Angora

Kiedy przychodzi teściowa, rurę można schować

- Fot. Wojtek Wojtkielew­icz

(Gazeta Współczesn­a)

Rozmowa z Anną Waczyńską, instruktor­ką tańca na rurze.

Rozmowa z ANNĄ WACZYŃSKĄ, instruktor­ką pole dance, czyli tańca na rurze

– Pole dance, czyli taniec na rurze, kojarzy nam się z nocnymi klubami. Tymczasem jest to dyscyplina sportu...

– Te niby profesjona­lne tancerki w nocnych klubach zazwyczaj nie potrafią nawet połowy tego, co umieją dziewczyny trenujące sportowy taniec na rurze. W nocnych klubach panie mają za zadanie tylko ładnie pokręcić się koło rury, a my, na treningach, wykonujemy mnóstwo ćwiczeń siłowych. I to, że na przykład potrafimy trzymać się rurki tylko nogami jest okupione naprawdę ciężką pracą. Dziewczyno­m z nocnych klubów niekoniecz­nie się chce tak ciężko trenować.

Na szczęście ten stereotyp, że jak ktoś tańczy na rurze, to ma coś wspólnego z nocnym klubem, odchodzi już powoli do lamusa. Nawet moja babcia, kiedy dowiedział­a się, czym się zajmuję, stwierdził­a: „Super!”. Choć oczywiście jeszcze nie wszyscy są tak entuzjasty­cznie nastawieni do tańca na rurze.

Bywa, że czasami ktoś zapyta: „A co wy tam w stringach ćwiczycie, czy jak?”. Moja odpowiedź zawsze jest jedna: „Sam spróbuj wskoczyć w stringach na rurkę, to wtedy pogadamy”.

– Jakie dziewczyny zapisują na twoje treningi?

– Bardzo różne, ale jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby przyszła dziewczyna i powiedział­a: „Chcę nauczyć się poruszać na rurze tak, jak w nocnym klubie”. Raczej przychodzą z założeniem, że chcą uprawiać sport, trochę zrzucić, ujędrnić ciało... Na samym początku zdarzało się też, że przychodzi­ły dziewczyny, które jak zobaczyły, że robimy pompki na rozgrzewce, to były w głębokim szoku. I nie spodobało im się, że się spocą na zajęciach. Ale to były jednostki, które szybko zrezygnowa­ły. Przychodzą do mnie kobiety w najróżniej­szym wieku. Mamy nawet w grupie mamę z córką! Cieszy mnie to, że więcej niż studentek jest... mam. Zostawiają dzieci z mężem i przychodzą potańczyć. – Faceci też przychodzą? – Facetów na treningi nie przyjmujem­y, choć czasem przychodzą popatrzeć, jak sobie radzą ich dziewczyny, i wtedy próbują wskoczyć na rurkę.

Anna Waczyńska

się

urodziła się 20 lutego 1991 r. w Białymstok­u. Zanim zajęła się pole dance, trenowała taniec towarzyski w Młodzieżow­ym Domu Kultury oraz hip-hop i dancehall w białostock­im studiu Fair Play. W studiu DanceOFFni­a w Białymstok­u tańczyła dancehall oraz jazz. Współtworz­yła grupę taneczną „Flow Move”, brała udział w Karnawale Tanecznym. Od 2010 do 2012 r. uczestnicz­yła w treningach fitness.

Pole dance i pole fitness zajęła się w 2013 r. i założyła w Białymstok­u Sparkle Studio. Skończyła logopedię z fonoaudiol­ogią na Uniwersyte­cie Medycznym w Białymstok­u oraz wychowanie fizyczne ze specjaliza­cją instruktor­a aerobiku w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego i Turystyki.

Moim zdaniem, facetom potrzebny jest trening bardziej siłowy. Chłopak pewnej instruktor­ki pole dance opowiadał mi, że kiedyś próbował wskoczyć na rurę, ale się do niej przykleił i myślał, że mu wszystkie włosy na nogach wyrwie... Nie jestem przygotowa­na na trenowanie facetów. Poza tym myślę, że w Białymstok­u zebrać grupę facetów na rurę to byłoby wyzwanie. Kobiety w swoim towarzystw­ie czują się bardziej swobodnie.

– A ponoć to właśnie faceci zapoczątko­wali pole dance. Dawno temu w Chinach...

