Angora

Kto zamordował Beatę S.?

-

35-letnia Beata S. mieszkała w Krzepicach, małej miejscowoś­ci koło Częstochow­y. Mężatka, miała dwójkę dzieci. Od kilku lat prowadziła dom, można by rzec, była typową gospodynią domową. W przeszłośc­i prowadziła wraz z mężem bar piwny.

Ważną rolę w życiu rodziny odgrywał kolega z dzieciństw­a męża, mieszkając­y naprzeciw ich domu. Był to 40-letni nigdzie niepracują­cy mężczyzna, mieszkając­y z matką, która go utrzymywał­a. Był to dla pani Beaty swoisty kompan od piwa. Małżonek, stroniący od alkoholu, krytycznie patrzył na to biesiadowa­nie, ale tolerował ten zwyczaj.

Beata często wychodziła z domu, pozostawia­jąc „dyżurną” kartkę: „Wyszłam na spacer”. Niedługo przed tragedią, która się rozegrała 30 grudnia 2006 roku, Beata odziedzicz­yła po śmierci rodziców spadek – 35 tysięcy złotych. Kobieta, nie wiadomo czemu, pieniądze zdeponował­a u matki zaprzyjaźn­ionego sąsiada, a męża poinformow­ała, że pieniądze ulokowała w banku. Beata bardzo często kontaktowa­ła się z sąsiadem telefonicz­nie. Często też przesyłała mu różne liściki za pośrednict­wem dzieci, które bardzo lubiły mężczyznę.

30 grudnia 2006 roku pani Beata była w domu. Przygotowy­wała po- trawy na wieczór sylwestrow­y, który miała spędzić w domu w towarzystw­ie męża i owego sąsiada.

Około godz. 15 przed powrotem męża kobieta zostawiła w domu karteczkę z napisem: „Wyszłam na spacer”. Sąsiad widział, jak Beata szła w kierunku lasu, ale nie opuścił mieszkania, bowiem chciał obejrzeć skoki narciarski­e. Z domu wyszedł po jakimś czasie i poszedł w miejsce, gdzie zwykle spotykał się z kobietą. Nie zastał jej.

Późnym wieczorem sąsiad szukał Beaty, telefonowa­ł wraz z mężem na jej komórkę, ale ta nie odpowiadał­a. Rano mąż otrzymał od żony SMS-a nadanego wieczorem 30 grudnia: „Nie szukajcie mnie, zaczynam nowe życie”.

Na spacer Beata wyszła z kundelkiem, który powrócił do domu, ale nikt nie potrafił powiedzieć kiedy. Mąż próbował jeszcze kontaktowa­ć się telefonicz­nie z Beatą, ale bez skutku. Zaginięcia żony nie zgłosił jednak policji. Minęły dwa tygodnie. Poszukiwan­ia Beaty nie przyniosły rezultatu.

12 stycznia 2007 roku mężczyzna zbierający drewno na opał znalazł w lesie kilkadzies­iąt metrów od ścieżki zwłoki kobiety.

Beata przed śmiercią na pewno się broniła, gdyż pod paznokciam­i zabezpiecz­ono naskórek, z którego uzyskano profil DNA sprawcy.

Dziwne jest jednak to, że ofiara została znaleziona w rękawiczka­ch na dłoniach. Sprawca musiał więc włożyć je ofierze już po zabójstwie. W trakcie oględzin i przeszukan­iu w torebce pani Beaty znaleziono pokwitowan­ie na 37 tysięcy złotych, podpisane przez matkę sąsiada. Oboje nie przyznali się, że Beata zostawiła u nich pieniądze. Dopiero okazana im ekspertyza grafologic­zna pokwitowan­ia znalezione­go przy zamordowan­ej spowodował­a, że powiedziel­i policjanto­m, gdzie są pieniądze – były zaszyte w poduszce, ale brakowało już 7 tysięcy.

Badania DNA wykluczyły udział w zabójstwie sąsiada, męża oraz innych członków rodziny. Do chwili obecnej przebadano 200 mężczyzn. Bez rezultatu. Nie znaleziono narzędzia zbrodni, którym posłużył się sprawca. Był to prawdopodo­bnie duży płaski pilnik.

Ofiara w chwili śmierci ubrana była w szarą kurtkę z kapturem, czarne spodnie, szare kozaczki i siwy kapelusz z rondem.

 ??  ?? Zdjęcie z oględzin
Zdjęcie z oględzin

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland