Opłaca się zdradzać Kaczyńskiego Rozmowa ze ZBIGNIEWEM GIRZYŃSKIM, byłym posłem PiS
– W 2008 r. mówił pan o PiS, że „jest jak Kościół przed Soborem Trydenckim, w Rzymie rozpusta, reformacja szaleje, islam zagraża, ale poza Kościołem nie ma zbawienia”. I teraz zapowiedział pan, że nie startuje. Jest jednak zbawienie poza PiS-owskim kościołem?
– (śmiech) Przede wszystkim są inne dziedziny życia niż polityka. Jestem historykiem, mogę wrócić do działalności naukowej. A moja wypowiedź dotyczyła wyborów politycznych. Jednak i w tym względzie sytuacja od 2008 r. się zmieniła. Wtedy była silna centrowa PO, jakaś tam lewica, a jedyną poważną partią prawicową był PiS. Teraz PO skręciła w lewo, lewica zniknęła, a PiS nie jest już jedyną formacją prawicową. – Jak to? Zjednoczona Prawica... – Pojawił się ruch obywatelski skupiony wokół Pawła Kukiza.
– Chyba bardziej antysystemowy niż prawicowy?
– Ale są tam dwa elementy wyraźnie prawicowe. Pierwszym jest postulat jednomandatowych okręgów wyborczych, który na całym świecie głoszą ugrupowania prawicowe. Nawet PiS, gdy proponował IV RP, głosił potrzebę ordynacji mieszanej. Pod tym względem Kukiz jest więc bardziej na prawo od PiS. Drugim istotnym elementem jest przesłanie patriotyczne. Kilka lat temu mówienie o patriotyzmie byłoby uznane za coś obciachowego. Teraz nawet partia Napieralskiego i Rozenka nazywa się Biało-Czerwoni. To, że patriotyzm stał się znów trendy, jest w dużym stopniu także zasługą Kukiza. Trafił do młodych ludzi z przesłaniem nowoczesnym w formie, ale tradycyjnym w treści. I między innymi za to go cenię.
– Niektórzy twierdzą, że Kukiz stracił impet, dostał zadyszki, a jego formacja traci w sondażach. A pan mówi, że to konkurencja dla PiS?
– Paweł Kukiz jest jak bardzo utalentowany, fajny chłopak, który jednak przez lata grał w piłkę w A klasie. I nagle ten chłopak trafia na Camp Nou w Barcelonie i przed kilkusettysięczną publicznością zmierzyć się musi z zawodnikami klasy Lionela Messiego. Błędy i zadyszka są rzeczą normalną. Na powstaniu kolejnej silnej formacji patriotycznej Polska jedynie zyska. A ile ruch Kukiza dostanie ostatecznie, czy będzie to 10, czy 25 proc. poparcia, dowiemy się w dniu wyborów. Ja jednak trzymam za niego kciuki. – Dlaczego nie kandyduje pan jednak z PiS? – Wciąż toczy się postępowanie prokuratury w sprawie rozliczenia wyjazdów zagranicznych. Nie mam sobie nic do zarzucenia. W postępowaniu nie jestem oskarżony, występuję w charakterze świadka. Ale sprawa ciągle się toczy. W tej sytuacji w PiS nie było wielkiego entuzjazmu, bym znalazł się na liście wyborczej. Uznałem, że nic na siłę. Oświadczyłem zatem, że nie mam zamiaru kandydować.
– WPiS są tacy, którzy mają poważniejsze problemy niż pan. Dlaczego akurat pan oberwał?
– Widocznie uznano, że niektórym rannym żołnierzom należy pomóc, a niektórych „dla przykładu” zostawić na polu bitwy. Jeden z liderów PiS podczas rozmowy ze mną powiedział mi, że na domiar złego mam trudny charakter. Ciekaw jestem, czy ci z „łatwymi” charakterami będą w stanie z otwartą przyłbicą występować w TVN w najtrudniejszych momentach lub forsować kordon policji, który utrudniał ludziom uczczenie ofiar katastrofy smoleńskiej w pierwszą rocznicę tej tragedii.
– Który z liderów PiS zarzucił panu trudny charakter?
– Ten, który to powiedział, być może wywiad przeczyta. Życzę mu powodzenia w otaczaniu się ludźmi z „łatwymi” charakterami.
– W 2010 r. rzucił pan rękawicę Jarosławowi Kaczyńskiemu i wystartował na prezesa partii. To chyba jedyny taki przypadek w historii PiS?
– Ostatecznie nie startowałem, ale był taki pomysł. Rozedrgany Misiek Kamiński poleciał wtedy z krzykiem do Jarosława Kaczyńskiego: „Prezesie, ten Girzyński chce startować na prezesa partii!”. Kaczyński: „No i co z tego, przynajmniej ma jaja”. Misiek: „A co, jeśli delegaci dla jaj na niego zagłosują i wygra?!”. – I co na to prezes? – Zmieniono taką wewnętrzną ordynację wyborczą. Według tej nowej, aby móc startować na prezesa, trzeba zebrać 20 proc. podpisów delegatów uprawnionych do głosowania. Gdyby takie proporcje zastosować w wyborach prezydenckich, to aby w nich startować, kandydat musiałby zebrać nie sto tysięcy, a ponad pięć milionów podpisów. Po tej zmianie jedyną osobą, która może tak realnie kandydować na lidera PiS, jest Jarosław Kaczyński lub ktoś, kogo on by wskazał.
– Powiedział pan też kiedyś, że nie podziela wiary w zamach smoleński.
– To nie jest tak. Ja uważam jedynie, że wyjaśnienie niewyobrażalnej tragedii, do której doszło 10 kwietnia 2010 r., powinno być kwestią ustaleń faktów, a nie wiary bądź nie. W Polsce, niestety, jest to kwestia wiary. To wina nie tych, którzy bez wsparcia państwa, ale za wszelką cenę w ramach zespołu Macierewicza próbowali dojść do prawdy. To wina rządu, który oddał Rosjanom śledztwo, a swoje prowadził nieudolnie. I pozwolił na to, by najważniejsze dowody rzeczowe, jak wrak samolotu, zostały w Rosji.
–W PiS było już kilka spektakularnych odejść. Pan jednak odchodzi w sytuacji, gdy Andrzej Duda został prezydentem, a Beata Szydło najprawdopodobniej zasiądzie w fotelu premiera. Nie żal panu trochę?
– Przypomnę, że byli już politycy pewni wygranej. W fotelu prezydenta przez następne pięć lat widział się choćby Bronisław Komorowski. Był tak pewny siebie, że teraz ma problem, bo swoje mieszkanie wynajął od razu na 10 lat, a nie na pięć. A więc PiS też wygranej pewny być nie może.