NIE WIERZĘ!
Kiedy dowiedziałem się, że nuncjusz apostolski, arcyzbok Józef Wesołowski, oskarżony o pedofilię i posiadanie w ilościach hurtowych dziecięcej pornografii, nie stanie przed sądem watykańskim, bo z powodu upału, stresu i skoków ciśnienia wylądował w szpitalu na oddziale intensywnej terapii, pomyślałem sobie: Boże, Boże, co za zboże, cztery zagony, sama marchew. Co za kit, co za ciemnotę Kościół wciska światu. Po raz kolejny czyni to, co najlepiej potrafi, czyli robienie z ludzi wariatów. Z jednej strony pan Franciszek, kreujący się umiejętnie na ubogiego, skromnego, bogobojnego i niezwykle wrażliwego na krzywdę ludzką papieża, mówi o tym, jak bolesna dla Kościoła jest zbrodnia pedofilska, jak bardzo chce z niej oczyścić duchowieństwo, a z drugiej, gdy ma już w swoich rękach arcypedofila, nie jest
skory, aby go szybko osądzić i przykładnie ukarać. Zachowuje się dokładnie jak jego poprzednicy, Jan Paweł II i Benedykt XVI – ROZTROPNIE! To wielka umiejętność hierarchów Kościoła katolickiego. Ćwiczona przez ponad 2000 lat. Generalnie roztropność papieska sprowadza się do przemilczania i przeczeka
nia. Im dłużej, tym lepiej. A gdy już się nie da i trzeba zająć się śmierdzącą sprawą, należy zrobić wszystko, żeby śledztwo i proces ślimaczyły się i toczyły w nieskończoność. A przynajmniej do momentu, kiedy już mało kogo będzie ta afera obchodziła i interesowała. Wtedy można wszystkiemu zaprzeczyć, wszystko podważyć, zdezawuować dowody i zeznania świadków. Ten, kto wgryzł się w dzieje Kościoła katolickiego nieco bardziej niż w papieską kremówkę, wie, że duchowni postępują zgodnie z nauką uwielbianego przez nich świętego Loyoli, który twierdził: „ Niech to, co naszym oczom jawi się białe, będzie czarne, jeżeli tak postanowił kościół hierarchiczny”. Właśnie tak, w myśl tej doktryny postępuje papież Franciszek, tyle że piękniej od poprzedników oczy światu mydli. Trzeba przyznać, że jest w tym niedościgłym mistrzem. Wspaniale sprzedaje pozory i iluzję.
Arcydewiant Wesołowski otrzymał sakwę biskupią i nominację na nuncjusza z rąk papieża Jana Pawła II, dziś już świętego, wyniesionego na ołtarze. Na ironię losu i kiepski żart zakrawa to, iż ludzie modlą się do człowieka, który za życia był ślepy i głuchy na dochodzące do niego ze świata wieści o szerzącej się wśród księży pedofilii. Ale to nie mój problem, tylko tych modlących się do tego grzesznika oraz Pana Boga, który otacza się takimi wątpliwymi świętymi. Ale wracajmy do watykańskiego degenerata. Rzymski dziennik „La Repubblica” ujawnił, iż pupil naszego papieża wyznał w chwilach szczerości swoim nielicznym już znajomym, że gdyby nie WIARA, zapewne targnąłby się na swoje życie. Cóż za dramatyczne i wstrząsające wyznanie tego zwyrodnialca. A gdzie była twoja wiara, bydlaku, gdy będąc w Dominikanie przed kamerą gwałciłeś nastoletniego chłopczyka, a potem puszczałeś i oglądałeś sobie ten film? O tym, arcyszumowino, jakoś nie wspomniałeś znajomym i o targnięciu się wtedy na swoje życie nie myślałeś.