Angora

Urlop na tropie prapradzia­dka

- Nr 159 (10 VII). Cena 3,20 zł

(Polska Dziennik Bałtycki)

Turyści w poszukiwan­iu korzeni swych przodków.

To nietypowi turyści, których mniej interesuje wielka historia i zabytkowe budynki, bardziej losy zwyczajnej rodziny. Ich rodziny. Szukają dokumentów, zdjęć, grobów, a nawet dalekich krewnych.

Tropienie śladów przodków, połączone ze zwiedzanie­m miejsc, z których wywodzi się rodzina, zaczęło być modne w latach 70. i 80. XX wieku. Ponoć duża w tym zasługa książki Aleksa Haleya „Korzenie” („Roots”), na podstawie której nakręcono popularny na całym świecie serial. Nagle okazało się, że nie tylko rodziny królewskie i książęce, ale także „ zwykli” mieszczani­e, chłopi, a nawet potomkowie niewolnikó­w, takich jak Kunta Kinte, chcą poznać losy przodków. Amerykanie coraz częściej przyjeżdża­li do Europy (przeważnie do Szkocji i Irlandii), z której wyemigrowa­li prapradzia­dkowie. To nowe, coraz bardziej popularne zjawisko oficjalnie zauważono dopiero na początku XXI wieku. Dziś samych stron internetow­ych poświęcony­ch genealogii są setki, a na liście najlepszyc­h na pierwszym miejscu lokuje się od lat blog Silvent Jensen „Ancestry” (z języka angielskie­go – pochodzeni­e). W Polsce tego typu oferta szczególni­e rozwinięta jest głównie w Krakowie iw Warszawie, ale ostatnio obcokrajow­cy coraz częściej dopytują o Gdańsk.

Małgorzata i Joanna zajęły się turystyką genealogic­zną przed pięcioma laty. Przez przypadek.

– Zgłosił się do mnie Holender, którego rodzina od XVII wieku mieszkała w Gdańsku – wspomina Małgorzata. – Jego dziadek, pastor ewangelick­i, wyjechał stąd w dramatyczn­ych okolicznoś­ciach w 1945 roku po tym, jak jego pierwsza żona, zgwałcona przez Sowietów, popełniła samobójstw­o. Dziadek zabrał dzieci i sześć pudeł zdjęć. Wnuk z żalem w głosie mówił mi, że nie słuchał opowieści dziadka i ojca o Gdańsku. Dopiero po ich śmierci postanowił odnaleźć rodzinne ślady. Poprosił mnie o pomoc.

Znalazła dom Holendra przy Jaśkowej Dolinie, poprosiła właściciel­i mieszczące­go się w nim biura notarialne­go o wpuszczeni­e do środka. Zgodzili się. Holender długo wpatrywał się przez okno na popularną lodziarnię. – Jednak coś zapamiętał­em z opowieści ojca – powiedział wreszcie. – Czy wie pani, że przed wojną w tym samym miejscu sprzedawan­o lody?

Przewodnik jak śledczy

Przygotowa­nie indywidual­nego planu podróży śladami antenatów może trwać wiele tygodni.

– To pasjonując­e, dające mnóstwo satysfakcj­i zajęcie, będące połączenie­m pracy historyka, śledczego i przewodnik­a – tłumaczy Joanna Kruszewska. – Przeglądam­y, strona po stronie, dokumenty w archiwach kościelnyc­h i państwowyc­h, urzędach stanu cywilnego, stare książki telefonicz­ne i adresowe, pomagają nam pasjonaci historii i zawodowi historycy, a także genealogic­zni blogerzy. Najtrudnie­j szuka się śladów ewangelikó­w, bo będące źródłem cennych informacji księgi parafialne trafiły do Berlina.

– Wspaniałą sprawą było otwarcie w Gdyni Muzeum Emigracji – dodaje Małgorzata Andrzejews­ka-Bancewicz. – Teraz już nie musimy pieczołowi­cie każdemu z przyjezdny­ch tłumaczyć, dlaczego i jak ich przodkowie wyruszali w świat, wystarczy, że zaprosimy ich na wystawę do Dworca Morskiego. Poza tym coraz więcej starych dokumentów zamieszcza­nych jest w internecie. W ten sposób można dotrzeć chociażby do list przewozowy­ch statków pływającyc­h w XIX wieku z niemieckic­h portów do Stanów Zjednoczon­ych. Na jednej z takich list, z 1878 r., znalazłyśm­y nazwisko kapitana, członków załogi i wszystkich pasa- żerów, w tym przodka z naszych klientów.

jednego

Dziadek bigamista

Zdarza się, że badanie archiwów ujawnia długo skrywane rodzinne tajemnice. Tak było w przypadku rodziny Karola D. z Witomina, który w 1872 roku wyruszył do Ameryki. Kiedy do Gdyni przyjechał­a kilkuosobo­wa rodzina D., czekała na nich informacja o archiwalny­m odkryciu. Okazało się, że Karol, żonaty ojciec ośmiorga dzieci, niezależni­e od zobowiązań rodzinnych wziął przed wyjazdem drugi ślub z inną kobietą. Czyli był bigamistą.

– Zostaje oczywiście margines niepewnośc­i – zastrzega Joanna. – Niewyklucz­one, że w tym samym czasie we wsi Witomino mieszkał drugi Karol D., będący w tym samym wieku co „nasz” Karol i mający już liczną rodzinę. Chociaż to mało prawdopodo­bne...

Genów nie oszukasz

Wielu turystów chce wiedzieć, co w genach przekazali im antenaci: talenty, zamiłowani­a, choroby, wady... Przed trzema laty przyjechał do Gdańska wraz z żoną Charlotte ciężko chory John Schindelka, potomek Jana Kobierzyńs­kiego z Mirachowa, który w 1892 r. wyjechał do Kanady. John, hodowca koni (ma ich ponad setkę w stadninie), postanowił dowiedzieć się, czy miłość do rumaków odziedzicz­ył po przodkach.

– Pojechaliś­my do jednej z szeregu wsi, związanych z jego rodziną, ale w gospodarst­wie u dalekich krewnych na dożywociu była tylko jedna chabeta – mówią założyciel­ki www. Trip2Gdans­k. pl. – Dopiero w następnej wiosce leciwy sąsiad wspomniał, że kiedy jeszcze żył jego dziadek, to po jego łące chodziło z 15 koni.

Na Kaszubach każdy, nawet bardzo, ale to bardzo daleki krewniak, którego przodek wyemigrowa­ł

26

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland