Schengeńska ziemia obiecana
Budapeszt zdecydował się postawić na południowej granicy dwa rodzaje ogrodzeń, ale do północnej Serbii nadal codziennie przybywa ponad tysiąc migrantów.
18 lipca Węgrzy ukończyli pierwsze 175 metrów „części próbnej” ogrodzenia, które ma powstać na 175-kilometrowej granicy z Serbią. Przetestowali cztery różne technologie budowy – wybrali dwie. W miejscach, gdzie granicę łatwo jest przejść, będzie to wysokie na trzy metry ogrodzenie z drutu kolczastego. Tam, gdzie dostęp jest trudniejszy, postawią mniej skomplikowaną barierę.
– Nie ma takiego muru, który zatrzyma nas w drodze po lepsze życie – twierdzi Daniel przebywający w prowizorycznym obozie w starej cegielni niedaleko przygranicznej Suboticy. – Przeszliśmy góry, przepłynęliśmy morze w nadmuchiwanej łódce i jechaliśmy pod wagonami przez dwa kraje. Jeżeli Węgrzy postawią ogrodzenie, wykopiemy tunel i przejdziemy pod nim – kontynuuje wypowiedź zdesperowany Afgańczyk z Iranu, który podróżował do Serbii 40 dni.
Tylko w ciągu jednego weekendu, 17 – 19 lipca, węgierska policja złapała 4235 osób z powodu nielegalnego przekroczenia granicy. Od stycznia na Węgry przybyło 90 tysięcy migrantów, a rząd w Budapeszcie oczekuje, że do końca roku będzie ich trzy razy tyle. Budowę ogrodzenia w celu zatrzymania masowego napływu nielegalnych migrantów popiera 61 proc. węgierskiego społeczeństwa, mimo iż według powszechnie panującej opinii jest ono bezcelowe, ponieważ będzie się znajdowało już na terytorium Węgier, więc uchodźca, który tam dotrze, ma prawo ubiegać się o azyl.
Ludzie z Syrii, Afganistanu czy Erytrei uciekają przed wojnami, konfliktami i prześladowaniem. Dlatego też jest prawdopodobne, że wybudowanie ogrodzenia pomoże i tak już mającym pełne ręce roboty przemytnikom ludzi. Za przerzucenie jednej osoby przez granicę turecko-grecką przemytnik inkasuje około tysiąca euro. Z Grecji do Serbii to kolejny tysiąc, o 500 euro więcej bierze już za drogę z Serbii do Austrii. Transport odbywa się w nieludzkich warunkach, po kilkanaście, a niekiedy kilkadziesiąt osób zamykanych jest w minibusach bez okien; przerzuca- ni są z punktu do punktu i za każdym razem muszą się liczyć z tym, że w którymś momencie ktoś nieuczciwy zabierze im pieniądze, pozostawi w szczerym polu i ucieknie.
Najczęściej jednak uchodźcy nie mają takiej gotówki i decydują się na pieszą wędrówkę do wymarzonej strefy Schengen. Ich ostatnią przeszkodą w tym celu jest granica z Węgrami. Są dni, kiedy do północnej Serbii przybywa nawet dwa tysiące uchodźców. Obrazki grup ludzi maszerujących przy autostradach w Macedonii i Serbii to codzienność. Często można ich też spotkać przy torach kolejowych, choć taka wędrówka kończy się niekiedy tragicznie. W kwietniu kilkanaście osób straciło w Macedonii życie, po tym jak grupę potrącił nocny pociąg.
Serbia i Macedonia stały się kanałem dla fali imigrantów, których nikt w Europie nie ma ochoty przyjąć. Tysiące ludzi utknęły w strefach międzygranicznych. Pozostają tam bez jedzenia, wody, pomocy medycznej. Serbska telewizja N1 pokazuje w wiadomościach młodego mężczyznę z żoną i dzieckiem, który dwa dni próbował dostać się z Macedonii do Serbii. – Zawracajcie! Zawracajcie! – słyszał od policjantów. – Umarłem w Syrii, umarłem i tutaj! To, że myślę o tym chłopcu – pokazuje na syna – doprowadziło mnie dotąd. Od wymarzonego Zachodu dzieli ich jeszcze wiele kilometrów piechotą w ponad 40-stopniowym upale, który od dwóch tygodni panuje na Bałkanach.
W parku w Suboticy piętnastu Syryjczyków siedzi na ziemi. Po 20 dniach drogi przez Turcję, Grecję i Bułgarię są głodni i wyczerpani. – Wojna w Syrii szaleje. Nasze domy są zniszczone i nie mamy nic poza chęcią lepszego życia. Ludzie tacy jak my opuścili Syrię, zostali tylko żołnierze. Nie ma tam życia – opowiada reporterce DW jeden z nich. Jego przyjaciel pokazuje w telefonie zdjęcie martwej siostry. – Gdy przyjechaliśmy do Belgradu, poszliśmy zgłosić się na policję. Nie dali nam żadnych dokumentów, ale powiedzieli, żebyśmy kupili bilety na pociąg do Suboticy. W pociągu jakiś policjant chciał od nas pieniędzy. Nie mieliśmy tyle, więc zmusił nas do wyjścia. Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy i byliśmy zmęczeni. Spaliśmy dwie godziny, a potem poszliśmy wzdłuż torów do Suboticy – opowiada kolejny z nich.
Wyłudzanie pieniędzy od uchodźców, sprzedawanie im wody i żywności po dużo wyższych cenach, zawyżanie cen za taksówki czy rowery jest tu na porządku dziennym. Niedawno aresztowano dwóch macedońskich policjantów, ponieważ sprzedawali potwierdzenia pozwalające uchodźcom bezpiecznie przejść przez kraj, podczas gdy dokumenty te są bezpłatne. Dochodzi też do porwań w celu wyłudzenia okupu od ich rodzin. I podczas gdy Europa nie wie, co z tym fantem zrobić, rzeki nieszczęśników nieustannie płyną przez Bałkany. (MHM)