Dziś nie przepraszałbym za „Solidarność”
(Rzeczpospolita Plus Minus)
– mówi Zbigniew Bujak, działacz społeczny.
– Polską wciąż jeszcze rządzą pańscy przyjaciele...
– Wzdycham głęboko, bo tu mnie pan ma. Znam się przecież z Heńkiem Wujcem, Jankiem Lityńskim, Bronkiem Komorowskim, witamy się serdecznie, ale nasze drogi wyraźnie się rozeszły.
– Dla nich wynik wyborów był szokiem. – Dla mnie mniejszym. – Na kogo pan głosował? – Powiedziałem publicznie, że Komorowskiego nie poprę, i słowa dotrzymałem. – Duda? – Odmawiam odpowiedzi na to pytanie, ale biorąc pod uwagę, że głosowałem tylko w drugiej turze, to zbyt wielu możliwości nie miałem, prawda? (śmiech)
– Mieliście takie samo zdanie w sprawie pomocy zbrojnej Ukrainie.
– I tym mnie Duda ujął, bo to wymagało odwagi, także intelektualnej.
– Został za to skarcony przez PO i oskarżony, że chce wywoływać wojnę z Rosją.
– To bzdury, słyszałem to samo pod moim adresem. Nie chodziło przecież o natychmiastowe wysyłanie wojsk, ale o zastanowienie się, co należałoby zrobić w razie najczarniejszego, najbardziej radykalnego scenariusza konfliktu w Donbasie.
– Komorowski przegrał. Myśli pan, że Platforma się obroni?
– Myślę, że już czas, by Platforma oddała władzę. Oni powinni dostać naprawdę zimny prysznic i zrozumieć, że to nie działa tak, iż raz zdobytej władzy już nigdy nie oddadzą. Ludzie Platformy muszą sobie przypomnieć, po co oni są w polityce.
– Żeby ludziom żyło się lepiej. Bronisław Komorowski zapewniał przecież, że to złoty wiek w historii Polski, że jeszcze nigdy nie było nam tak dobrze... – ...i przegrał. – Może ludziom zabrakło wyobraźni, chcą zbyt wiele?
– Oczywiście, że to Komorowski się mylił! Złote czasy w Polsce, tak? Ukraińcy, do których jeżdżę, mówią: „Może byście nam przysłali ekspertów?” – i zaczynam się gorączkowo zastanawiać, co myśmy przez te 25 lat zrobili dobrze. Co zrobiliśmy tak dobrze, że twórcę tego dzieła mogę posłać jako doradcę na Ukrainę? Może reforma służby zdrowia? Jezus Maria, nie! To może strasznie potrzebna tam reforma emerytalna? Boże święty, za nic w świecie! Hm, Ukraińcy mają gigantyczne kłopoty z komunikacją, więc może nasza budowa dróg i autostrad albo reforma kolei? – Sam się pan łapie za głowę. – (śmiech) Bo co miałbym im doradzić? Siedzę z nimi, wyliczam po kolei i na końcu muszę powiedzieć: „Koleżanki, koledzy, ja wam powiem, gdzie się tych rzeczy uczyć, ale na pewno nie w Polsce!”.
– Zaraz usłyszę, że Polska jest w ruinie i nic się nie zmieniło przez te 25 lat.
– Ależ oczywiście, że się zmieniło! Tylko niech pan spojrzy z szerszej perspektywy: mieliśmy na starcie opozycję demokratyczną i genialny, masowy ruch „Solidarności”. Potem przyszło 25 lat niesamowitej koniunktury, wpompowano tu miliardy z Unii Europejskiej i co, miało się nic nie zmienić?! To choćby i ktoś chciał nic nie robić, to niemożliwe.
– To w czym rzecz? Że zrobiono za mało?
– Porównajmy się z dwudziestoleciem międzywojennym, z dziedzictwem wojny, trzech zaborów i wielkim kryzysem; a jednak udało im się zrobić kilka rzeczy, z których do dziś żyjemy! Patrzmy na nasze osiągnięcia z tej perspektywy.
– Dlaczego pańscy przyjaciele widzą to inaczej?
– Łatwo staliśmy się establishmentem i przestaliśmy dostrzegać, co się dzieje z połową narodu. Nagle zaczęliśmy widzieć tylko to, co dobre. Przypomina mi się skecz Laskowika sprzed trzydziestu paru lat: „Dlaczego ten traktor stoi? – Bo ma zepsute koło. – Jedno? – Jedno. – To nie możesz powiedzieć, że trzy ma dobre?!”. I my tak przez 25 lat powtarzaliśmy sobie, że może nie wszystko jest świetnie, coś nawala, ale jednak trzy koła są dobre. A że traktor nie działa? – Oj, nie bądźmy czarnowidzami... – No właśnie! I teraz do tego wracamy, bo ludzie pokazali w wyborach, że jednak ten traktor nie działa, że to nie tak miało być. Często denerwujemy się z synem (bo dojeżdżamy do Warszawy), że kolej podmiejska nie działa, ciągle coś nawala, jeden wielki koszmar. Przecież w Warszawie nie mogę tego powiedzieć? – Dlaczego? – Ależ człowieku, Pendolino jest! Popatrz na to, jakie fantastyczne, jak to jeździ, jaki postęp! Nie rozumiesz?! My tu o nowoczesnych pociągach, a ty o jakichś kolejkach na trasie Żyrardów – Warszawa, gdzie czekałeś dwie godziny na peronie, wciąż narzekasz. I wie pan co, tak jest w każdej dziedzinie, ilekroć coś mówię...
– ...tyle razy pan słyszy, że trzy koła są dobre? Skąd ja to znam?
– I zaraz powiedzą, że Bujak jest sfrustrowany, że narzeka, więc czasami myślę, że może lepiej nic nie mówić. A przecież to Kuroń, Michnik, Lityński, to opozycja demokratyczna nauczyła mnie, by w losie jednego człowieka, który się znalazł w kłopocie, dostrzec błędy całego systemu. I to była niesłychanie ważna lekcja, bardzo pomocna w ocenie rzeczywistości, bo ona pokazywała, że najważniejsze jest to, co się dzieje tu, na dole.
– I chce pan powiedzieć, że teraz sami tego nie widzą?
– Oni nie czytają „Gazety Wyborczej”, którą sami tworzą! Mogliby tam poczytać o ludziach, których zgnębił prokurator czy urzędnik. Mało tego, ten mój przyjaciel Adam Michnik ma wśród swoich znajomych ludzi, których zniszczył urząd skarbowy, i co? – Nie widzi tego?
– Dostrzegają drzewa, ale nie widzą lasu?
– Przecież sami mnie tego uczyli, a dziś nasze opisy rzeczywistości całkowicie się rozchodzą. Pamiętam, gdy w sierpniu zeszłego roku rozmawiałem z moimi przyjaciółmi z „Maidan Monitoring” i przekonywałem ich, że Bronisław Komorowski wygra, i to zapewne w pierwszej turze. A oni mi na to: „Zbyszek, on przegra. My śledzimy polską prasę, portale internetowe i widzimy, że Komorowski nie zabiera głosu w żadnej ważnej dla Polski sprawie i on te wybory przegra”. Nie dowierzałem im, do tematu wróciliśmy w styczniu i byli już pewni, że mimo sondaży dających mu 70 proc. Komorowski nie ma żadnych szans. – Stawiali na Dudę? – Nie, ale akurat ja patrzyłem na to poważnie, bo przy wszystkich różnicach zawsze bardzo ceniłem Jarka Kaczyńskiego jako analityka. Mówię Jarka, bo jednak się znamy i jego analityczny umysł zawsze mi imponował, więc skoro on postawił na Dudę, to wiedziałem, że gra jest serio. Niesamowita jest ta jego determinacja polityczna.
– I teraz pańscy koledzy z Unii Wolności muszą oddać im Belweder.
– Ja w tej zmianie władzy nie widzę niczego dramatycznego. Przypominam, że demokracja to system, w którym co jakiś czas zmienia się władza, i to naprawdę dobrze robi wszystkim – i przegranym, i zwycięzcom. Wie pan co, tyle razy obiecywałem sobie, że nie będę udzielał wywiadów. Naprawdę nie wiem, jak mnie pan namówił, ale podejrzewam, że narobię sobie kłopotów...
– Nie chcę ich na pana sprowadzić. Chciałbym tylko spytać, czy czuje się pan częścią establishmentu.
– Z jednej strony znam prezydentów i premierów, przyjaźnię się z ludźmi z elity władzy, a z drugiej – nie mieszkam na zamkniętym osiedlu jak wielu z nich.
– Żyje pan jednak życiem rentiera, bo jako założyciel Agory dostał pan potężny pakiet akcji.
– To prawda, portfel akcji pozwolił mi wziąć kredyt, wyremontować dom po teściach, mam też gospodarstwo rolne w okolicy Brodnicy, gdzie może wyląduję na emeryturze, ale nie jestem milionerem nieznającym realiów. – Spotyka pan normalnych ludzi? – Z jednej strony za płotem mam ludzi dość zamożnych, którzy prowadzą własną firmę, ale z drugiej strony chodzę na targ i tam się czasem nasłucham. Obrywam za całe 25 lat, za ludzką biedę i upokorzenie, którego doznali w III RP. – Jeździ pan czasem do Ursusa? – Tam jest najtrudniej, rzucają się na mnie: „Co tu jeszcze robisz, ty... Przez ciebie to wszystko!”. To strasznie przykre, bo wiem, że Ursus zbankrutował, ci ludzie stracili pracę i mają do mnie pretensje. Pocieszam się, z czystego rozsądku, że skoro na mnie krzyczą, to znaczy, że jeszcze jestem dla nich kimś ważnym, ale nie jest to łatwe. – Czym żyje Zbigniew Bujak? – Głównie Ukrainą, na którą jeżdżę i której pomagam. Stałem się strasznie monotematyczny. – Na chirurgię drzew czasu brak? – O, widzi pan ten dąb naprzeciwko? Przydałoby się go prześwietlić. – Co mu zrobić? – Przyciąć niektóre gałęzie w koronie. Wie pan, dobrze zaopiekowanego drzewa nie ma prawa przewrócić żadna wichura. Ale ja na razie zajmuję się mikrochirurgią, czyli bonsai. – Bujak i bonsai? – To się wzięło jeszcze z czasów mojego pierwszego wyjazdu z Wałęsą i delegacją „Solidarności” do Japonii w 1981 roku. Teraz jeszcze czasami robię znajomym drzewka, ale to już dla podtrzymania techniki, bo czasu brak. Mistrzem nie jestem, ale drzewa formuję dobrze.
– Zostawmy drzewa, bo wiem, że chce pan rozmawiać o Ukrainie.
– Wie pan, ja się naprawdę nie pcham tam po ordery, ale jeżdżę na Ukrainę regularnie i spotykam się z ludźmi nie tylko w Kijowie, ale też na froncie. Nawet tam, gdzie nie docierają zagraniczni obserwatorzy, bo ja jestem chłopak z wojsk desantowych i byłem w tym niezły. Chciałbym po takich wizytach przekazać coś prezydentowi, powiedzieć ministrowi spraw zagranicznych czy wewnętrznych, ale zero reakcji.