Pistacja do wzięcia
Dramat syryjskich dziewcząt w obozach dla uchodźców.
Często są wydawane za mąż wbrew woli, by wspomóc finansowo swe rodziny. Niestety, nierzadko wychodzą za oszustów...
Od kilku tygodni jest bezpieczna. 16-letnia Nesrin z niemowlęciem na rękach musiała uciekać od agresywnego męża: – Wyrzucił nas z domu. Mnie i małą. Obydwie nas bił. Kiedyś nawet trzymał mi przy głowie lufę pistoletu – opowiada młoda Syryjka. Dziś jest znów ze swoją rodziną pod tymczasowym adresem w Turcji. Rodzice sprzedali ją, by pieniędzmi, jakie dostali, uzupełnić pusty budżet domowy. Jednak człowiek, który ją kupił, szybko się znudził i postanowił się jej pozbyć. To nic niezwykłego. Coraz więcej Turków kupuje uchodźczynie z Syrii jako tak zwane „drugie żony”, które nie mają żadnych praw.
W Turcji poligamia od 90 lat jest nielegalna, podobnie jak małżeństwa z dziewczynkami poniżej 18. roku życia. Jednak w zacofanych regionach kraju, szczególnie w południowo-wschodniej Anatolii, która graniczy z Syrią, nikt się tym nie przejmuje. W mieście Reyhanli, w prowincji Hatay, połowa mężczyzn ma syryjskie małżonki. Jednak bycie drugą, trzecią czy nawet czwartą żoną oznacza dla kobiety brak ochrony prawnej. Mąż, kiedy już nasyci się nową kobietą, może się jej pozbyć bez żadnych zobowiązań wobec niej lub ewentualnych dzieci. Bardzo często tak się dzieje i zhańbiona dziewczyna musi wracać do rodziny lub ze wstydu kończy na ulicy. A tu czyhają kolejne niebezpieczeństwa – prostytucja oraz narkotyki.
Liczba zarejestrowanych w Turcji uchodźców z Syrii wynosi prawie dwa miliony, z czego trzy czwarte to kobiety z dziećmi. Wzdłuż syryjskiej granicy w ostatnim czasie dochodzi do ożywionego handlu kobietami. Zainteresowani przychodzą do obozów dla uchodźców i wypytują o odpowiednią dziewczynę lub wdowę. Pośrednicy pokazują im fotografie. Mają między sobą nawet specjalny kod: dziewczyny w wieku od 12 do 16 lat nazywane są pistacjami, kolejne – aż do 20. roku życia – to wiśnie, te do 22 lat są jabłkami, a każda starsza to już arbuz. Udane swatanie oznacza prowizję.
Przypuszcza się, że już kilka tysięcy Syryjek zostało sprzedanych tureckim mężczyznom, ale instytucje państwowe się tym nie interesują. Powód, dla którego Turcy tak entuzjastycznie żenią się z syryjskimi kobietami? Są dużo bardziej ekonomiczne. Przed wojną Turek musiał wydać na mahr (dar ślubny, który rodzina panny młodej otrzymuje od narzeczonego) 10 tysięcy tureckich lirów (około 14 tysięcy zł); dziś może ożenić się z Syryjką za tysiąc do 4 tys. lirów. Cena zmienia się w za- leżności od aparycji i wieku niewiasty. Poza tym w Turcji panuje przekonanie, że Syryjki są bardziej lojalne, posłuszne i nie pyskują.
Nowa moda wśród tureckich mężczyzn drażni ich rodaczki, które czują się bezradne. Te, których mężowie przyprowadzili do domu kolejną żonę, są poniżone i nierzadko popadają w depresję. – Syryjskie kobiety rozbiły wiele naszych rodzin – opowiada 36-letnia fryzjerka z Reyhanli. – Nasi mężowie stali się prawdziwymi bestiami, odkąd przybyli tu Syryjczycy. Mężczyźni teraz cały czas robią nam wymówki, by tylko przyprowadzić do domu drugą żonę. Grożą nam, gdy tylko coś im się nie podoba: jedzenie, dbanie o dom, wszystko. Niektórzy przyprowadzają żony w wieku swoich córek.
To samo dzieje się też zresztą we wszystkich państwach graniczących z Syrią, które stworzyły obozy dla uchodźców. Już dwa lata temu głośno było o warunkach panujących w obozach w Jordanii, które są właściwie na pustyni, więc znajdujące się tam kobiety nie mają żadnej możliwości pracy. Beznadzieja popycha je do małżeństw lub –w skrajnych przypadkach – do prostytucji.
Walki między siłami rządowymi i rebeliantami zmusiły miliony Syryjczyków do ucieczki. Do tego dochodzi zagrożenie ze strony terrorystów z Państwa Islamskiego, którzy przetrzymują tysiące kobiet w charakterze niewolnic seksualnych. Ostatnio na Twitterze zorganizowali nawet konkurs – ten, kto okaże się najlepszym znawcą Koranu, dostanie kobietę. Często los ten spotyka właśnie Syryjki. 2 lipca w centrum irackiego miasta Faludża przeprowadzili sprzedaż ponad 100 syryjskich kobiet. Można je było kupić, płacąc od 500 do dwóch tysięcy dolarów.
Nie dość, że dziewczynki i kobiety w Syrii giną podczas wymiany ognia i napadów bombowych, są ofiarami egzekucji jako „przestroga” dla ich bliskich, w więzieniach są regularnie gwałcone i torturowane, przez wrogów porywane i wykorzystywane jako żywe tarcze, to po ucieczce z kraju też nie jest im łatwiej. Obozy na Bliskim Wschodzie wcale nie okazują się bezpiecznym miejscem. Być może dlatego często decydują się na ryzykowną podróż do Europy, która jawi się jako jedyna szansa na w miarę normalne życie. Wojna w Syrii trwa od czterech lat i nic na razie nie zapowiada jej końca. Zginęło już ponad 220 tys. ludzi. Według danych UNHCR liczba syryjskich uchodźców przekroczyła właśnie cztery miliony. (MHM)