Młodych na emeryturę
Jedyny – ale za to jaki – sukces młodzieży, jaki udało się jej ostatnio odnieść, to wmówienie wszystkim, że gorzej jest być młodym niż starym. Generalnie wydawać by się mogło, że sama biologia powoduje, że człowiek za młodu ma najwięcej przewag, które potem z biegiem czasu traci: jest zdrowy, silny, całe życie przed nim itd. Są to jednak złudzenia, które rozwiewają na naszych oczach politycy i politykierzy.
Na skutek zawirowań wyborczych powoli nie ulega już wątpliwości, że to za młodu człowiek jest w czarnej dziurze, żeby nie powiedzieć gorzej, i dopiero na starość – po uzyskaniu jakichś świadczeń od państwa – może mu się zacząć powodzić jako tako.
Wrażenie to pogłębiła propozycja premier Kopacz, aby młodzi do 30. roku życia w ogóle nie płacili podatków. Nie wiadomo wprawdzie dokładnie, czy taka propozycja rzeczywiście padła, ale samo pojawienie się jej i testowanie w gazetach jest już znamienne.
Okres do 30. roku życia jawi się tu jako rodzaj upośledzenia: jakaś choroba czy kalectwo, które nie pozwalają człowiekowi normalnie funkcjonować. Za bycie w tym wieku należy się jakaś rekompensata. Właściwie ulgi takie byłyby wypłacaniem rodzaju młodzieńczej emerytury jeszcze przed podjęciem pracy. Powoli zaczyna się urzeczywistniać znana anegdota, jak to uczeń zapytany, kim chciałby zostać, odpowiadał, że emerytem.
Tylko takiemu nastawieniu zawdzięczać można dość kuriozalną sytuację, że młodzi są do emerytury nastawieni tak pozytywnie. Zwraca na to uwagę tygodnik Wprost jednak ich raczej przed tym przestrzegając: „ Młodzi, którzy popierają obniżenie wieku emerytalnego w Polsce, poniosą najbardziej dotkliwe konsekwencje realizacji tej szkodliwej polityki”. Nie biorą bowiem pod uwagę, że koszty wcześniejszego odchodzenia na emeryturę będą ponosić przecież oni. Raczej kombinują, jak najszybciej samemu sobie na tę emeryturę przejść. Tu Wprost roztacza zresztą przed nimi wspaniałe perspektywy: „ Nasz kraj przeznacza na emerytury – biorąc pod uwagę wiek populacji ( średnio stosunkowo jeszcze niski – przyp. MO) – najwięcej pieniędzy na świecie (…). Co trzecią złotówkę wydawaną przez sektor finansów publicznych przeznaczamy na te świadczenia”. I młodzi chcieliby tylko jak najszybciej do emerytowanych dołączyć. Jest naturalne, że lepiej nie zostawać w grupie, która środki na te świadczenia będzie wypracowywać.
W kampanii wyborczej tylko utwierdzają ich w tym politycy. Jan Maria Rokita zwraca uwagę w tygodniku W Sieci, że według zapowiedzi kandydatki na premiera Beaty Szydło „ wizją rządów że PiS jest przyznanie obywatelom dodatkowych zasiłków i umożliwienia im przejścia na wcześniejszą emeryturę”. Jan Maria Rokita zwraca uwagę, że do tego w istocie sprowadza się zasada, jaką uspokajająco sformułowała Szydło, że „ nikomu niczego nie będziemy zabierać”: „ Taka deklaracja oznacza de facto gwarancję zachowania niesprawiedliwych przywilejów, a jest ich w Polsce bez liku, poczynając od wielkich właścicieli ziemskich pobierających nieopodatkowane dopłaty rolne, a skończywszy na uprzywilejowanych 50-letnich emerytach z licznych służb mundurowych”. Nie tylko takich emerytur za młodu nie zamierza się likwidować, ale ideałem byłoby zapewnienie ich i rozciągnięcie na wszystkich: żeby właściwie całe społeczeństwo przeszło na nią jak najwcześniej. Pośród we- zwań do mobilizacji wyborczej i pobudzenia obywatelskiego jest to właśnie program demobilizacji: „ W warstwie emocjonalnej odwołuje się do społecznego pragnienia «małej stabilizacji», a już na pewno nie jest próbą zmobilizowania obywateli do jakiegoś większego wysiłku”.
Zdaniem Newsweeka dając się odesłać na emeryturę, a nawet się tego domagając, młodzi nie wiedzą, co czynią, i zostali właśnie wpuszczeni w maliny. Wybierają tradycyjnie wbrew własnym interesom. „ Młodych jest jeszcze łatwiej nabrać niż starych”. Albowiem „młodzi oburzeni wyborcy zostali już tyle razy wyrolowani i nawet tego nie zauważyli, bo szybko zapominają o swoich pomyłkach”.
W wyniku swej wyjątkowo krótkiej pamięci (co jeszcze bardziej zbliża ich i upodabnia do starych) i tego, że ich zaangażowanie polityczne jest to zawsze tylko „słomiany ogień”, młodzież „ jeszcze bardziej traci wpływ na rzeczywistość; nawet korygujący, który mógłby dyscyplinować patologie starych”.
Tymczasem postrzeganie młodych nie jako sprawców czegokolwiek, a jedynie ofiar systemu, obejmuje nawet Przystanek Woodstock. Przekonanie, że jest to jeden z nielicznych autentycznych przejawów samodzielności młodzieży (według rodziców nieraz przesadnej), niszczy tygodnik Do Rzeczy.
Jeszcze przed rozpoczęciem tegorocznego Przystanku Do Rzeczy rysują apokaliptyczny jego obraz, gdzie młodzież – pozornie sama uciekając tam z domu – zostaje wkręcona w jakąś potworną manipulację, niejednokrotnie tracąc z tego powodu życie.
Rozdzierające serce opisy oszukiwanej młodzieży, którą sprowadza się tam po to, aby spędzała czas w „ wielogodzinnych kolejkach do toalet”, długo pozostają w pamięci.
Gdyby to jednak było tylko ich święto zaparcia i zatwardzenia, to jeszcze nie byłoby najgorzej. Na tej darmowej imprezie tracą jednak nie tylko zdrowie, ale i pieniądze, bo okazuje się, że na imprezie Owsiaka, organizującego im jedyny w Polsce festiwal bez biletów, „ rządzą chciwość i zysk”.
Jednakże iście diabelskie sztuczki w postaci zarabiania na darmowych koncertach to także nic w obliczu tego, że „ Przystanek okupiony jest życiem młodych ludzi”! Okazuje się bowiem, że „ faktyczna liczba zgonów jest nie do ustalenia”. Jak to możliwe, że w środku Europy przepada jakaś niewyliczalna rzesza młodych ludzi i nikt ich nawet nie szuka? „ Policja i prokuratura udzielają zdawkowych informacji”. Pewne wyjaśnienie jednak się nasuwa, albowiem Owsiak – aby nie musieć budować toalet – „ zaniża liczbę uczestników”. To dzięki temu, że jest ich nadwyżka, mogą na Przystanku niepostrzeżenie zginąć.
To rozmiary dokonywanej z młodzieżą w naszym kraju manipulacji, z jakiej nie zdaje sobie ona sprawy, doprowadziły do tego, że w rezultacie chce ona rozbudować system emerytalny. Z tym że pracować na niego mieliby raczej starzy.