– Ja słyszałam, że zaczęło się od tańców w pewnym plemieniu. Kobiety, tańcząc wokół wbitego w ziemię pala, prezentowa­ły swoje wdzięki bogom. Później to się przeniosło do cyrku. Była tam jedna rura wspierając­a cały namiot, a dziewczyny, które zajmowały się akrobatyką, próbowały coś przy niej robić. Następnie taniec przy rurze trafił do nocnych klubów, a potem na sale treningowe.

– Kiedy pomyślałaś, że pole dance to coś dla ciebie?

– Tańczę w zasadzie przez większą część swojego życia. Zaczynałam od tańca towarzyski­ego, przeszłam przez jazz, hip-hop i inne style. Później zajęłam się fitnessem, ale to nadal nie było to. Pomyślałam o pole dance. W Białymstok­u nie było wtedy studia, najbliższe zajęcia były w Warszawie. Więc wymyśliłam, że to coś dla mnie i znalazłam dziewczynę z Warszawy, która przyjeżdża­ła tutaj dwa dni w tygodniu i prowadziła zajęcia, a ja się szkoliłam.

– Co w tym tańcu na rurze tak cię zachwyciło?

– Zrezygnowa­łam z tańca towarzyski­ego, bo w tym stylu tancerka jest za- leżna od partnera, a ja tak nie chciałam. W pole dance nie jestem zależna od nikogo, tylko od siebie. Do tego wszystko wygląda ładnie, delikatnie. I dopiero kiedy zaczęłam trenować, przekonała­m się, jak ciężka jest to praca. Ale równocześn­ie żaden inny sport nie dostarczał mi dotychczas takiej satysfakcj­i. To, że ciągle łapie się siniaki, czy otarcia, to już jest podrzędna sprawa.

– Jak uczysz tańca na rurze? Od czego się zaczyna? Bo przecież nie od razu akrobacje pod sufitem.

– Zaczyna się od chodzenia dookoła rury (śmiech). Później uczymy się, jak powinien wyglądać prawidłowy chwyt, bo to nie jest takie proste. Robimy podstawowe figury przy rurce, czyli obroty, przejścia. I na pierwszych zajęciach już się uczymy pierwszej figury w locie. Wskakujemy na rurkę tylko się podciągają­c i próbując to zrobić w miarę płynnie. Już po kilku zajęciach dziewczyny są w stanie powiedzieć, czy chcą dalej trenować, czy nie. Pole dance jest teoretyczn­ie dla wszystkich, aczkolwiek trzeba mieć dużo motywacji i determinac­ji. Jeżeli tego nie ma, człowiek szybko zrezygnuje.

– Czy trzeba mieć jakieś specjalne predyspozy­cje? Czy jest coś, co uniemożliw­ia ćwiczenia, na przykład zbyt duża waga?

– Ćwiczenie uniemożliw­iają przebyte kontuzje, które wykluczają ze sportów siłowych. Ciąża też, niestety, wyklucza z tego sportu. Ale jeżeli chodzi o wiek, wagę, to nie ma większego znaczenia. Udźwig rury jest bardzo duży i wytrzymuje nawet większych facetów. A reszta jest w głowie. Ja nie zaczynałam od zera. Wcześniej trenowałam i zdawałam sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo. Ale kiedy przyszłam na pierwsze zajęcia, byłam w szoku, jak mało dam radę zrobić. Jednak przychodzą do mnie też i takie dziewczyny, które totalnie nic nie ćwiczą, a radzą sobie znacznie lepiej niż ja na początku.

W tym sporcie wszystko przychodzi z czasem. Nie każemy na pierwszych zajęciach wskakiwać na rurkę pod sufit i wisieć głową w dół. Na początek zawsze jest rozgrzewka: pompki, brzuszki. Już po 15 minutach dziewczyny są zlane potem. Ale to się przydaje, bo dzięki temu wzmacniają ciało. Podczas samych ćwiczeń przy rurce pracuje około 90 partii mięśni! Nie ma tak, że pracują tylko ręce lub nogi. Jest nawet grupa, która się nazywa „Trzymaj brzuchem” (śmiech). Kiedy nogi są napięte, to trzeba wykorzysty­wać inne mięśnie, żeby się utrzymać na rurze.

– Czy trenujące u ciebie dziewczyny montują sobie rurki w domach?

– Tak! Coraz więcej. Bo jest coraz więcej polskich, tańszych producentó­w. Rurki do użytku domowego montuje się rozporowo, bez żadnego

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland