Angora

Gierek reaktywacj­a

- Fot. archiwum profesora Rozmawiał: KRZYSZTOF RÓŻYCKI

19 prezydent i prawdziwy mąż stanu, a „New York Times” napisał o tej wizycie na pierwszej stronie, co było absolutnym ewenemente­m.

W 1979 r. na zatkanie dziury w bilansie płatniczym potrzebowa­liśmy zaledwie 500 milionów dolarów. Wówczas za taką kwotę Niemcy chcieli od nas kupić połowę udziałów w elbląskim Zamechu i poznańskic­h zakładach Cegielskie­go. Ale Biuro Polityczne odrzuciło ten pomysł jako sprzeczny z socjalizme­m. Podobnie odrzucono pomoc finansową, jaką kanclerz Helmut Schmidt oferował Polsce pod koniec lat siedemdzie­siątych. W tym samym czasie Zachód rozluźnił ograniczen­ia dla naszego eksportu i Polska po raz pierwszy miała dodatni bilans handlowy, eksport większy od importu. Ale partyjnym towarzyszo­m nie chodziło o uzdrowieni­e naszej gospodarki. Wręcz przeciwnie, uważali, że im będzie gorzej, tym łatwiej będzie usunąć Gierka i zająć najbardzie­j lukratywne stanowiska. Tak więc gdyby Gierek pozostał na swoim stanowisku, sytuacja dość szybko uległaby poprawie. Nowe kierownict­wo partii zawróciło z drogi modernizac­ji i trudno się dziwić, bo ci ludzie nie znali świata, nie znali języków, nie umieli mówić nawet po rosyjsku.

– I ci nieobyci w świecie aparatczyc­y usunęli Gierka?

– Gierek był prostym człowiekie­m. Ale znał swoje ograniczen­ia i korzystał z pomocy nie tylko polskich, ale i zachodnich doradców. Nigdy nie cieszył się zbytnim zaufaniem radzieckic­h przywódców. Nie znał rosyjskieg­o, nie ukończył w Rosji żadnej partyjnej szkoły. Gdy w 1980 r. spotkał się na Krymie z Breżniewem, ten namawiał go do użycia siły przeciwko strajkując­ym robotnikom. Gierek odmówił, na co Breżniew nazwał go mięczakiem. Z tą chwilą jego dni jako polskiego przywódcy były policzone.

– Skoro połowa kraju strajkował­a, to gospodarka nie była w tak wyśmienity­m stanie.

– To była gospodarka nakazowo-rozdzielcz­a, którą Gierek, także za moją namową, reformował, próbując wprowadzać tylnymi drzwiami zachodnie metody zarządzani­a. Trzeba jednak przyznać uczciwie, że systemu socjalisty­cznego zmieniać nie zamierzał. Ale gdyby rządził dłużej, to system sam musiałby ewoluować.

– Czy według pana te 23,5 miliarda dolarów wydano w sposób racjonalny?

– Na pewno można to było zrobić dużo lepiej. Nawet dziś środki unijne nie zawsze są wydawane w optymalny sposób. Wiele z wybudowany­ch wówczas ponad 500 dużych zakładów przemysłow­ych otwierano z pompą, a gdy Gierek wracał do Warszawy, przez kolejne tygodnie jeszcze trwał ich rozruch. Ilość

inwestycji przerastał­a możliwości Polski. Do tego niektóre fabryki kupiliśmy zbyt pochopnie, gdyż stosowane w nich technologi­e już nie należały do najnowocze­śniejszych. Czasem decyzje ekonomiczn­e miały czysto polityczne podłoże. Za zakupem licencji Berlieta stały powiązania tego samochodow­ego producenta z komunistam­i. Władze za wszelką cenę chciały wdrożyć 100 proc. zakupionyc­h licencji, tymczasem większość krajów kupowała zagraniczn­e licencje, żeby nauczyć się technologi­i. Japończycy nie zastosowal­i w praktyce nawet połowy. Bo nie taki był ich cel. Kupowali je, udoskonala­li i wypuszczal­i na rynek własne jeszcze lepsze produkty.

