Chopin na 156 rąk (Przegląd)
W finale emocje są tak silne, że doprowadzają nawet do kłótni rodzinnych
Finał konkursu chopinowskiego wywołuje niezwykłe emocje.
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska bez zbytnich ceregieli wyciągnęła karteczkę. – The letter B – powiedziała po angielsku do zgromadzonych na sali 78 uczestników XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina oraz dziennikarzy. Oznaczało to, że przesłuchania pianistów zaczną się od osób o nazwiskach na literę B, następnie C itd., a na końcu będą przesłuchiwani pianiści z nazwiskami na literę A.
Potem był mały obciach, bo na ekranie pojawiła się lista nagród regulaminowych z ewidentnymi błędami. Nagroda pierwsza – 30 tys. euro, nagroda druga – same zera, nagroda trzecia – zero itd. Ludzie zaczęli się śmiać i plansza natychmiast znikła.
Emocje na strunach
– Warto, byście wiedzieli – powiedziała pani minister – że cała Polska w dniach konkursu wstrzymuje oddech i słucha Chopina. Nawet te osoby, które nigdy nie słuchają klasyki. W finale emocje są tak silne, że doprowadzają wręcz do kłótni rodzinnych.
Wypowiedź zakończyła konstatacją, że zwycięzca jest tylko jeden i już jest na tej sali. Nie wiemy tylko, komu przypadną laury. – Może to wygląda na hipokryzję – dodała prof. Omilanowska – ale życzę każdemu z was, aby zdobył najwyższe laury.
Totalizator Sportowy jako główny partner 17. już edycji konkursu chopinowskiego kieruje naszą wyobraźnię ku wielkim igrzyskom lub spartakiadzie. Losowanie kolejności uczestników też ma w sobie coś z emocji sportowych. Zawody będą się rozgrywały w czterech etapach, po których za każdym razem odpadnie połowa pianistów. Zrozumiałe więc, że przez trzy tygodnie uformuje się grupa faworytów i emocje konkursowe bardzo się nasilą. Ostateczny werdykt jurorów będzie zapewne jak grom z jasnego nieba, bo tutaj zwycięży nie najszybszy, najsilniejszy albo najładniejszy, lecz najwrażliwszy. Zacznie Polak, zakończy Japonka – oby to nie była samosprawdzająca się przepowiednia.
Dobrze, że konkurs potrwa do 23 października, bo zostaną jeszcze dwa dni do wyborów. Zapowiedziane przez panią minister kłótnie w rodzinach pewnie zelżeją, ale czy wystarczy czasu, by Polacy w końcu się pogodzili?
Ultra i ekstra
Tegoroczny konkurs, a organizuje się je regularnie raz na pięć lat, otrzymał specjalną oprawę. Udział szefowej resortu w losowaniu kolejności, uruchomienie nowego cyfrowego Radia Chopin, transmisje na żywo występów uczestników na stworzonej przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina platformie VOD, wykonanie na koncercie inauguracyjnym zamówionego u Krzysztofa Pendereckiego poloneza na orkiestrę symfoniczną – to wszystko ma dodatkowo uświetnić niezwykłe wydarzenie. Wśród jurorów znalazło się aż pięciu zwycięzców konkursów chopinowskich z poprzednich lat, a także ci, którzy byli o włos od pierwszej nagrody. Ich wielkie, światowe kariery są świadectwem rangi konkursu. Dość powiedzieć, że zdobywca pierwszej nagrody ma już teraz zapewnione wydanie płyty z utworami Chopina w najbardziej prestiżowej wytwórni ptyt z muzyką klasyczną – Deutsche Grammophon. Z kolei nasz Narodowy Instytut Fryderyka Chopina zapewnia zwycięzcy wielkie międzynarodowe tournée i występy w najważniejszych salach koncertowych świata, w Londynie, Paryżu, Tokio, Pekinie, Szanghaju, Amsterdamie i Brukseli.
Łezka się kręci
Laureaci z lat poprzednich musieli się zadowolić skromniejszymi możliwościami. Tegoroczny konkurs jest więc okazją, by przypomnieć, jak to onegdaj bywało. Polskie Radio przygotowało ciekawe audycje o karierach poszczególnych członków jury. Usłyszeliśmy już np. opowieść o perypetiach wietnamskiego pianisty Dang Thai Sona, który zwyciężył w pamiętnym 1980 r. Skromny student Konserwatorium Moskiewskiego uważał, że wystarczającym sukcesem będzie samo zakwalifikowanie się do konkursu i zagranie Chopina w Polsce. Wiadomości, że zwycięsko przechodzi kolejne etapy, zastawały go w hotelu i wprawiały w zdumienie. Jeszcze większe zdziwienie wywołała wiadomość, że odpadł lvo Pogorelić – również student z Moskwy, który nawet mieszkał w tym samym akademiku co Dang Thai Son, ale zachowywał się jak panisko. Dopiero tuż przed konkursem dostrzegł, że ma w Wietnamczyku konkurenta. Problem pojawił się, gdy ogłoszono, że Dang Thai Son ma zagrać podczas koncertu laureatów jako zwycięzca. Z panią z Filharmonii Narodowej udał się na obchód warszawskich sklepów odzieżowych i okazało się, że nasz handel uspołeczniony nie ma odpowiedniego garnituru dla niskiego i drobniutkiego chłopca. Na szczęście znaleziono prywatnego krawca, który w ciągu jednej nocy uszył coś ekstra na miarę.
Wielka kasa
Dzisiejsi uczestnicy, a zwłaszcza uczestniczki konkursu, mają już przygotowane kreacje, nierzadko z renomowanych domów mody. Niektórym te inwestycje się zwrócą, bo oprócz nagród regulaminowych dość przyzwoitej wysokości jest jeszcze wiele innych, dodatkowych gratyfikacji. Na przykład za najlepiej zagranego poloneza można otrzymać od NIFC 3 tys. euro, za najlepsze wykonanie mazurka Polskie Radio zapłaci 5 tys. euro, za najlepiej zagrany koncert – to już gratka wyłącznie dla uczestników IV etapu – pianista otrzyma 3 tys. euro z kasy Filharmonii Narodowej. Wreszcie muzykowi, który w III etapie najlepiej zagra jedną z dwóch sonat, Krystian Zimerman – zwycięzca z 1975 r. – prześle na konto 10 tys. euro.
Uhonorowanie najlepszych pianistów albo inny sposób przyczynienia się do promocji dziedzictwa chopinowskiego jest dla wielu zamożnych instytucji i osób prywatnych okazją do zbudowania korzystnego wizerunku. Wokół Chopina zwykle krążą wielkie pieniądze. Samo nazwisko jest warte miliony, gdy zostanie np. umieszczone w nazwie warszawskiego lotniska. Są jednak także ludzie, którzy miliony na Chopina wykładają bezinteresownie. Marek Keller, kolekcjoner i marszand, najbardziej przyczynił się do zbudowania obecnej kolekcji Muzeum Fryderyka Chopina. Ten darczyńca przekazał do publicznych zbiorów całe pliki listów Chopina, które skupował na różnych aukcjach. W roku 1999 przekazał do muzeum trzy listy, rok później – osiem, w 2003 r. – dziewięć i jeszcze jeden w 2005 r. W roku 2011 Keller przekazał do państwowej kolekcji kolejnych 47 pamiątek. Niektóre listy do tej pory uznawane były za zaginione lub znane tylko z odpisów.
Zwycięzca już ćwiczy
Młodzi pianiści pochodzący z 20 krajów będą w chwilach wolnych od przesłuchań zapoznawać się z pamiątkami po Chopinie, być może odwiedzą też odnowione i pięknie zaaranżowane miejsce urodzenia naszego najwybitniejszego kompozytora w Żelazowej Woli. Ale tutaj w Warszawie czeka ich najważniejsze zadanie – zagrać muzykę naszego geniusza tak, aby wywołać wzruszenia. Komu uda się wybić ponad poprawność? Na razie nie ma zdecydowanych faworytów, chociaż siedmiorgu pianistom pozwolono przystąpić do konkursu bez wstępnych kwalifikacji. Stoją za nimi nagrody z konkursów pianistycznych, na których gra się muzykę Chopina. Ukrainka i dwoje pianistów z USA to laureaci konkursu chopinowskiego w Miami, Japonka jest laureatką konkursu w Hamamatsu. Do tego grona dołączono trzech Polaków – Łukasza Krupińskiego, Krzysztofa Książka i Andrzeja Wiercińskiego. Czy te nazwiska będą się powtarzać w kolejnych etapach – dowiemy się niebawem. Do dyspozycji każdego uczestnika są fortepiany czterech marek: Steinway, Yamaha, Kawai i Fazioli. Każdy wart co najmniej pół miliona złotych. Do ich strojenia i konserwacji zaangażowano najlepszego polskiego stroiciela Jarosława Bednarskiego, który jest z wykształcenia pianistą, absolwentem Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Na konkurs zmobilizowano najlepsze kadry i zgromadzono sprzęt najwyższej jakości. Tak, by przez kolejne pięć lat melomani mieli o czym mówić.