Szukamy ciągu dalszego – Opróżniamy szuflady
(Angora) Znany z muzyki country zespół Zayazd nagrywa dziś piosenki patriotyczne.
Byli w Polsce prekursorami tak modnego ostatnio folk-rocka. Bożena i Lech Makowieccy 30 lat temu stworzyli grupę Zayazd i od razu zdobyli popularność. Brali udział w krajowych i zagranicznych festiwalach, nagrali siedem płyt. Teraz śpiewają o historii, tej starszej i tej najnowszej.
Od wielu lat mieszkają w Gdyni. Dom z ogrodem, zabawki i rowery. – Dzieci wyjechały i zostawiły nam swoje pociechy. Dzieci to Tomasz Makowiecki i jego żona Reni Jusis, znani muzycy. – Właśnie wróciliśmy z krótkiej trasy artystycznej – mówią Bożena i Lech. – Pod Tarnowem daliśmy koncert mickiewiczowski, taka staropolska biesiada, adekwatna do nazwy Zayazd. Prezentowaliśmy „mickiewiczowskie” piosenki. Wszystkie z Lecha muzyką, w rozrywkowej konwencji. Zależy nam na przybliżeniu młodzieży Mickiewicza, bo dziś rzadko kto czyta tego poetę,
a jest to najlepszy polski „tekściarz”.
Odbrązowiliśmy Mickiewicza. Staramy się pokazać, że był mężczyzną z krwi i kości.
W Częstochowie wzięli udział w spotkaniu autorskim. – Wydałem dwa tomiki wierszy: „Pro publico bono” i „Ja tu zostaję” – mówi Lech. – Chcę wytłumaczyć młodym ludziom, że w Polsce warto zostać, że na Zachodzie wcale nie jest tak różowo. Był i koncert, musiałem wziąć gitarę i wykonać kilka ballad. Świetny klimat, bo i miejsce szczególne – Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II. Kiedy kilka lat temu grałem koncerty patriotyczno-historyczne, przychodzili sami kombatanci, a dziś głównie młodzież, która organizuje te imprezy. W Bełchatowie był już inny styl. – Muzyka country, prezentowaliśmy polskie i amerykańskie country.
W tym roku Zayazd obchodzi 30-lecie działalności. –Z tej okazji będzie płyta. Ukażą się na niej piosenki o młodości, rodzinie, o normalnej miłości pomiędzy mężczyzną i kobietą – oznajmia Lech. A Bożena dodaje, że to taki pamiętnik. – Pisany o naszym życiu, emocjach, dla dzieci i wnuków.
Lech pochodzi z Rypina, Bożena z Morąga. On przyjechał do Gdańska na studia. Ona występowała w Zespole Reprezentacyjnym Marynarki Wojennej „Flotylla”. Już jako licealistka wygrała festiwale w Zielonej Górze i Kołobrzegu. – Miałam do wyboru Teatr na Targówku w Warszawie albo Flotyllę, ale zawsze marzyłam, żeby mieszkać w Trójmieście. I tak trafiłam do zespołu.
Lech studiował budowę okrętów na Politechnice Gdańskiej. Pokazuje wiszący na ścianie projekt swojego statku. – Tyle zostało z moich studiów, bo
nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie.
Potem trafił do wojska, do Morąga. A że był umuzykalniony, dostał propozycję przeniesienia do Flotylli. Na studiach śpiewał z Rudim Schuberthem. Później spotkał Leszka Boliboka i w 1977 r. powstał zespół Babsztyl. – Śpiewałem, grałem, ale pełniłem też funkcję menedżera. Wystąpiliśmy na kilku festiwalach, głównie studenckich, a potem było Opole i wyróżnienie w koncercie debiutów za cover piosenki „W siną dal”.
We Flotylli poznał Bożenę. Z ostatnim dniem służby odszedł z zespołu. – Wróciłem do Babsztyla, zabierając z Flotylli najlepszą wokalistkę. Wkrótce zostaliśmy małżeństwem.
Grali folkowo country. Stworzyli własny styl. Publiczność ich pokochała. Sprzedano 230 tysięcy egzemplarzy płyty „Szykuj się, bracie”. – To było siedem lat intensywnej pracy. Piękny czas, ale każdy z nas miał inną koncepcję i się rozstaliśmy. Powstały trzy grupy, w tym nasz Zayazd. W składzie poza mną i Bożeną znalazł się Leszek. Mogliśmy wreszcie realizować to, co chcieliśmy. Bo Babsztyl to amerykańskie country przetworzone na polski język. A Zayazd to już było polskie, mickiewiczowskie country.
Nagrali płytę z muzyką folkową „Wypij do dna”, familijną „Mój dom, mój świat” i kolędy z country zadęciem, ale najbardziej chlubili się albumem „Zajazd u Mistrza Adama”. – Promowaliśmy wieszcza, śpiewając recital „Romantyczność” z udziałem pięknych dziewcząt na Piknik Country w Mrągowie w 1998 roku. Nasz występ dziennikarze okrzyknęli najlepszym w historii Pikniku.
– Pływaliśmy na „Stefanie Batorym” w rejsy wycieczkowe jako oficerowie rozrywkowi. Za każdym razem musieliśmy przygotować inny repertuar. W rejsie na Karaiby zaprezentowaliśmy aż siedem show. To była doskonała szkoła różnorakiej muzy.
Umiejętne połączenie brzmienia skrzypiec i gitary elektrycznej dało zespołowi rozpoznawalne, nowoczesne brzmienie. Dostali nagrodę „za całokształt” i propagowanie polskości, przyznawaną przez Korneliusza Pacudę podczas Pikniku iw „Ciemno- grodzie” Wojciecha Cejrowskiego. Konsekwentnie realizowane hasło „Polacy nie gęsi...” zaowocowało dla nich kolejnymi nagrodami.
Lata 90. to dobry okres dla zespołu, założyli wtedy agencję reklamową. – Napisałem 120 utworów reklamo- wych, wyprodukowałem 30 spotów dla różnych firm. Wtedy reklama dopiero raczkowała, a przybywało firm, które potrzebowały promocji. Pracowaliśmy przy reklamie lodów, wędlin, wyrobów z porcelany, piwa, ubezpieczeń. Organizowaliśmy koncerty, niewielkie festiwale. Potem doszły eventy. Ale co roku występowaliśmy na Pikniku Country w Mrągowie. To nasze okno na świat.
Lech pisał też teksty dla innych wykonawców, m.in. dla zespołu VOX i Majki Jeżowskiej.
Bożena dodaje, że nie tylko pracowali, ale wychowywali jeszcze dzieci. – A w tym zawodzie nie jest to łatwe, pomogła nam rodzina. Tomek jeździł z nami w trasy, wychowywał się w hotelach i za kulisami. Zawsze był bardzo muzykalny. Chcieliśmy go oszczędzić, żeby nie wsiąkł w ten zawód, ale stało się inaczej. Poszedł własną drogą... Córka Kasia studiuje romanistykę, ale też kocha muzykę. – Lubi śpiewać i grać. Nasze wnuki też są muzykalne.
Przyznają, że mieli trudny okres. Rok 1989, czas przemian. – Nie wiadomo było, w którą stronę iść. Po powrocie z „Batorego” był taki moment, że aby przeżyć, szukaliśmy pracy za granicą. Na zmywaku. Dopiero wejście w reklamę pomogło problemy finansowe.
Latem grają imprezy plenerowe z repertuarem country, a jesienią i wiosną recitale patriotyczne, zajmują się też działalnością reklamową. – Odkąd na polski rynek weszły zachodnie koncerny promocyjne,
nam
rozwiązać
jest coraz trudniej, ale dajemy radę.
Wydajemy własne płyty i tomiki poezji. Zimą uwielbiamy grać koncerty kolęd. Odwiedzamy Kanadę, USA i Australię. W grudniu lecimy na polonijny Festiwal Polart.
Funkcjonują w drugim obiegu, ale nie narzekają. – Obok country, folku i Mickiewicza cały czas zajmowałem się balladą historyczną. Pisałem o Wołyniu, Katyniu, żołnierzach wyklętych, trafiało to jednak najczęściej do szuflady. Nie było na tego typu twórczość zapotrzebowania.
Katastrofa smoleńska przyniosła powrót do myślenia o polskich wartościach. 30 lat gromadziłem materiał, ale słyszeli go tylko przyjaciele. Teraz wyszedłem z nim do ludzi. Opróżniam szuflady. Gramy coraz więcej recitali, aw internecie kultowy utwór „Katyń 1940” bije rekordy wejść i coverowych wykonań.
Lech napisał scenariusz filmu o wysiedlonych w czasie drugiej wojny światowej. Dwugodzinny obraz miał powstać w kooperacji polsko- niemieckiej. – To opowieść o losach mojego ojca, który jako 10-letni chłopiec wysiedlony został z Rypina z całą rodziną w wyniku akcji germanizacyjnej. W trakcie tułaczki stracił rodziców i trafił na przymusowe roboty do III Rzeszy. Potem znalazł się w armii; wyzwolony przez I Korpus gen. Stanisława Maczka, trafił do polskiego harcerstwa na uchodźstwie. Po wojnie uznał, że nie ma po co wracać do kraju, bo stracił całą rodzinę. Do powrotu namówił go pewien oficer LWP w Niemczech, który powiedział: „Ojczyzna wam matką będzie”. I taki tytuł miał nosić ten film. Gdy wrócił, okazało się, że była... macochą. Początek zdjęć planowano na 2009 r., ale do tego nie doszło. – W TVP zmieniła się władza i scenariusz został odłożony na półkę.
Ostatnio pisze felietony, prowadzi blogi, przygotowuje audycje dla Radia Chicago. Otrzymał propozycję napisania historycznej powieści rodzinnej. – Naciska na mnie wydawca, ale na to potrzeba czasu, a ja mam co robić.
togaw@tlen.pl