Panna z mokrą głową
Umknęła śmierci spod kosy – mawia się w takich sytuacjach. 17-letnia panna w Tczewie, idąc nocą przez nieczynny most na Wiśle, pisała... SMS-a. Każdy, kto choć raz pisał SMS-a, idąc nocą, wie, że to zajęcie tak karkołomne, jak pisanie SMS-a w bokserskiej rękawicy. Panna, mając rozum zajęty, nie spostrzegła dziury, w którą wpadła, i poleciała 20 metrów w dół. Tyle dzieliło ją od lustra wody. Ale panny w Tczewie, szczególnie te nocami łażące po zrujnowanych mostach, nie pękają. Nawet w wiślanej wodzie panna nie przestała pisać SMS-a. Dopiero gdy message z telefonu wysłała, z mokrą głową wynurzyła się z nurtu i donośnym głosem, jak to tczewianka, wzywać zaczęła pomocy. Gdy jej udzielono, dziewczę zdrowe i całe wróciło do domu, cicho złorzecząc językiem plugawym.
Szczęśliwie obeszło się bez tragedii. Dziewczę przeżyło i oby dzieci miała mądrzejsze. Niemniej wypadek na moście jest punktem wyjścia do refleksji – któryż to raz? – nad sednem odpowiedzialności. Bo kto jest odpowiedzialny za mimowolny upadek do rzeki onego dziewczęcia? Oprócz mostu, rzecz jasna. Jego właściciel, niewątpli- wie. Czy tylko? Właściciel mostu ruiny, obstawił ją tablicami zakazującymi wstępu. Ale ludziska i tak tam łażą na własną odpowiedzialność. Zatem kogo powinna zaskarżyć upadła panna z Tczewa? Czy może powinna tylko Bogu podziękować, że nie złamała kręgosłupa?
Przypadek z Tczewa jest łatwiejszy wobec następnych. Panna naraziła swe życie mimo woli. Ale ludzie jarający dopalacze robią to, bo tego chcą. Tu nie ma przypadku ani przymusu. Telewizje, które lubują się w budowaniu napięcia, pokazały niedawno dorosłego, dobrze odżywionego mężczyznę, który ładnym językiem (matura w LO?), starannie ogolony (wiadomo, telewizja!) żalił się, jak to okrutnie sponiewierał go „Mocarz”, popularny tego lata dopalacz za 15 złotych, przy którym polifoska to cukier puder. Ukarany grubasek z intensywnej terapii bezwiednie okazał się głupkiem z własnej woli, otwierając letnią galerię laureatów Nagrody Darwina, przyznawanej tym, którzy sami eliminują się spośród żywych, poprawiając tym samym zapis genowy ludzkości.
Ale oto poruszeni wieściami o „Mocarzu” politycy zaczęli się naraz uwijać jak łososie w tarle. Podobno rząd obiecuje już bezpieczeństwo i terapię każdemu, nawet temu, kto we własnym kiblu chce sobie łyknąć domestos. Po co? Gdzie się podziała odpowiedzialność za siebie? Grubasek, co go „Mo- carz” sponiewierał, gdyż chciał się zabawić, winien z własnej kiesy pokryć koszty ratowania jego zbędnego istnienia. Może wtedy, gdy idioci będą za siebie sami płacić w szpitalach, wystarczy pieniędzy dla naprawdę chorych, choćby dla dzieci cierpiących na choróbska, których NFZ nie refunduje z zasady, bo nie ma kasy, bo wydaje je na nieodpowiedzialnych imbecyli koksujących się „Mocarzem”. Bo uwolnił ich z odpowiedzialności? Po co?
Inny przykład. Tysiące rodaków oddało własne pieniądze niejakiemu Plichcie i jego spółce Amber Gold. A Plichta załatwił ich tak, jak „Mocarz” załatwił kilkuset żądnych wrażeń durniów, którym wystarczyłby łyk denaturatu. Prawie miliard złotych poszło się... I nigdy nie wróci. Ludzie żalą się teraz na państwo, że nie ostrzegło, dopuściło, żeby taki Plichta, niech imię jego będzie przeklęte, przeputał dorobek ich życia. Wina Plichty jest oczywista. To oszust, który z lochu nie powinien wyjść do końca dni. Ale... Ale czy tylko Plichta jest winny? Czy aby to Plichta odpowiada za bezmyślność i chciwość swoich klientów? Tysiące odpowiedzialnych, jak się zdawało, ludzi wypłaciło z bankowych kont oszczędności nie dla jakiejś wyższej idei, tylko dla większego zysku. I po to wpłaciło je do Amber Gold, bo Plichta obiecywał dużo wyższy procent od lokat, niż dawały to banki. Czy zatem nie należy podzielić
9się odpowiedzialnością za skutki? Czy pośród tysięcy żałośnie lamentujących ludzi, którzy z własnej woli i wyrachowania utracili dorobek życia, nie ma nikogo, kto uderzyłby się w swoją pierś? Psychologicznie podobny przypadek tworzą frankowicze. Tu także wyrachowana przebiegłość klienta (zapłacę dużo niższe raty niż mój sąsiad, co spłaca kredyt w złotówkach) nałożyła się na bezwzględną chciwość banków (idę do ubojni – mówił w tamtych czasach bankowy doradca kredytowy, zaczynając dzień pracy). Państwo nie ostrzegło, państwo nie zdjęło z nas, frankowiczów, odpowiedzialności, żalą się dziś ci, którzy byli niegdyś tak z siebie zadowoleni.
Psychologowie wiedzą: każdy czyn rodzi konsekwencje. Człowiek odpowiedzialny konsekwencje te przyjmuje jako własne i odnosi się do nich zgodnie ze swym stanem świadomości i uznawanym systemem wartości. W powyższych przypadkach mamy do czynienia z karykaturą tej logiki. Za moje nieodpowiedzialne czyny odpowiada ktoś inny: zarządca mostu, instytucje kontroli albo ścigania, bank. Ktoś powie, jakie to polskie... To jednak problem szerszy. Nowojorski makler Madoff zbudował piramidę finansową, na której tysiące cwanych Amerykanów straciło kilkadziesiąt miliardów dolarów. Zabrakło im krztyny zdrowego rozsądku. Podobnie jak fanom SMS-ów, „Mocarza”, Amber Gold i szwajcarskich franków.
henryk.martenka@angora.com.pl