Wędrówka śladami Marcela Prousta
śnicy poezji. A podczas rejsu do Aleksandrii napisany został słynny Hymn zaczynający się od słów „Smutno mi, Boże…” (lektura obowiązkowa, mam nadzieję).
Dziś jeździmy znacznie szybciej, choć mamy też na pewno mniej czasu, możemy więc podążać tropami ukochanego pisarza, zatrzymując się tylko na chwilę w wybranych miejscach. Może nie każdy czytelnik odczuwa dreszcz emocji, stojąc w pokoju, przy biurku artysty albo wyglądając przez okno, by ujrzeć ten sam pejzaż, który towarzyszył wieszczowi podczas pisania tego czy innego arcydzieła. Mimo wszystko ciekawsze to może od atrakcji dawno opisanych w przewodnikach, zachwalających niezmiennie egipskie piramidy i wieżę Eiffla.
Ja też siedzę latem w domu, więc postanowiłem opracować kilka tras podróży, które odbędę niezawodnie, o ile pojawi się pod moimi drzwiami jakiś czarodziejski pojazd, na przykład latający dywan, którym można się przemieszczać bez dokonywania rezerwacji i wykupywania biletu.
Mniej zamożnym proponuję wędrówkę śladami Marcela Prousta, oczywiście z siedmioma tomami W poszukiwaniu straconego czasu w plecaku. Najlepiej przeczytać całość jeszcze w domu, a odpowiednie fragmenty pozaznaczać paskami papieru (i proszę, żadnego bazgrania na stronicach!). Zaczynamy od Paryża, rzecz jasna, a dokładniej – Auteil, gdzie w 1871 roku pisarz przyszedł na świat. Dziś to XVI dzielnica Paryża, w pobliżu słynny stadion piłkarski i korty tenisowe, na których rozgrywa się jeden z najważniejszych turniejów wielkoszlemowych. Nazajutrz pojedziemy do Illiers, całkiem niedaleko, mniej niż dwie godziny pociągiem przy sprzyjającym rozkładzie jazdy. Illiers to oczywiście powieściowe Combray. Po powrocie – przechadzka po Paryżu śladami Swanna i Odety, a potem odpoczynek przed trochę dłuższą podróżą. Naszym celem będzie Cabourg, snobistyczny kurort, atrakcja Riwiery Normandzkiej, gdzie mieszka dziś zaledwie kilka tysięcy obywateli, ale działa prawie sto hoteli! Jak pamiętamy, to właśnie tutaj Marcel spotkał Albertynę i jej niesforne koleżanki. Tyle że nazwę Cabourg zmienił na Balbec – w tej niedużej, lecz drogiej miejscowości zabawimy na pewno krócej niż narrator, bo przecież czekają nas jeszcze zagraniczne atrakcje. Po pierwsze – Holandia, z braku czasu odwiedzimy tylko Hagę i muzeum Mauritshuis, gdzie oglądać można Widok Delft Vermeera, przez Prousta uznany za najpiękniejszy obraz świata. Po drugie – Wenecja, gdzie zobaczymy obrazy innego ulubieńca pisarza, Carpaccia, a także popłyniemy gondolą, trzymając w dłoni otwarty szósty tom W poszukiwaniu straconego czasu (aby tylko nie wpadł nam do wody!). I to właściwie koniec, zajrzymy jeszcze może na cmentarz Pe`re-Lachaise, gdzie Proust został pochowany. Wyszło drogo? Czy ja wiem? Ostatecznie niezapomnianych przeżyć może nam dostarczyć już sama lektura.
Najzamożniejszym proponuję natomiast wyprawę, podczas której zobaczymy wszystkie domy Rainera Marii Rilkego, zapewne najwybitniejszego poety XX wieku. Określenie „wszystkie domy” w stosunku do człowieka, który przez całe życie nigdy właściwie nie miał domu, może wydawać się nieco mylące. Tak wiele kamienic, willi, a nawet pałaców czy zamków można by dziś ozdobić tablicami uwieczniającymi dłuższy czy krótszy pobyt austriackiego poety, że dla turysty nie stanowi to już może prawdziwej atrakcji.
Tak czy inaczej, wyruszymy z Pragi, bo tutaj pisarz spędził dzieciństwo i młodość, a nawet rozpoczął studia na Uniwersytecie Karola. Rodzinnego miasta nigdy nie polubił i już wkrótce przeniósł się do Monachium, gdzie rozpoczęła się jego wielka literacka kariera. Ze stolicy Bawarii pojedziemy wygodnym pociągiem do baśniowego Wolfratshausen, tam Rilke spotykał się z Lou Salomé, chyba najważniejszą kobietą swego życia. A potem sprawdzimy paryskie adresy poety, który w pewnym okresie sekretarzował znakomitemu rzeźbiarzowi francuskiemu Augustowi Rodinowi i napisał o nim piękną książkę. Niestety, to dopiero początek naszej wyprawy. Bo chcąc dorównać autorowi Malte, musimy jeszcze wpaść do Hiszpanii, zwiedzić Danię i Szwecję, a wreszcie pojechać do Rosji! We Włoszech wybierzemy się do Rzymu, Wenecji i Florencji, nie ominiemy Capri. Zobaczymy na własne oczy słynne Duino, gdzie na zamku księżnej von Thurn und Taxis powstawały Elegie duinejskie, może najwspanialszy cykl poetycki w całej liryce XX wieku. Czeka na nas ponadto Egipt, a potem Szwajcaria, gdzie Rilke spędził ostatnie lata życia. W drodze powrotnej wpadnijmy jeszcze do Wrocławia i koniecznie do Sopotu, bo te dwa miasta też związane są w pewien sposób z biografią artysty.
Gombrowiczowska wyprawa
do Buenos Aires
Tak, podróż śladami Rilkego to przedsięwzięcie prawie nierealne, a w każdym razie dosyć męczące. A zresztą może powinniśmy raczej pamiętać o polskich pisarzach, na przykład o Witoldzie Gombrowiczu, też autorze światowej sławy.
Gombrowiczowską wyprawę odbyć możemy w trzech wariantach, przy czym najdroższy przewiduje lot do Buenos Aires i wędrówkę latynoskimi tropami autora Ferdydurke. Byłoby wspaniale zobaczyć ulice, którymi chodził Gombrowicz, zajrzeć do kawiarni, gdzie grywał w szachy, porozmawiać z kimś, kto może jeszcze go pamięta? Oczywiście, zrobili to już za nas inni, ale może coś jednak przeoczyli?
W tańszym wariancie pozostajemy w Europie, najpierw Berlin, a potem Paryż, ze stolicy niedaleko do Royaumont, no i wreszcie Vence na południu Francji. Tam zatrzymamy się dłużej, bo przecież Gombrowicz mieszkał tu pięć lat, tu pisał i udzielał wywiadów, tu chorował i umarł, tu miał wreszcie świadomość nadciągającej popularności.
Aw wariancie najtańszym –w ogóle nie opuszczamy kraju. Jedziemy do Małoszyc pod Opatowem, gdzie pisarz się urodził. Wpadamy do muzeum we Wsoli, gdzie zgromadzono pamiątki po autorze Kosmosu. Może w okolicy znajdziemy coś ciekawego, jakiś pejzaż przemycony do którejś z powieści? No, a w stolicy śladów jest już mnóstwo, bo przecież Warszawa Gombrowicza to wspaniały cel wakacyjnej włóczęgi, choć sam artysta obiecywał swoim gościom tylko stare kluski, czarną kaszę i surową rzepę.
Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, historykiem literatury, prozaikiem i eseistą.