Medycyna w roli anioła
Przeciwnicy naprotechnologii mają wiele argumentów. Jednym z nich jest właśnie nadmierna koncentracja na płodności kobiety, gdy tymczasem… – Aż w 60 proc. przypadków przyczyną bezdzietności jest niepłodność męska – mówi biochemik, prof. Krzysztof L. Krzystyniak. – Wskaźnik płodności naszych pradziadków, wyrażany liczbą plemników na 1 ml, wynosił 60 – 120 mln i więcej. Obecnie, zgodnie z normą przyjętą przez Światową Organizację Zdrowia, jej dolna granica została obniżona do 15 mln plemników na 1 ml. Co roku liczba plemników spada o 1,5 proc.
Dr Barczentewicz nie widzi tu problemu. – Kiedy stosujemy leczenie przyczynowe, naszym głównym celem jest uzyskanie optymalnych warunków do poczęcia dziecka po stronie kobiety. Kiedy udaje się to osiągnąć, nawet przy problemach z ilością i jakością plemników, dochodzi do poczęcia – mówi w wywiadzie dla portalu internetowego Natemat.pl. Jednym z najzagorzalszych krytyków naprotechnologii jest prof. Marian Szamatowicz, dzięki któremu 28 lat temu urodziło się pierwsze polskie dziecko poczęte metodą in vitro: – Fakty są takie, że mniej więcej połowie par po postawie- niu rozpoznania naprotechnologia nie daje żadnych szans. Mnie wkurza to, że mężczyzn leczy się farmakologicznie, a nie ma żadnego naukowego dowodu, że to może być skuteczne, w tym czasie zaś kobieta się starzeje, a gdy w końcu okaże się, że ta naprotechnologia nie przynosi skutku, najczęściej już nie można pomóc. Nazywam to złodziejstwem czasu reprodukcyjnego (…). Sam często mówię, że pierwszym nakazem boskim był nakaz rozmnażania się. Na wykładach pokazuję generację patriarchów, zaczy- nając od Abrahama, który doczekał się syna – według Starego Testamentu – gdy Sara miała 95 lat. I aniołowie w tym pomagali (…). Dzisiaj natomiast medycyna może zastępować aniołów i pomagać ludziom mieć dzieci. Szamatowicz twierdzi, że popierana przez Kościół metoda nie jest żadną nowością. Te same procedury, czyli diagnostykę bezpłodności i jej leczenie, farmakologiczne czy chirurgiczne, stosują wszyscy ginekolodzy. – O ile [naprotechnologia] może pomóc w poznawaniu przyczyn pewnych scho- rzeń lub nieprawidłowości, o tyle in vitro dla niektórych jest po prostu ostatnią deską ratunku. Oferuje się je osobom, którym nic innego nie może pomóc. Konfrontowanie tych dwóch metod i wskazywanie naprotechnologii jako alternatywy dla in vitro jest więc z tego punktu widzenia bezsensowne.
Spór o in vitro jest sporem ideologicznym między wiarą i nauką, dlatego pewnie nieprędko, jeśli w ogóle kiedykolwiek, zostanie zażegnany. Ale jest też sporem praktycznym, w którym po jednej stronie barykady stoi Kościół i jego walka o „rząd dusz”, po drugiej wielki biznes. Częściowa refundacja zapłodnienia pozaustrojowego pochłonęła w 2014 roku 250 mln zł. Poznańska klinika InviMed ma rocznie 20 mln zł przychodu, klinika nOvum w Warszawie – 27 mln. Europejskie Stowarzyszenie Rozrodczości Człowieka i Embriologii podaje, że w Polsce przeprowadza się rocznie 10 tys. zabiegów in vitro, 200 na milion obywateli. Koszt jednego procesu zapłodnienia to ok. 15 tys. zł. A często potrzeba dwóch lub trzech prób. Po wejściu w życie ustawy o finansowaniu z budżetu liczba sztucznych zapłodnień w naszych klinikach znacznie wzrośnie. W państwach refundujących in vitro robi się nawet 1000 zabiegów na milion mieszkańców.