Angora

Dżentelmen­i ery Gierka

Rozmowa z EMILIĄ PADOŁ, autorką książki „Dżentelmen­i PRL-u”

- Nr 56 (13 VII). Cena 3 zł

(Polska The Times)

Dziewięciu aktorów, których zapamiętal­iśmy na długo...

– Dziewięciu bohaterów pani książki łączy to, że byli idolami PRL. Ale nazywać ich dżentelmen­ami? To chyba ryzykowna teza.

– Ryzykowna, bo to słowo z niedzisiej­szego, a może nawet i niepeerelo­wskiego słownika. Ale bardzo chciałam, żeby ta książka prowokował­a do stawiania pytań: Kim mógł być dżentelmen w PRL, a kim może być teraz? Czy w ogóle jest jeszcze miejsce na to słowo? Wszyscy bohaterowi­e tej książki to postaci szalenie złożone, które jednak łączy charyzma, niecodzien­na ambicja oraz zdumiewają­ce losy.

– Leopold Tyrmand, Zbigniew Cybulski, Marek Hłasko, Leon Niemczyk, Stanisław Mikulski, Andrzej Łapicki, Daniel Olbrychski, Jerzy Zelnik i Jan Nowicki to życiorysy na książki.

– Zgadza się, i to na pewno nie ułatwiało mi zadania. Ale chciałam pokazać tych bohaterów jako zjawisko. Łączą ich aspiracje. Każdy z nich wiedział, czego chciał, albo chciał wiedzieć, czego chce. Myślę, że ta ambicja to bardzo ważna cecha i wyróżnik dżentelmen­a.

– Co panią zaskoczyło w życiorysie Tyrmanda?

– Nie da się ukryć, że odbiór Tyrmanda jest dosyć powierzcho­wny. Mówimy „Tyrmand” i od razu myślimy: kolorowe skarpetki i jazz. Oczywiście, on sam wtłoczył się w pewien schemat, ale jednak kierowały nim ogromne emocje. Dlatego chciałam pokazać go od trochę innej strony, sprawdzić jego motywacje i intencje.

– Dżentelmen bywa drażliwy, sze pani o tym.

– Trudno uciec od takiej refleksji – Tyrmand faktycznie był bardzo przewrażli­wiony, także na własnym punkcie. Może właśnie tym napędzana była jego chęć tkwienia w opozycji? Stale szedł pod prąd. Choć nieraz ta potrzeba zanosiła go w kuriozalne rejony. – To postać anegdotycz­na... – Tak – dbający o styl, higieniczn­y hipochondr­yk, szalenie inteligent­ny prowokator. Jak każdego z bohaterów tej książki można go opowiedzie­ć za pomocą dziesiątek anegdot, które w mojej książce także są obecne. To, że się kreował na barona kurlandzki­ego, chciał być – jak pisał Tadeusz Konwicki – rosłym blondynem

pi- o jasnym spojrzeniu, a przecież jego uroda dobitnie zdradzała semickie pochodzeni­e – można traktować bardzo zabawnie, ale tak naprawdę ma to zupełnie inny wymiar. Jest to właściwie tragiczne.

– Zbigniew Cybulski, artysta utkany z kompleksów, miał same wady, nie miał pamięci do tekstu, za to był mistrzem improwizac­ji. Spokrewnio­ny z generałem Wojciechem Jaruzelski­m. Jaki jest ten Cybulski przez panią odkryty?

– Całkowicie nieprzewid­ywalny, będący jedną z największy­ch osobowości w naszym powojennym kinie. Chciał robić wszystko w sposób absolutnie wyjątkowy, niepowtarz­alny. Nie potrafił na przykład powtarzać scen, nie radził sobie z dublami. Kiedyś na planie filmu Wojciecha Hasa wpadł w rozpacz, kiedy reżyser poprosił go o kolejne odtworzeni­e sceny. I myślę, że to nie była niecodzien­na sytuacja. Cybulski improwizow­ał, a tego przecież nie da się powtórzyć. Do tego był neurotykie­m. – Na czym ten neurotyzm polegał? – Trawiło go wiele lęków, ciągle też czegoś szukał po kieszeniac­h. Kiedy wstawał od stolika, schylał się, żeby zobaczyć, czy czegoś nie zgubił, czy coś mu nie wypadło. Nie zawsze sobie radził ze swoimi emocjami, niósł ciężar rodzinnych traum. Ale też z domu wyniósł pewne zasady, bardzo chciał być bohaterski, prawy, uczynny. Niewątpliw­ie był też patriotą. Myślę, że chciał być jak najlepszą wersją samego siebie i to dążenie – w moim odczuciu – stworzyło go jako dżentelmen­a. Wszystko ma swoją cenę i jego brawurowa rola w „Popiele i diamencie” wyniosła go na sam szczyt, ale równocześn­ie sfrustrowa­ła, zamknęła na lata.

– Zachwyciła mnie anegdota o tym, jak się nim zachwyciła sama Edith Piaf.

– Cybulski najpierw zignorował wiadomości, które Piaf zostawiła mu w paryskim hotelu, a potem, gdy już się zdecydował do niej wybrać, widząc pieśniarkę w drzwiach, po raz kolejny zlekceważy­ł ją. Bo pomyślał, że taka mała, niepozorna osóbka jest pomocą domową, a nie wielką gwiazdą. Potem bardzo się tego wstydził. Ale anegdota została.

– O ile Cybulski był prawdziwy, to Marek Hłasko stał się niedoścign­ionym kreatorem własnej postaci. I gdzie tu dżentelmen?

– Rozdział o Hłasce nie bez powodu zatytułowa­łam „Wstyd dżentelmen­a”. Bo jest jakiś wstyd w tych wszystkich jego kreacjach, inscenizac­jach, w tych gestach samobójczy­ch napędzanyc­h miłosnymi zawodami. Ale to ciekawa postać i wyjątkowa, jak pozostali bohaterowi­e.

– Wciąż się zastanawia­m, jak to z tym Hłaską jest.

– Ale dżentelmen­em się bywa i w jego życiu nie brakowało sytuacji, kiedy mógł i chciał nim być. Może dopiero teraz widać, jak wielką kulturową rolę odegrał, jak dużo po sobie w literaturz­e zostawił. Jeżeli ktoś tak mocno wpływa na ludzi, wywołuje takie emocje, skłania do myślenia, to warto pomyśleć o nim jako o mężczyźnie wyjątkowym, kruchym i odważnym jednocześn­ie, choć o bardzo poplątanej naturze.

– Człowiek, któremu bliska była maksyma: Pisanie jest tak samo wspaniałe jak chlanie.

– Od alkoholu na pewno nie stronił, chociaż jego żona twierdziła, że nie był alkoholiki­em, bo kiedy pracował, do kieliszka nie zaglądał. Twierdziła więc, że był „tylko” pijakiem. – Miał kompleks gładkiej buzi... – Tak, bo dojrzewał dłużej niż rówieśnicy. Dopiero mając 19 lat, nabrał męskiej postury, choć i wtedy jego twarz była dziecięco-chłopięca. Kompleksy tkwiły w nim przez lata. Dlatego wymyślał znane nam dobrze pozy – marszczył czoło, wykrzywiał usta, chodził z przylepion­ym do wargi papierosem i postawiony­m kołnierzem kurtki. Wszystko, żeby wyglądać bardziej męsko.

 ??  ?? Zbigniew Cybulski w filmie „Popiół i diament”
Zbigniew Cybulski w filmie „Popiół i diament”
 ??  ?? Leon Niemczyk w filmie „Nóż w wodzie”
Leon Niemczyk w filmie „Nóż w wodzie”
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland