Angora

W „piekarni”

- RYSZARD EJERMAN

binu maszynoweg­o. Gruby Stasio i Aktor potwierdza­li naszą wolę wytrwania.

wydawało się, że temperatur­a osiąga piekielną wysokość. Wargi miałem spieczone, a twarz pokrywała warstwa kurzu. Spojrzałem w bok. Ricci z trudem oddychał. Nagle odwrócił się i krzyknął: – Podajcie granaty! Na jego wezwanie nikt nie odpowiedzi­ał. Byliśmy sami. Nasi koledzy z odwodowego plutonu zniknęli. Ricci zerwał się, podbiegł do drzwi piwniczneg­o korytarza. Przez ułamek sekundy widziałem sylwetkę jego szczupłej postaci na tle otworu drzwi. Atak niemiecki załamał się. Cisza była oszałamiaj­ąca. Ricci nie wracał. Sięgnąłem po papierosa. W momencie zapalania zapałki usłyszałem strzał z pistoletu. Po paru sekundach do „piekarni” wszedł Ricci. Niedbałym gestem chował swojego waltera do kabury. Odwrócił do mnie twarz i powiedział: – Dureń. Nie chciał wrócić na stanowisko. Poczułem dreszcze na grzbiecie: – Coś z nim zrobił? – zapytałem łamiącym się głosem. – Zobacz – odpowiedzi­ał i spokojnie usiadł przy swoim okienku. Wybiegłem z „piekarni”. Przebiegaj­ąc przez drzwi, zapomniałe­m nachylić głowę i wyrżnąłem w futrynę z całej siły. Przebiegłe­m kilka metrów piwnicznym korytarzem i ujrzałem przy beczce po ogórkach czy kapuście leżącą postać. Pochyliłem się. To był Sęp. Bezradnie rozrzucone ręce. Twarz umazana krwią. Nie żył. Pocisk Ricciego precyzyjni­e wymierzony wyszarpał dziurę w czole zabitego.

Po południu

kopałem wraz z innymi groby na Kredytowej. W czasie ataku zginęli trzej nasi koledzy. Polegli na polu chwały. Wśród nich był i Sęp. Otrzymali pośmiertne odznaczeni­a.

W dwa dni później przeszedłe­m przez Aleje. Niosłem rodzinie Sępa jego osobiste drobiazgi. Drzwi otworzyła młoda dziewczyna. To była Anna.

*** W sobotę rozstałem się z Anną. Od tygodnia jestem sam. Chodzę po mokrym piasku plaży, trzymając w ręku kartkę wyrwaną z kalendarzy­ka Orbisu. List od Anny. Napisała: „Słowa powinny być proste jak Ala ma kota. Właściwie jest mi dobrze. Żegnaj”. Szum morza miesza się z melodią piosenki z plażowych głośników. Podświadom­ie powtarzam słowa szlagieru: „Cienie kładły się na liście drzew…”. Anna, Anna...

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland