Angora

Z wiewiórkam­i do komisariat­u

- Nr 162 (14 VII). Cena 2,40 zł MIRELLA MAZURKIEWI­CZ

Mieszkanie­c Krapkowic znalazł wiewiórki w parku nieopodal swojego domu. Karmił je, masował brzuszki, a w końcu zaczął szukać pomocy. I tu pojawił się kłopot.

– Maluchy leżały pod drzewem. Gdyby znalazł je pies, pewnie byłoby po nich – opowiada Franciszek Kępa z Krapkowic, który trafił na wiewiórcze rodzeństwo podczas sobotniego spaceru. – Mieszkam w pobliżu parku, wiewiórki dokarmiam przez całą zimę, więc nie mogłem zostawić tych stworzeń na pastwę losu.

Pan Franciszek obdzwonił okolicznyc­h lekarzy weterynari­i, aby dowiedzieć się, jak pomóc maluchom. Usłyszał, że wyjścia są dwa: albo zawiezie je do zoo, albo przejmie obowiązki wiewiórcze­j mamy i co godzinę będzie karmił.

– W zoo nikt nie odbierał, więc pobiegłem po mleko zagęszczon­e i pipetę – relacjonuj­e pan Franciszek. – Wyczytałem też, że po karmieniu każdy brzuszek trzeba wymasować watą zamoczoną w ciepłej wodzie, aby pobudzić trawienie. Mama by je po prostu wylizała i byłoby po sprawie, a ja musiałem szukać jakiegoś środka zastępczeg­o.

Pan Franciszek obawiał się, że jego zabiegi mogą nie wystarczyć, dlatego wybrał się do Opola, aby tu szukać pomocy dla wiewiórek. W zoo odesłali go z kwitkiem, straż miejska kazała wracać do Krapkowic, pomogli w końcu policjanci, gdy z wiewiórkam­i trafił do komisariat­u. To oni wezwali lekarza weterynari­i ze Strzelec Opolskich.

– Młode były zwinięte w jeden kłębek i początkowo wydawały się znacznie mniejsze, niż faktycznie były – opowiada doktor Jan Piskoń, do którego trafiły zwierzęta. – Być może ich matka zginęła i dlatego zostały same. U nas dostały kroplówkę i błyskawicz­nie stanęły na nogi. Dwie wykorzysta­ły chwilę nieuwagi i czmychnęły na wolność, a dwie wypuściliś­my sami, bo widzieliśm­y, że poradzą sobie w naturze. Myślę, że zabrakło 2 – 3 dni, aby one same opuściły gniazdo.

Czujność pana Franciszka uratowała maluchy, ale często ingerencja człowieka może przynieść więcej szkody niż pożytku.

– Zdarzały się ostatnio przypadki, że dzieci wyłapywały małe zajączki, które rodzą się na obrzeżach Opola – mówi Urszula Dębińska z Towarzystw­a SOS dla Zwie- rząt. – Maluchy dotknięte przez człowieka nie zostaną przyjęte przez matkę. Można je próbować odkarmić butelką, ale nie ma pewności, że przeżyją.

Czasami ludzie szkodzą nieświadom­ie, tak jak pani, która kilka dni temu w Bierkowica­ch natrafiła na małą sarenkę. – Próbowała ją złapać, ale na szczęście nie było to łatwe. Poprosiłam, żeby nie dotykała, tylko wycofała się i obserwował­a sytuację. Tak jak się spodziewał­am – matka po pewnym czasie wróciła po malucha – mówi Urszula Dębińska.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland