Kopacz dorzuci do pensji minimalnej
Premier Ewa Kopacz na konferencji prasowej odkryła część programu PO dotyczącą poprawy sytuacji na rynku pracy. Zgodnie z zapowiedzią, pracownik zatrudniony na umowę o pracę otrzymujący najniższą krajową pensję (obecnie to 1750 zł, ale rząd chce ją podnieść do 1850 zł) otrzyma dodatkowe pieniądze z budżetu państwa. Chodzi o to, by wsparcie otrzymywały osoby, które szukają normalnego zatrudnienia, a nie pracodawcy, którzy oferują umowy śmieciowe. – Kiedy słucham pani premier Ewy Kopacz, to mam wrażenie, że ona sama nie wierzy w swoje obietnice – stwierdził w „Faktach po Faktach” TVN Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS.
– Pani premier jeżdżąca pendoliną i pokazująca się w telewizyjnym ramieniu rządzącej sitwy raczyła powiedzieć, że PiS swymi obietnicami chce dla Polaków życia ponad stan. Co oznacza to życie ponad stan dla rodzin, które otrzymają 500 zł na drugie i kolejne dziecko? Wystarczy mieć odrobinę wyobraźni, aby zrozumieć, o co pani premier chodzi. Lemingi na pewno uwierzą, że Kopacz chce jak najlepiej; chce, żeby wszystkim żyło się dobrze, a więc głosować będą nadal na panią Ewę i sitwę jadającą ośmiorniczki i pijącą wina w cenie ich pensji, rent czy emerytur. Na pewno doczekacie się tego, że i wy będziecie mogli jadać podobne frykasy i odpoczywać pod palmami – pisze Brygida Naruniec (http://brygida.naruniec.salon24.pl).
– Czy faktycznie najmniej zarabiający będą beneficjentami obietnic Pani Premier? Wątpię. Na pierwszy rzut oka to nie najmniej zarabiający na tym skorzystają a najmniej płacący. Po co zatrudniać pracownika na etacie za 2 tys. złotych, skoro można zatrudnić go na etacie za najniższą krajową. Mniej się zapłaci pracownikowi, mniej się zapłaci ZUS-owi, a państwo niech mu dopłaca – pisze Przedwieczorny (http://przedwieczorny.salon24.pl).
– Ciekawe to bardzo, co mówi, zważywszy na to, że osoba zarabiająca na rękę 1 286,16 zł (1750 brutto) kosztuje pracodawcę 2 112,96 zł – wylicza Bolimieglowa (Wykop.pl).
– Niech nie dopłaca, tylko niech mniej zabiera, czyli niech zrobi kwotę wolną co najmniej 8 tys. w roku. Aby na tym skorzystali tylko ci, którzy mają małe dochody, należy obniżyć drugi i trzeci próg – komentuje Baczność (Salon24.pl).
– Skąd państwo ma wziąć pieniądze na tę działalność dobroczynną Pani Premier, nie powiedziała, ale nie musiała – wszyscy doskonale wiemy. Jakie będą skutki wprowadzenia pomysłu w życie, też łatwo się domyślić – przedsiębiorcy standardowo będą proponować wszystkim najniższą pensję, na pocieszenie dodając, że państwo im przecież dołoży, więc nie ma się co targować. A budżet sobie po prostu zdechnie, ale kto by się tam przejmował takimi drobnostkami... Ja mam tylko jedno pytanie – czy to aby nie sama pomysłodawczyni straszyła niedawno, że wprowadzenie rozwiązań proponowanych przez Prawo i Sprawiedliwość zrobi z Polski drugą Grecję? – pyta Alexander Degrejt (http://alexd.salon24.pl).
– Pomysł pani Kopacz bardzo mi się podoba. Jest mi obojętne, kto to obiecuje. Mam 30 lat i zarabiam na najniższej krajowej 1450 zł i bez pensji męża nawet nie ma mowy, żebym się utrzymała. Liczę, że ci POpaprańcy z taśm zrehabilitują się trochę w oczach narodu i tym, którzy nie jadają obiadków za 1 tys. zł, dołożą do garnka – pisze Magdalena (Wykop.pl).
– Idiotyczny pomysł. A nie lepiej po prostu mocno karać pracodawców zatrudniających ludzi na czarno? Zapłaci taki pracownikowi zaległy ZUS za okres od początku działania firmy, karę w wysokości 100 proc. zaległości i procenty od zaszłości, a sprawa sama ureguluje się w miesiąc. Pracownik zyska i szef się nauczy. Minimalne wynagrodzenie rośnie stale, a od 2006 roku podwoiło się (647,93 do 1286,16). Problemem jest to, że istnieją umowy śmieciowe, szara strefa, KRUS, emerytury i przywileje branżowe. PIP (Państwowa Inspekcja Pracy) powinna pobierać wynagrodzenia wyłącznie z tytułu kar za nieprzestrzeganie przepisów, a od razu zaczęliby działać – pisze Kfiatushek7 (Salon24.pl).