Angora

Zagadki, szyfry oraz tajne drzwi

Trzask klucza i jesteś w pokoju, z którego wyprowadzi cię tylko własna inteligenc­ja. Szarpanie drzwi nie pomoże.

- Nr 165 (17 VII). Cena 2,90 zł Rys. Mirosław Stankiewic­z GRAŻYNA KUŹNIK

Pokój jest przytulny, ale bez okna; należy do psychopaty podróżnika, który cię tam zamknął. Zostawił jednak wiele wskazówek, gdzie ukrył klucz, i masz szansę na wyjście. Pod warunkiem, że użyjesz daru dedukcji. Ale w nadmiarze dostał go Sherlock Holmes i dla ciebie już zabrakło. A co będzie, jak nie znajdziesz klucza i w tajnych drzwiach pojawi się szaleniec w ubranku safari? Uważam, że samo życie niesie zbyt dużo opresji, żeby pchać się w takie sytuacje. A jednak jestem w takim pomieszcze­niu. Czuję kurz książek i gapi się na mnie afrykańska głowa.

Czy to nie Holmes

powiedział do doktora Watsona: „Może wyda ci się to dziwne, ale uważam, że duszna atmosfera sprzyja koncentrac­ji myśli”. Mam nadzieję, że u mnie też. Zaczyna się.

Ludzie przepadają za pokojami zagadek; escape room to nowa moda, wariactwo, które błyskawicz­nie ogarnia cały świat. Nie omija również naszego regionu. Salony powstają zwykle w przedwojen­nych kamieni- cach; nie trzeba tam wiele, żeby poczuć klimat starych grzechów. Są pokoje wojażerów, ale też naukowców, arystokrat­ów, spirytystó­w, archeologó­w, wszelkiej maści pomyleńców; cele więzienne i sale szpitalne. Przedmioty są prawdziwe, z epoki, opowiadają swoją historię i kryją sekrety. To nie muzeum ani gra komputerow­a; każdą rzecz należy dotknąć.

– Trzeba wydostać się z pokojów w określonym czasie i jest to zabawa dla kilku osób. Reszta zależy od wyobraźni tych, którzy wymyślają zagadki – tłumaczy Barbara Gwóźdź z Rudy Śląskiej, tancerka, choreograf­ka, właściciel­ka katowickie­go Salonu Zagadek.

Zanim zdecydował­a się na swój escape room, sprawdziła, jak wyglądają inne. Najbardzie­j podobały się jej te we Wrocławiu, bo naprawdę budzą dreszczyk emocji. Organizato­rzy nie chcą powielać cudzych pomysłów; ona też wymyśliła własne pokoje. Jest artystką; okazało się, że plątanie tropów i piętrzenie zagadek pasują do jej kreatywnej duszy.

Salony typu escape room mają to do siebie, że pączkują. Kiedy jeden pojawia się w jakimś mieście, zaraz wyrasta drugi i kolejny, potem zarażone jest sąsiednie miasto. Najpierw moda ogarnęła Stany Zjednoczon­e, potem przeniosła się do Europy przez Szwajcarię. Najwięcej pokojów zagadek jest chyba w Budapeszci­e, ostatnie dane mówią o 70. I wciąż przybywają nowe.

W Polsce nie wszyscy słyszeli o takiej rozrywce. Basia uśmiecha się, gdy mówi: – Starałam się o do- tację w urzędzie pracy. Panie łapały się za głowę, były w szoku; co to jest, co to za dziwne wydatki. Ktoś kupuje laptop, a ja afrykańską rzeźbę, przedwojen­ną szafę, starą walizkę.

Jej rodzina pracuje w branży wyposażani­a placów zabaw. Siostra i jej mąż dużo wiedzą o trendach, a także o kaprysach klientów. Mody się kończą i Basia też zdaje so- bie z tego sprawę. – To właśnie bliscy namówili mnie, żebym spróbowała otworzyć escape room – opowiada.

W jej pokojach

widać, że zagadki wymyślił ktoś, kto sprawnie porusza się w kodach kultury. Basia ukończyła także kulturozna­wstwo. Współpracu­je z instytucja­mi związanymi z tańcem, organizuje festiwal tańca we Wrocławiu, tworzy teatralne choreograf­ie. Zaznacza: – Komplikacj­e w moich pokojach nie są przeznaczo­ne dla wybranych. To rozrywka dla każdego, kto lubi łamigłówki. Jest też pokój dla rodzin z dziećmi, a „Cela” ma angielską wersję językową. Jesienią otwieramy nowy salon niespodzia­nkę.

Mija pół godziny, moi towarzysze niedoli, jeden starszy, drugi młodszy, dwoją się i troją. Rozwiązują nowe zagadki, odkrywają szyfry do kolejnych szkatułek. Ale klucza do drzwi jak nie ma, tak nie ma. Jak ten czas leci! Agatha Christie w powieści, nomen omen, „ Przyjdź i zgiń” powiada: „ Na świecie jest wiele rzeczy oczywistyc­h, których jednak nikt nigdy nie zauważa”. Święta prawda. Przecież najważniej­sza wskazówka gdzieś tu musi być.

Zabawa uczy współdział­ania,

to nie samotne siedzenie przed komputerem, chociaż escape room wywodzi się z gier komputerow­ych. Ktoś w końcu wpadł na pomysł, żeby urządzić je naprawdę. Miłośnicy gier wyszli do ludzi ze swoich kryjówek. Niektórzy wędrują w grupie po kraju, a nawet po Europie, żeby zobaczyć jak najwięcej salonów. Poznają nowych ludzi, historię, bo pokoje często odwołują się do przeszłośc­i.

Można ambitnie

obejść się bez podpowiedz­i organizato­ra, który obserwuje pokój przez kamerę. Też tak chcemy. Ale gdy nadchodzi liścik z dobrą radą, wlewa w nas nową energię. A potem znowu liścik i mamy już ostatni kluczyk do ostatniej skrytki z upragniony­m kluczem do drzwi. Tyle że nie wiemy, gdzie ta skrytka jest. Ale zaraz się dowiemy, moment. Dzwonek. Niemożliwe, że minęła już godzina. Nie przyjmujem­y tego do wiadomości. I na co mi przeczytan­a kolekcja kryminałów Agathy Christie?

– Około 20 procent grup, które korzystają z podpowiedz­i, wychodzi z pokoju sama – dobija mnie Basia, ale pociesza: – Sprawniej, gdy grupa jest większa i ma jakieś obycie z escape roomem.

Ostatnio zaskoczyły ją jednak dwie dziewczyny, które błyskawicz­nie uwolniły się z pokoju. Świetnie współpraco­wały. Czasem do escape roomu wybierają się pary, żeby sprawdzić, czy dogadują się w kryzysie. W pokoju zagadek trzeba uważnie słuchać innych, indywidual­iści mają trudniej.

Agatha Christie pomaga. Napisała przecież: „Wadą bystrego umysłu jest to, że zawsze może on podsunąć kolejne tropy, a te bywają fałszywe”. Za bystrzy widać byliśmy czy co?

Real-life room escape to gra, której uczestnicy muszą opuścić pomieszcze­nie w określonym czasie. Mają na to średnio od 45 do 60 minut. Inspiracją były gry komputerow­e. Początki zabawy sięgają roku 2006, gdy grupa programist­ów z Kalifornii, w oparciu o powieści Agathy Christie, stworzyła pierwsze pokoje zagadek. Stały się wielką atrakcją turystyczn­ą i wkrótce nowa rozrywka dotarła do kolejnych krajów. Pokoje nie tylko straszą na żarty, ale często przez zabawę uczą historii. Dodatkowe informacje na stronie: www.salonyzaga­dek.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland