par. Tak uratują rysia i żbika
My je natomiast wykorzystujemy, pobieramy komórki rozrodcze i dopiero potem utylizujemy.
– Działa nawet program bezpłatnej kastracji bezdomnych kotów.
– Naszym obowiązkiem jako lekarzy weterynarii jest dokonywanie takich zabiegów dla dobra kotów, bo przecież nie każdy z nich znajdzie dom i opiekę. Przy okazji to istne perpetuum mobile, łączące praktykę weterynaryjną, ekologię i rozwój nauki!
– Ratowanie gatunków zagrożonych wyginięciem to nie jest jedyne zastosowanie in vitro.
– To prawda, ma też zastosowanie w produkcji zwierzęcej i zostało to niejako wymuszone przez rynek i wymagania konsumentów. A mianowicie odnośnie do wysokiej produkcyjności, na przykład w stadach krów mlecznych oraz w odniesieniu do zawartości białka i zwiększonego poziomu tłuszczu w mleku.
– Nie rozumiem, co wspólnego ma in vitro z piciem mleka?
– Na podstawie analizy profili genetycznych samców i samic bydła ocenia się, czy zaowocują one potomstwem dającym dużo mleka, i to świetnego mleka. Proszę pamiętać, że ciąża u krowy trwa 9 miesięcy, więc ile cieląt jest w stanie wydać w ciągu roku? Jedno.
– Chodzi zatem o transfer zarodków uzyskanych z dobrze rokujących genetycznie rodziców do innych krów?
– Dokładnie tak! U takiej krowy hormonalnie można wywołać superowulację, czyli uwolnienie nie jednej komórki jajowej, ale kilkunastu takich komórek. Następnie podaje się nasienie, potem specjalnymi technikami wypłukuje się zarodki, mrozi je, a po rozmrożeniu przenosi się do macic krów biorczyń. bardzo wysokim poziomie. My też piszemy wnioski na projekty dotyczące podnoszenia potencjału reprodukcyjnego i produkcyjnego np. bydła mlecznego, ale również u naszego rodzimego żubra. Bardzo dobrze, że został uratowany. Trzeba jednak wiedzieć, że wszystkie nasze żubry są bardzo blisko spokrewnione.
Dzięki zastosowaniu technik, o których rozmawiamy, wspólnie z genetykami można zwiększyć bioróżnorodność tego gatunku, a tym samym np. podnieść też jego odporność na choroby zakaźne.
– In vitro można też wykorzystać, by rozmnażać psy rasowe lub konie sportowe, które miały takich superrodziców rokujących dobrymi wynikami, a co za tym idzie – zyskami dla właścicieli, prawda?
– Dochodzimy do pytania, gdzie jest granica. Odpowiedź jest prosta: jest nią zdrowy rozsądek.
Każde narzędzie, na przykład młotek, w rękach dobrego człowieka służy dobru. To samo narzędzie w rękach niegodziwca może być początkiem wojny.
– Ratowanie ginących gatunków – tak, więcej potomstwa wysokiej klasy koni sportowych – nie?
– Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Przypomina mi się historia pewnego konia imieniem Pieraz. Doczekał się kilku potomków, niewielu, jak się okazało, o bardzo dobrych walorach sportowych. Niestety, Pieraz został wykastro- wany. Właściciele popadli w rozpacz, ale zwrócili się jednak do naukowca potrafiącego klonować konie. I uzyskano Pieraza 2, dokładną kopię swojego ojca, a przy tym ogiera produkującego wysokiej jakości nasienie. I to on został reproduktorem.
To sympatyczna historia, lubię opowiadać ją studentom. I proszę zauważyć, że jest odbierana zupełnie inaczej niż choćby opowieść o milionerze, który postanowiłby klonować konia czempiona, by klony sprzedawać za grube pieniądze i powiększać w ten sposób swoje bogactwo.
– Może zatem konieczna jest taka dyskusja jak w przypadku in vitro w medycynie, nazwijmy ją „ludzkiej”. Żeby ustalić, co wolno w odniesieniu do zwierząt, a czego nie. Aby przerażająca opowieść o doktorze Frankensteinie z „fiction” nie stała się „science”.
– Rzeczywiście, to nieuniknione i prędzej czy później wypracujemy takie regulacje prawne. Uważam, że powinniśmy też edukować i informować w szerokim zakresie społeczeństwo. Dzięki temu ludzie sami będą potrafili ocenić, czy coś jest dobre, czy złe. A gdy zajdzie taka potrzeba – głośno wyrazić sprzeciw. Jestem też przekonany, że nim skupimy się na regulacjach odnoszących się do in vitro w weterynarii, powinniśmy przeprowadzić w tej dziedzinie wnikliwe badania.
FOTO KAMIONKI