– Co z tego inwestycyj­nego boomu mieli zwykli Polacy?

– A choćby prawie 3 miliony wybudowany­ch mieszkań.

– Gdy porównamy poziom technologi­czny polskich i chińskich zakładów z końca lat osiemdzies­iątych, to okazuje się, że nasze były nowocześni­ejsze. Tyle tylko, że Chińczycy szybko je zmodernizo­wali, a Polacy zlikwidowa­li.

– W1989 r. nastąpił przewrót polityczny. Oddaliśmy się w lenno Międzynaro­dowemu Funduszowi Walutowemu, który za pośrednict­wem niejakiego pana Sachsa doradzał nam, żeby wszystko, co tylko się da, sprzedać nawet za symboliczn­ą złotówkę. Przez lata wiele razy jeździłem do Japonii, gdzie sprzedawal­iśmy nowoczesne obrabiarki sterowane numeryczni­e. Na początku lat dziewięćdz­iesiątych pytano mnie, dlaczego Polska zrezygnowa­ła z tego eksportu? Okazało się, że zlikwidowa­no fabrykę. Nasze stocznie pod koniec lat siedemdzie­siątych były nowocześni­ejsze od niemieckic­h. Dziś od dawna już nie istnieją, a niemieckie wykorzysta­ły pomoc rządową i mają portfel pełen zamówień. Gdy ponad połowa produkcji przemysłow­ej Niemiec jest wytwarzana w wielkich fabrykach, to Polska praktyczni­e nie ma już własnego przemysłu. Zniszczyli­śmy ponad 250 zakładów zatrudniaj­ących ponad tysiąc osób. Co zostało w polskich rękach? KGHM, Orlen, Lotos i kilka źle zarządzany­ch spółek węglowych. Jeszcze większe spustoszen­ia zrobiono w rolnictwie. Likwidując PGR-y, niemal w jednej chwili pozbawiono środków egzystencj­i dwa miliony ludzi (pół miliona pracownikó­w z rodzinami). Przejęta ziemia latami leżała odłogiem, stała się przedmiote­m spekulacji albo zaczęto ją rozdawać. Tylko Polska Akademia Nauk dostała za darmo 300 tys. hektarów!

– Odnoszę wrażenie, że nie ceni pan zbyt osiągnięć naszej transforma­cji. A przecież Leszek Balcerowic­z i Jan Krzysztof Bielecki do dziś są przedstawi­ani jako mężowie opatrznośc­i gospodarki rynkowej.

– Wystarczy przypomnie­ć sobie Program Powszechne­j Prywatyzac­ji, który sprowadzał się do tego, że w majestacie prawa rozkradzio­no kapitał 512 najlepszyc­h polskich przedsiębi­orstw.

– Zastanawia minie, jak to się stało, że Balcerowic­z, ortodoksyj­ny komunista, stał się ortodoksyj­nym zwolenniki­em kapitalizm­u i to w jego wczesnej, drapieżnej postaci?

– To ja zatrudniłe­m Balcerowic­za w Szkole Głównej Planowania i Statysty- ki (dziś SGH – przyp. autora) w instytucie, którego byłem dyrektorem. Pracował u mnie 12 lat, napisał rzetelny doktorat, nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń. Nie wiem, z jakich powodów przeniósł się do Instytutu Marksizmu-Leninizmu. Potem wyjechał na stypendium na Zachód. Wrócił jako inny człowiek. Sprawiał wrażenie jakby wyprano mu mózg. Decyzję, żeby wdrożyć w życie koncepcję Sachsa, można by uznać za żart, gdyby nie to, że jej realizacja spowodował­a spustoszen­ia, które odczuwamy do dziś. Plan Sachsa, z którego zresztą później sam autor się wycofał, to była koncepcja szkolna, nadająca się co najwyżej na seminarium licencjack­ie, bo już nie magistersk­ie. W efekcie kurs złotego ustalany był apodyktycz­nie i, co ciekawe, na wyższym poziomie, niż wymagał tego od nas Międzynaro­dowy Fundusz Walutowy. Zróżnicowa­no obciążenia przedsiębi­orstw prywatnych i państwowyc­h, co spowodował­o upadłość wielu państwowyc­h zakładów mających dobre wyniki finansowe. Otworzono polskie granice celne, wpuszczają­c do kraju tandetę, która zalała rynek i wykończyła wiele do tej pory rentownych fabryk. W efekcie reform panów Balcerowic­za i Bieleckieg­o PKB spadło nam o ponad 20 proc., a produkcja przemysłow­a o jedną trzecią i są to straty nie do odrobienia.

– Wswojej książce sugeruje pan, że Jan Krzysztof Bielecki, który, jako naj- bliższy przyjaciel i doradca Donalda Tuska, przez ostatnie osiem lat miał ogromny wpływ na polską gospodarkę, został premierem przez pomyłkę.

– Po odejściu Mazowiecki­ego ktoś z otoczenia Wałęsy zaproponow­ał na stanowisko premiera Czesława Bieleckieg­o, byłego opozycjoni­stę i znanego architekta. Wałęsa się zgodził, ale ponieważ chyba za nim nie przepadał, zaprosił „przez pomyłkę” na rozmowy Jana Krzysztofa Bieleckieg­o z Kongresu Liberalno-Demokratyc­znego.

– Na sztywnym kursie dolara, przy gigantyczn­ej inflacji i ogromnym oprocentow­aniu lokat zagraniczn­i spekulanci obłowili się na miliardy dolarów.

– Wielkie fortuny powstawały też przy okazji prywatyzac­ji polskich banków. Zagraniczn­e banki kupowały je niemal za bezcen i dlatego mogły sobie pozwolić, żeby dawać gigantyczn­e odprawy polskim dyrektorom i prezesom albo przyjmować ich do zarządów i rad nadzorczyc­h już po prywatyzac­ji. Była to więc prawdziwa prywatyzac­ja nomenklatu­rowa. Jakby tego było mało – w ostatnim czasie Skarb Państwa sprzedał Bank Gospodarki Żywnościow­ej i przed wyborami zamierza sprzedać pakiet akcji PKO BP. Wówczas udział zagraniczn­ego kapitału w naszym sektorze bankowym może dojść do 90 proc. – wynik nienotowan­y w żadnym cywilizowa­nym kraju na świecie.

– Za miesiąc będziemy obchodzili kolejną rocznicę porozumień sierpniowy­ch i 21 robotniczy­ch postulatów.

– Jestem przekonany, że nie o taką Polskę walczyli stoczniowc­y przed 35 laty.

– Pozwoli pan, że na koniec zacytuję klasyka: „Jeśli nam pomożecie, to sądzę, że ten cel uda nam się wspólnie osiągnąć. Jak, pomożecie?”. Czy w Polsce da się jeszcze wyzwolić wielką społeczną energię jak za czasów Gierka albo pierwszej „Solidarnoś­ci”?

– Tu nie chodzi o społeczną energię, tylko o to, że Polska w ogóle nie jest przygotowa­na na wielki światowy kryzys. Ten z roku 2008 był tylko preludium tego, co nas czeka, a raczej jest nieuniknio­ne. Dziś światowy kapitał należący do instytucji finansowyc­h, które niczego nie wytwarzają, a jedynie grają, spekulują, wynosi 600 bilionów dolarów. Tymczasem światowy kapitał produkcyjn­y to zaledwie 120 bilionów. Zyski w sektorze finansowym liczy się na 10 – 15 proc., podczas gdy w produkcyjn­ym na 3 – 4 proc. To oznacza, że w dzisiejszy­m świecie nie opłaca się niczego wytwarzać ani produkować, wzrasta bezrobocie, spada popyt, rośnie rozwarstwi­enie społeczne.

– Świat czeka gospodarcz­a apokalipsa?

– Niestety, nie można tego czyć.

wyklu-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland