Gdzie ci prawnicy...?
„Gdzie ci mężczyźni...?” – śpiewała kiedyś Danuta Rinn. „Gdzie ci prawnicy...?” – chciałoby się zaśpiewać, obserwując od wielu już lat coraz dziwniejsze poczynania naszych orłów Temidy.
Pewne utrudnienia spowodowane są na pewno przez przepisy unijne. Ale mamy również rodzimy chaos ustawodawczy, nad którym nie panuje nasz parlament. Poszczególne akty prawne nie zawsze korespondują ze sobą, można je różnie interpretować... A w ogóle jest ich za dużo i często prezentują ustalenia jednej opcji politycznej. W parlamencie Temida ma swoich przedstawicieli, ale nic z tego nie wynika.
Wątpliwości budzi też funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego, który powinien badać akty prawne w całości i kontrolować terminy wykonania swoich zaleceń. A już jako humoreskę trzeba traktować przesyłanie przez Prezydenta do Trybunału podpisanej wcześniej przez siebie ustawy. O dziwo – zgodnie z obowiązującym prawem.
Ciągnące się latami postępowania prokuratur i sądów, przedziwne wyroki sądowe, jak również decyzje dotyczące aresztów tymczasowych, często zwanych „wydobywczymi”, a także orzeczonych kaucji – szkoda mówić.
Albo traktowanie niezawisłości sędziowskiej jako zwolnienia od zdrowego rozsądku! Co też, niestety, ma miejsce, i to wcale nierzadko.
Widzę cztery choroby trapiące nasz system prawny.
1. Kształcenie na uczelniach prywatnych – poziom nauczania jest tam często bardzo niski;
2. Zarobki – tak się kształtują, że najlepsi trafiają do biznesu. I wiadomo, kto z tego korzysta, a kto traci;
3. Upolitycznienie – od takich czy innych poglądów i sympatii często zależą rezultaty śledztw i procesów, oraz treść formułowanych opinii;
4. Otwarcie zawodów prawniczych – niby to w zgodzie z duchem demokracji, ale często na aplikacje trafiają i je kończą osoby niegwarantujące odpowiedniego profesjonalizmu.
Czy to się zmieni w przyszłości? Chyba nie.
najbliższej