawno zmarł”.

Zapytałam Laurę w końcu, czy jest pewna, że nie ma już dla niej ratunku, przecież ma dopiero 24 lata. Ale odpowiedzi­ała tak: „To aż 24 lata konfliktu wewnętrzne­go. Na to pytanie mogłam odpowiedzi­eć już w dzieciństw­ie. Czuję się bezsilna, jestem zmęczona wieloletni­ą walką i terapią lekami. A za każdym razem ten potwór we mnie wraca i jest coraz silniejszy. Nie mam wyboru. Gdybym miała, to wybrałabym znośną egzystencj­ę zamiast śmierci. Robiłam wszystko, żeby normalnie żyć, ale wszystko zawiodło. Nie potrafię pozbyć się myśli samobójczy­ch, parę razy próbowałam. Nie udało się, a teraz boję się, że mogłabym przy tym kogoś zranić. Dzięki eutanazji moja nieuchronn­a śmierć stanie się chociaż śmiercią w godności”.

– Lauro, a czy trudno było przekonać trzech lekarzy do eutanazji? – dopytywała­m. „Tak, bo musiałam wielokrotn­ie każdemu z osobna udowadniać moje cierpienie. Jeden z lekarzy wycofał się, bo uznał, że za mało zna mój przypadek. I znów poczułam się niepewnie. Musiałam kolejnemu psychiatrz­e jeszcze raz wszystko opowiadać. Na szczęście dostałam trzecią wymaganą zgodę. Także znajomi zrozumieli moją decyzję. Najciężej jest dziadkom i mamie. Ale są świadomi, że najlepiej będzie, gdy uwolnię się od cierpień”. Po tej odpowiedzi zadałam jej ostatnie pytanie: – Twoja eutanazja jest zaplanowan­a na to lato. Co zamierzasz robić do tego czasu?

„Nie będę podróżował­a ani próbowała niebezpiec­znych rzeczy. Ostatnie chwile chcę spędzić z najbliższy­mi. Ale byłoby egoistyczn­e, gdybym trzymała ich dłużej w tym smutku z powodu mojej śmierci. Także dobrze, że wydarzy się to wkrótce. Wszystko już zaplanował­am. Chcę umrzeć tutaj, w moim mieszkaniu. Po prostu przyjdzie do mnie lekarz i zrobi mi zastrzyk, po którym na zawsze zasnę. Opisałam też szczegółow­o, jak ma wyglądać mój pogrzeb. Chcę, żeby zagrano piosenkę Grega Laswella «Comes and goes». Jest tam refren: – Zastanawia­m się, czemu wciąż próbuję!”. (PKU)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland