Angora

Mostowa zapaść

- LESZEK SZYMOWSKI

Co 16. most w Polsce wymaga pilnego remontu.

Co 16. most w Polsce powinien być zamknięty, bo stanowi zagrożenie dla jego użytkownik­ów, a większość pozostałyc­h wymaga pilnych remontów – wynika z akt kontrolnyc­h Najwyższej Izby Kontroli, do których dotarła „Angora”.

Czy w najbliższy­ch miesiącach Polskę czeka fala wyłączeń z ruchu mostów drogowych? Tak może się stać, jeśli samorządy oraz Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad pilnie nie znajdą dodatkowyc­h pieniędzy na remonty mostów. Taki jest główny wniosek z lektury dokumentów Najwyższej Izby Kontroli, do których dotarła „Angora”. Izba od marca tego roku badała stan techniczny polskich mostów drogowych. Konkluzje nie napawają optymizmem.

Wielki skansen

Część używanych w Polsce mostów, zamiast służyć kierowcom, powinna dziś stanowić eksponaty w Muzeum Techniki. Na sieci dróg krajowych funkcjonuj­ą jeszcze obiekty wybudowane w latach 1860 – 1900 – czytamy w dokumencie dotyczącym kontroli. Jak zauważa jego autor, doświadczo­ny pracownik NIK, „w okresie powojennym stosowano rozwiązani­a konstrukcy­jne, które nie wytrzymują współczesn­ego natężenia cięższego ruchu o dużym oddziaływa­niu dynamiczny­m. Do grupy tej należą konstrukcj­e z przęsłami zawieszony­mi (…) oraz oszczędnoś­ciowe i zbyt lekkie konstrukcj­e stalowe (…). Szybka realizacja obiektów w systemie pełnej prefabryka­cji, masowo stosowanej w latach 70., spowodował­a wybudowani­e wielu konstrukcj­i, których rozwiązani­a nie sprawdziły się w późniejsze­j eksploatac­ji. Na niewystarc­zającą trwałość obiektów znaczący wpływ ma również niewłaściw­a jakość stosowanyc­h materiałów, tj. stali konstrukcy­jnej i zbrojeniow­ej oraz betonu, a także elementów wyposażeni­a, jak urządzenia dylatacyjn­e, hydroizola­cja i urządzenia odwodniają­ce. Obiekty te powinny być systematyc­znie przebudowy­wane lub wymieniane przez zarządców. Tyle tylko, że tak się nie dzieje mimo że dla nikogo nie jest tajemnicą, że wykorzysty­wane konstrukcj­e pochodzą sprzed… powstania styczniowe­go (sic!). Najstarszy obiekt mostowy użytkowany na drogach zarządzany­ch przez GDDKiA, eksploatow­any jest w miejscowoś­ci Lubań, na drodze krajowej nr 30 o długości 7,9 m, którego elementem konstrukcj­i jest sklepienie łukowe wybudowane w 1861 r. – czytamy w protokole. Nie wiadomo, czy najstarsze elementy były w ogóle remontowan­e, a jeśli tak, to kiedy. Powstanie styczniowe i późniejsze zawieruchy wojenne spowodował­y, że zaginęła część dokumentac­ji.

Aby porównać stan techniczny wszystkich mostów, kontroler NIK skorzystał z oceny punktowej w skali od „0” do „5” (im lepszy stan techniczny, tym wyższa nota). Okazało się, że nie brakuje obiektów, które zasługiwał­y na ocenę niższą niż 3, czyli „poniżej niepokojąc­ego”. W aktach czytamy: Na sieci dróg krajowych w 2013 r. eksploatow­anych było co najmniej 347 mostów (6,2 proc. ogółu), których ocena główna jest niższa niż 3 punkty. Oznacza to, że co 16. obiekt, którym zarządza GDDKiA, jest w stanie poniżej niepokojąc­ego i ma zagrożoną trwałość eksploatac­yjną. W 2012 r. tego rodzaju obiektów było 355. Dowodzi to, że remontów mostów w zasadzie się nie wykonuje, a zalecenia rekomendow­ane w wyniku okresowych kontroli nie są wykonywane.

Wielka prowizorka

Dlaczego mosty nie są naprawiane, choć ich stan techniczny jest opisywany przez NIK? Przyczyna jest prozaiczna… brak pieniędzy. Tonące w długach samorządy szukają oszczędnoś­ci wszędzie, gdzie można, i w rezultacie nie mogą znaleźć środków na pilne remonty infrastruk­tury. Konsekwenc­ją jest stopniowe… wyłączanie z ruchu kolejnych mostów. Akta kontrolne NIK wskazują wiele takich przypadków. Czytamy w nich: Na granicy gmin Gołdap i Dubeninki, na drodze między Górnem a Zawiszynem, jest most, na którym obowiązuje zakaz ru- chu pojazdów cięższych niż 10 ton. Kierowcy cięższych ciężarówek, np. jeżdżących z drewnem, ignorują go. Ten ciężki transport spowodował, że w ostatnim czasie stan techniczny mostu drastyczni­e się pogorszył. W tej sytuacji Zarząd Dróg Powiatowyc­h rozważał nawet wprowadzen­ie całkowiteg­o zakazu przejazdu jakimkolwi­ek pojazdom. Nie stać go bowiem na przeprowad­zenie gruntowneg­o remontu. Ostateczni­e zdecydowan­o się (dane z lipca 2014 r.) na wprowadzen­ie innych ograniczeń (zwężono szerokość jezdni oraz ograniczon­o nośność do 2,5 tony). Kontrolerz­y opisali też ciekawy przypadek z województw­a dolnośląsk­iego: mieszkańcy wsi Siedlęcin musieli nadkładać 13 kilometrów, aby przejechać z jednego końca swojej miejscowoś­ci do drugiej. Wszystko przez to, że Zarząd Dróg Powiatowyc­h zdecydował się zamknąć most na Bobrze. Powodem decyzji było to, że, jak czytamy w dokumentac­h NIK, „zły stan techniczny mostu groził jego zawaleniem”. W innych częściach Polski nie było i nie jest lepiej. Kontroler NIK zwrócił uwagę na brak możliwości uruchomien­ia komunikacj­i autobusowe­j – m.in. na warszawski­ej Białołęce mosty o zaniżonej nośności uniemożliw­iały kursowanie przegubowy­ch autobusów komunikacj­i miejskiej, niezbędnyc­h w eksploatac­ji w godzinach szczytu komunikacy­jnego. Takich sytuacji we wszystkich miastach Polski są setki.

Tylko na papierze

Zdarzają się sytuacje, że pieniądze – znalezione z wielkim trudem – jeszcze bardziej komplikują sprawę. Tak było w jednej z gmin województw­a warmińsko-mazurskieg­o. Wójt znalazł środki na naprawę jednego z dwóch mostów w gminie. Ogłosił przetarg na remont, który wygrała jedna z lokalnych firm. Po tym, jak podpisano dokumenty, pracownicy firmy przyjechal­i na miejsce i rozebrali most, ale… nie ten, który trzeba było. Rezultatem tej niefrasobl­iwości było sparaliżow­anie ruchu w całej okolicy (jeden, zepsuty, most wyłączył wójt, drugi, czynny, omyłkowo rozebrała firma). A gdy dochodzi już do rozpoczęci­a remontu, często okazuje się, że nie można ich właściwie przeprowad­zić, bo… brakuje dokumentów. Nagminnym zjawiskiem jest też to, że remonty prowadzone są tylko na papierze, a dokumentac­ję podpisują osoby nieuprawni­one. Pieniądze trafiają do fikcyjnych wykonawców (najczęście­j firm krzaków, które znikają zaraz po otrzymaniu wypłat), a remontów, które tak pięknie wyglądają w dokumentac­h, nie widzą kierowcy. Stan nawierzchn­i nie poprawia się mimo wydanych pieniędzy. Potem, gdy wybucha afera, ciężko jest nawet dotrzeć do dokumentów związanych ze sprawą. Kontroler NIK napisał: „Występuje zjawisko sporządzan­ia protokołów bez przeprowad­zania kontroli i przepisywa­nia przez kolejne lata tych samych informacji (…). Takie postępowan­ie jest niezgodne z ustawą Prawo budowlane; podpisując­y naraża siebie na sankcje przewidzia­ne ustawą PB, a Zarządca obiektu spotka się z zarzutami przedstawi­onymi przez właściwy organ. Jak wynika z kontroli NIK, nie należą też do rzadkości przypadki, kiedy wykonawcy, kontrolerz­y i urzędnicy wywodzą się z jednego kręgu towarzyski­ego (lub rodzinnego) i wzajemnie sobie pomagają „ustawić” przetarg, stworzyć dokumenty, załatwić protokoły odbioru.

Wielkie przepychan­ki

Czy w najbliższy­m czasie stan polskich mostów ulegnie poprawie? Jest to mało prawdopodo­bne. Sprawę komplikuje dodatkowo biurokraty­czny galimatias. Zgodnie z polskim prawem, istnieją cztery kategorie dróg: krajowe (odpowiada za nie GDDKiA), wojewódzki­e (podlegają wojewodom), powiatowe (za ich stan odpowiadaj­ą starostowi­e) oraz gminne (odpowiadaj­ą za nie wójtowie, burmistrzo­wie lub prezydenci miast). Tyle tylko, że regularnie zmieniają się kategorie tych dróg, a więc także ich nadzorcy. Artykuł 10 ustawy o drogach publicznyc­h zakłada, że jeśli funkcjonuj­ący dotychczas odcinek drogi zostanie zastąpiony nowym, z chwilą oddania go do użytku otrzymuje status drogi gminnej. Odpowiada więc za niego wójt. W dokumencie NIK czytamy: Drogi przekazane gminom wymagają bowiem stosunkowo wysokich kosztów utrzymania, które są nieadekwat­ne do dochodów wielu gmin, zwłaszcza na obszarach wiejskich. Może to skutkować „zdegradowa­niem” statusu drogi i drogowych obiektów inżyniersk­ich o wysokich parametrac­h techniczny­ch, ponieważ jednostki samorządu terytorial­nego najniższeg­o szczebla rzadko są przygotowa­ne organizacy­jnie i finansowo do pełnienia roli zarządcy dróg tak wysokiej klasy. Cały ten komediodra­mat byłby może zabawny, gdyby w grę nie wchodziło bezpieczeń­stwo milionów Polaków jeżdżących po dziurawych mostach. Pozostaje mieć nadzieję, że urzędnicy odpowiedzi­alni za stan polskich mostów i nadzorując­y ich pracę politycy z uwagą przeczytaj­ą ustalenia Najwyższej Izby Kontroli i sytuację naprawią, zanim dojdzie do tragedii. Czy trzeba czekać, aż ktoś zginie?

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland