W „piekarni”
binu maszynowego. Gruby Stasio i Aktor potwierdzali naszą wolę wytrwania.
wydawało się, że temperatura osiąga piekielną wysokość. Wargi miałem spieczone, a twarz pokrywała warstwa kurzu. Spojrzałem w bok. Ricci z trudem oddychał. Nagle odwrócił się i krzyknął: – Podajcie granaty! Na jego wezwanie nikt nie odpowiedział. Byliśmy sami. Nasi koledzy z odwodowego plutonu zniknęli. Ricci zerwał się, podbiegł do drzwi piwnicznego korytarza. Przez ułamek sekundy widziałem sylwetkę jego szczupłej postaci na tle otworu drzwi. Atak niemiecki załamał się. Cisza była oszałamiająca. Ricci nie wracał. Sięgnąłem po papierosa. W momencie zapalania zapałki usłyszałem strzał z pistoletu. Po paru sekundach do „piekarni” wszedł Ricci. Niedbałym gestem chował swojego waltera do kabury. Odwrócił do mnie twarz i powiedział: – Dureń. Nie chciał wrócić na stanowisko. Poczułem dreszcze na grzbiecie: – Coś z nim zrobił? – zapytałem łamiącym się głosem. – Zobacz – odpowiedział i spokojnie usiadł przy swoim okienku. Wybiegłem z „piekarni”. Przebiegając przez drzwi, zapomniałem nachylić głowę i wyrżnąłem w futrynę z całej siły. Przebiegłem kilka metrów piwnicznym korytarzem i ujrzałem przy beczce po ogórkach czy kapuście leżącą postać. Pochyliłem się. To był Sęp. Bezradnie rozrzucone ręce. Twarz umazana krwią. Nie żył. Pocisk Ricciego precyzyjnie wymierzony wyszarpał dziurę w czole zabitego.
Po południu
kopałem wraz z innymi groby na Kredytowej. W czasie ataku zginęli trzej nasi koledzy. Polegli na polu chwały. Wśród nich był i Sęp. Otrzymali pośmiertne odznaczenia.
W dwa dni później przeszedłem przez Aleje. Niosłem rodzinie Sępa jego osobiste drobiazgi. Drzwi otworzyła młoda dziewczyna. To była Anna.
*** W sobotę rozstałem się z Anną. Od tygodnia jestem sam. Chodzę po mokrym piasku plaży, trzymając w ręku kartkę wyrwaną z kalendarzyka Orbisu. List od Anny. Napisała: „Słowa powinny być proste jak Ala ma kota. Właściwie jest mi dobrze. Żegnaj”. Szum morza miesza się z melodią piosenki z plażowych głośników. Podświadomie powtarzam słowa szlagieru: „Cienie kładły się na liście drzew…”. Anna, Anna...