Gierek reaktywacja
19 prezydent i prawdziwy mąż stanu, a „New York Times” napisał o tej wizycie na pierwszej stronie, co było absolutnym ewenementem.
W 1979 r. na zatkanie dziury w bilansie płatniczym potrzebowaliśmy zaledwie 500 milionów dolarów. Wówczas za taką kwotę Niemcy chcieli od nas kupić połowę udziałów w elbląskim Zamechu i poznańskich zakładach Cegielskiego. Ale Biuro Polityczne odrzuciło ten pomysł jako sprzeczny z socjalizmem. Podobnie odrzucono pomoc finansową, jaką kanclerz Helmut Schmidt oferował Polsce pod koniec lat siedemdziesiątych. W tym samym czasie Zachód rozluźnił ograniczenia dla naszego eksportu i Polska po raz pierwszy miała dodatni bilans handlowy, eksport większy od importu. Ale partyjnym towarzyszom nie chodziło o uzdrowienie naszej gospodarki. Wręcz przeciwnie, uważali, że im będzie gorzej, tym łatwiej będzie usunąć Gierka i zająć najbardziej lukratywne stanowiska. Tak więc gdyby Gierek pozostał na swoim stanowisku, sytuacja dość szybko uległaby poprawie. Nowe kierownictwo partii zawróciło z drogi modernizacji i trudno się dziwić, bo ci ludzie nie znali świata, nie znali języków, nie umieli mówić nawet po rosyjsku.
– I ci nieobyci w świecie aparatczycy usunęli Gierka?
– Gierek był prostym człowiekiem. Ale znał swoje ograniczenia i korzystał z pomocy nie tylko polskich, ale i zachodnich doradców. Nigdy nie cieszył się zbytnim zaufaniem radzieckich przywódców. Nie znał rosyjskiego, nie ukończył w Rosji żadnej partyjnej szkoły. Gdy w 1980 r. spotkał się na Krymie z Breżniewem, ten namawiał go do użycia siły przeciwko strajkującym robotnikom. Gierek odmówił, na co Breżniew nazwał go mięczakiem. Z tą chwilą jego dni jako polskiego przywódcy były policzone.
– Skoro połowa kraju strajkowała, to gospodarka nie była w tak wyśmienitym stanie.
– To była gospodarka nakazowo-rozdzielcza, którą Gierek, także za moją namową, reformował, próbując wprowadzać tylnymi drzwiami zachodnie metody zarządzania. Trzeba jednak przyznać uczciwie, że systemu socjalistycznego zmieniać nie zamierzał. Ale gdyby rządził dłużej, to system sam musiałby ewoluować.
– Czy według pana te 23,5 miliarda dolarów wydano w sposób racjonalny?
– Na pewno można to było zrobić dużo lepiej. Nawet dziś środki unijne nie zawsze są wydawane w optymalny sposób. Wiele z wybudowanych wówczas ponad 500 dużych zakładów przemysłowych otwierano z pompą, a gdy Gierek wracał do Warszawy, przez kolejne tygodnie jeszcze trwał ich rozruch. Ilość
inwestycji przerastała możliwości Polski. Do tego niektóre fabryki kupiliśmy zbyt pochopnie, gdyż stosowane w nich technologie już nie należały do najnowocześniejszych. Czasem decyzje ekonomiczne miały czysto polityczne podłoże. Za zakupem licencji Berlieta stały powiązania tego samochodowego producenta z komunistami. Władze za wszelką cenę chciały wdrożyć 100 proc. zakupionych licencji, tymczasem większość krajów kupowała zagraniczne licencje, żeby nauczyć się technologii. Japończycy nie zastosowali w praktyce nawet połowy. Bo nie taki był ich cel. Kupowali je, udoskonalali i wypuszczali na rynek własne jeszcze lepsze produkty.
– Co z tego inwestycyjnego boomu mieli zwykli Polacy?
– A choćby prawie 3 miliony wybudowanych mieszkań.
– Gdy porównamy poziom technologiczny polskich i chińskich zakładów z końca lat osiemdziesiątych, to okazuje się, że nasze były nowocześniejsze. Tyle tylko, że Chińczycy szybko je zmodernizowali, a Polacy zlikwidowali.
– W1989 r. nastąpił przewrót polityczny. Oddaliśmy się w lenno Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, który za pośrednictwem niejakiego pana Sachsa doradzał nam, żeby wszystko, co tylko się da, sprzedać nawet za symboliczną złotówkę. Przez lata wiele razy jeździłem do Japonii, gdzie sprzedawaliśmy nowoczesne obrabiarki sterowane numerycznie. Na początku lat dziewięćdziesiątych pytano mnie, dlaczego Polska zrezygnowała z tego eksportu? Okazało się, że zlikwidowano fabrykę. Nasze stocznie pod koniec lat siedemdziesiątych były nowocześniejsze od niemieckich. Dziś od dawna już nie istnieją, a niemieckie wykorzystały pomoc rządową i mają portfel pełen zamówień. Gdy ponad połowa produkcji przemysłowej Niemiec jest wytwarzana w wielkich fabrykach, to Polska praktycznie nie ma już własnego przemysłu. Zniszczyliśmy ponad 250 zakładów zatrudniających ponad tysiąc osób. Co zostało w polskich rękach? KGHM, Orlen, Lotos i kilka źle zarządzanych spółek węglowych. Jeszcze większe spustoszenia zrobiono w rolnictwie. Likwidując PGR-y, niemal w jednej chwili pozbawiono środków egzystencji dwa miliony ludzi (pół miliona pracowników z rodzinami). Przejęta ziemia latami leżała odłogiem, stała się przedmiotem spekulacji albo zaczęto ją rozdawać. Tylko Polska Akademia Nauk dostała za darmo 300 tys. hektarów!
– Odnoszę wrażenie, że nie ceni pan zbyt osiągnięć naszej transformacji. A przecież Leszek Balcerowicz i Jan Krzysztof Bielecki do dziś są przedstawiani jako mężowie opatrzności gospodarki rynkowej.
– Wystarczy przypomnieć sobie Program Powszechnej Prywatyzacji, który sprowadzał się do tego, że w majestacie prawa rozkradziono kapitał 512 najlepszych polskich przedsiębiorstw.
– Zastanawia minie, jak to się stało, że Balcerowicz, ortodoksyjny komunista, stał się ortodoksyjnym zwolennikiem kapitalizmu i to w jego wczesnej, drapieżnej postaci?
– To ja zatrudniłem Balcerowicza w Szkole Głównej Planowania i Statysty- ki (dziś SGH – przyp. autora) w instytucie, którego byłem dyrektorem. Pracował u mnie 12 lat, napisał rzetelny doktorat, nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń. Nie wiem, z jakich powodów przeniósł się do Instytutu Marksizmu-Leninizmu. Potem wyjechał na stypendium na Zachód. Wrócił jako inny człowiek. Sprawiał wrażenie jakby wyprano mu mózg. Decyzję, żeby wdrożyć w życie koncepcję Sachsa, można by uznać za żart, gdyby nie to, że jej realizacja spowodowała spustoszenia, które odczuwamy do dziś. Plan Sachsa, z którego zresztą później sam autor się wycofał, to była koncepcja szkolna, nadająca się co najwyżej na seminarium licencjackie, bo już nie magisterskie. W efekcie kurs złotego ustalany był apodyktycznie i, co ciekawe, na wyższym poziomie, niż wymagał tego od nas Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Zróżnicowano obciążenia przedsiębiorstw prywatnych i państwowych, co spowodowało upadłość wielu państwowych zakładów mających dobre wyniki finansowe. Otworzono polskie granice celne, wpuszczając do kraju tandetę, która zalała rynek i wykończyła wiele do tej pory rentownych fabryk. W efekcie reform panów Balcerowicza i Bieleckiego PKB spadło nam o ponad 20 proc., a produkcja przemysłowa o jedną trzecią i są to straty nie do odrobienia.
– Wswojej książce sugeruje pan, że Jan Krzysztof Bielecki, który, jako naj- bliższy przyjaciel i doradca Donalda Tuska, przez ostatnie osiem lat miał ogromny wpływ na polską gospodarkę, został premierem przez pomyłkę.
– Po odejściu Mazowieckiego ktoś z otoczenia Wałęsy zaproponował na stanowisko premiera Czesława Bieleckiego, byłego opozycjonistę i znanego architekta. Wałęsa się zgodził, ale ponieważ chyba za nim nie przepadał, zaprosił „przez pomyłkę” na rozmowy Jana Krzysztofa Bieleckiego z Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
– Na sztywnym kursie dolara, przy gigantycznej inflacji i ogromnym oprocentowaniu lokat zagraniczni spekulanci obłowili się na miliardy dolarów.
– Wielkie fortuny powstawały też przy okazji prywatyzacji polskich banków. Zagraniczne banki kupowały je niemal za bezcen i dlatego mogły sobie pozwolić, żeby dawać gigantyczne odprawy polskim dyrektorom i prezesom albo przyjmować ich do zarządów i rad nadzorczych już po prywatyzacji. Była to więc prawdziwa prywatyzacja nomenklaturowa. Jakby tego było mało – w ostatnim czasie Skarb Państwa sprzedał Bank Gospodarki Żywnościowej i przed wyborami zamierza sprzedać pakiet akcji PKO BP. Wówczas udział zagranicznego kapitału w naszym sektorze bankowym może dojść do 90 proc. – wynik nienotowany w żadnym cywilizowanym kraju na świecie.
– Za miesiąc będziemy obchodzili kolejną rocznicę porozumień sierpniowych i 21 robotniczych postulatów.
– Jestem przekonany, że nie o taką Polskę walczyli stoczniowcy przed 35 laty.
– Pozwoli pan, że na koniec zacytuję klasyka: „Jeśli nam pomożecie, to sądzę, że ten cel uda nam się wspólnie osiągnąć. Jak, pomożecie?”. Czy w Polsce da się jeszcze wyzwolić wielką społeczną energię jak za czasów Gierka albo pierwszej „Solidarności”?
– Tu nie chodzi o społeczną energię, tylko o to, że Polska w ogóle nie jest przygotowana na wielki światowy kryzys. Ten z roku 2008 był tylko preludium tego, co nas czeka, a raczej jest nieuniknione. Dziś światowy kapitał należący do instytucji finansowych, które niczego nie wytwarzają, a jedynie grają, spekulują, wynosi 600 bilionów dolarów. Tymczasem światowy kapitał produkcyjny to zaledwie 120 bilionów. Zyski w sektorze finansowym liczy się na 10 – 15 proc., podczas gdy w produkcyjnym na 3 – 4 proc. To oznacza, że w dzisiejszym świecie nie opłaca się niczego wytwarzać ani produkować, wzrasta bezrobocie, spada popyt, rośnie rozwarstwienie społeczne.
– Świat czeka gospodarcza apokalipsa?
– Niestety, nie można tego czyć.
wyklu-