Szukamy ciągu dalszego – chronić od zapomnienia (Angora)
Reżyser Krzysztof Tchórzewski realizuje dokumenty.
Jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim i reżyserii w PWSFTViT w Łodzi, synem Jerzego Tchórzewskiego, wybitnego malarza i profesora ASP. Zanim nakręcił swój pierwszy film fabularny, zrealizował kilka etiud i dokumentów oraz spektakl telewizyjny. Jest autorem obrazu dokumentalnego „Bądźcie świadomi – I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność”, który nigdy nie został wyemitowany publicznie. Potem zajął się fabułą, ale zrobił tylko cztery takie obrazy. Ostatni w 2003 roku. Od tego czasu realizuje tylko filmy dokumentalne.
Na wstępie naszej rozmowy zaznacza, że nie czyta gazet i nie ogląda też telewizji. – Ale słucham radia. W każdym pokoju mam odbiornik i w każdym mam inny program. W ten sposób wyrabiam sobie poglądy. Mówi, że słucha wszystkiego. – W tym zawodzie trzeba wiedzieć, co się dzieje.
Ostatnio jest bardzo zajęty. Kończy bowiem film o Zdzisławie Maklakiewiczu. Dokumentalny. – Muszę się spieszyć, bowiem 1 listopada ten obraz ma się ukazać na antenie Programu 1 TVP. Film jest prawie skończony, robimy kopie, poprawiamy dźwięk. Długo go realizowałem.
Pierwotnie miał to być film fabularny oparty na biografii Zdzisława Maklakiewicza. – To miał być powrót na chwilę do fabuły. Szukałem tematu, ale niezwiązanego ani ze Wschodem, ani z Zachodem. I trzy lata temu na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni spotkałem córkę Maklakiewicza.
– Powiedziała mi, że robię ponoć najlepsze portrety filmowe. Tak mnie zarekomendował prezes SFP Jacek Bromski. Zapytała, czy taki temat by mnie zainteresował. Spotykaliśmy się później wiele razy, rozmawiałem także z wieloma innymi osobami, które znały Maklakiewicza, i powstał scenariusz filmu fabularnego. Niestety, nie spodobał się starszej córce aktora, pani Marcie.
Mimo że praca nad scenariuszem i przygotowaniem filmu zabrała mu trzy lata, bez zgody nie mógł zrealizować fabuły. – Dlatego zrobiłem dokument. Trwało to trochę, ale musiałem zebrać materiały, porozmawiać z ludźmi przed kamerą. Na szczęście udało się.
Opowiada, że jest to jakby historia PRL według Zdzisława Maklakiewicza. – Film trwa 55 minut. Mógłby być dłuższy, ale takie są wymogi telewizji publicznej i trzeba się dostosować.