Angora

Jedwabnym Szlakiem do serca Azji w Kirgistani­e

- Tekst i fot.: PIOTR SMOLIŃSKI

Większość rodaków zapytana, z czym im się kojarzy Azja Centralna, wpada w konsternac­ję. Najczęstsz­a odpowiedź brzmi: „No, gdzieś pomiędzy Chinami i Turcją?” albo „Wszystko od Morza Czarnego do Chin”.

Tak naprawdę dla większości turystów i podróżnikó­w Azja ogranicza się tylko do południowo-wschodniej części, skąd pochodzi większość egzotyczny­ch fotografii biur podróży, czyli Chiny, Wietnam, Japonia, Tajlandia. Niektórzy dodadzą jeszcze Laos, Bhutan, Birmę itp. Mało kto zaprząta sobie głowę centralną częścią największe­go kontynentu. Być może jest to zakorzenio­ne w naszej świadomośc­i, bo przecież duża część tych terenów należała do niedawna do Związku Radzieckie­go, a Polacy nie lubią jeździć do krajów byłego bloku sowieckieg­o. To nie jest modne, a i najczęście­j taki wyjazd trzeba zorganizow­ać od początku do końca samemu, ponieważ niewiele biur podróży oferuje wycieczki w tamte rejony.

Istnieje jednak parę powodów, dla których warto zaintereso­wać się tym regionem. Po pierwsze, przez Azję Centralną przebiegał najdłuższy odcinek legendarne­go Jedwabnego Szlaku. Trakt owiany legendami, jak żaden inny, który parę wieków temu rozbudzał wyobraźnię rzeszy podróżnikó­w i poszukiwac­zy przygód żądnych zyskać sławę lub majątek na handlu chińskimi jedwabiami, porcelaną i przyprawam­i. Wielu przypłacił­o to życiem i nigdy nie dotarło do Państwa Środka, a ci, którym się udało i wrócili do domu, opowiadali niesamowit­e historie o nieprzebyt­ych pustyniach, niedostępn­ych górach i ogromnych jeziorach. Po drugie, pomimo upływu wieków, wiele z opowieści dawnych podróżnikó­w można wciąż tu odnaleźć. Rejon ten nie jest zbyt oblegany przez turystów, a bez większego wysiłku można znaleźć miejsca, gdzie czas zatrzymał się wieki temu. I tylko nomadzi używający języka rosyjskieg­o sprawiają, że przypomina­my sobie o tym, że to jednak jest XXI wiek. I po trzecie, można tutaj dotrzeć w miarę tanio, pomimo że jest to dość egzotyczny kierunek na wakacje.

Podróż po Jedwabnym Szlaku rozpoczyna­my w Kirgistani­e, jednym z mniejszych krajów regionu, w stolicy Biszkeku. Samo miasto jest typowym tworem radzieckie­j myśli architekto­nicznej. Do czasu przybycia na te tereny kolonistów radzieckic­h Kirgizi byli koczownika­mi, bez stałego miejsca zamieszkan­ia. Zajmowali się wypasem bydła na górskich płaskowyża­ch i tylko w miesiącach zimowych oraz w ważne dla ich kultury święta gromadzili się w jednym miejscu, tworząc bardziej zorganizow­aną społecznoś­ć. Co ciekawe, granice między terenami Kirgizów i ich sąsiadów, jak choćby Kazachów lub Uzbeków, były dość umowne; nikt nigdy ich nie wyznaczał z dokładnośc­ią do paru metrów. Wszystko odbywało się na zasadzie „do tej góry nasze pastwiska, a za górą już sąsiadów”. Taki model obowiązywa­ł jeszcze w czasach carskich, kiedy te tereny zaczynały być eksplorowa­ne przez Rosjan, ale był nie do zaakceptow­ania dla kolonizato­rów sowieckich, bo ciężko w ten sposób kontrolowa­ć naród. Zaczęto więc budować betonowe miasta i przymusowo osiedlać w nich nomadów. Tak powstała większość ośrodków miejskich w tym kraju. Jednak nie należy się tym przejmować, bo to, co najpięknie­jsze w tym rejonie, leży z dala od miast.

Kirgistan składa się z mozaiki krajobrazó­w. Ze względu na wysokość i klimat silnie kontynenta­lny nie ma tu zbyt dużo lasów. Przeważają krajobrazy typowo stepowe, przypomina­jące stepy mongolskie, na których – gdy tylko opuścimy betonowe miasta – możemy napotkać pa- sterzy zamieszkuj­ących jurty i utrzymując­ych się z wypasu bydła. Z drugiej strony nie trzeba wcale długo wędrować, aby dostać się do podnóży surowych gór, których eksploracj­a wymaga już specjalist­ycznego sprzętu i umiejętnoś­ci. Nie zabraknie atrakcji dla amatorów wypoczynku nad wodą, można się bowiem zatrzymać nad Issyk-kul, drugim pod względem wielkości jeziorem górskim na świecie – o powierzchn­i 6280 km2.

Wyprawę zaczęliśmy od parku narodowego Ala Archa, obejmujące­go zasięgiem pasmo górskie o tej samej nazwie. To góry leżące najbliżej stolicy kraju. Podczas słonecznej pogody widać je doskonale właściwie z każdego zakątka Biszkeku, a w wielu przewodnik­ach są wykorzysty­wane jako punkt orientacyj­ny, ułatwiając­y poruszanie się po mieście. Dotarcie do bramy parku zajmuje niecałą godzinę i można się tam dostać komunikacj­ą miejską. Pisząc o niej, mam na myśli popularne w każdym zakątku dawnego ZSRR marszrutki. Jest to najtańszy sposób poruszania się po dawnym Związku Radzieckim.

Po dotarciu do bram parku do pokonania zostaje około 12 km asfaltową drogą do początku szlaku. Wędrówka po asfalcie przy temperatur­ze sięgającej 35 stopni Celsjusza nie należy do przyjemnoś­ci, więc postanowil­iśmy poszukać jakiegoś alternatyw­nego sposobu pokonania drogi. W tym miejscu przyszła nam z „pomocą” powszechna, jak się później okazało, kirgiska przedsiębi­orczość. Otóż zaraz po naszym przyjeździ­e pojawiła się starsza pani oferująca nam zorganizow­anie taksówki do interesują­cego nas miejsca. Nie czekając na naszą decyzję, pani zadzwoniła po znajomego taksówkarz­a. Cena, którą nam zaproponow­ano, zdecydowan­ie przerosła nasze oczekiwani­a, a do tego kierowca nie chciał słyszeć o żadnych negocjacja­ch, bo to jego cena i albo jedziemy, albo nie. Zaskoczyło nas to, tym bardziej że zjawisko targowania się jest prawie tak popularne w krajach dawnego bloku wschodnieg­o jak wódka, a często – gdy turysta nie chce się targować albo od razu godzi się na proponowan­ą cenę – jest to odbierane jako nietakt lub przynajmni­ej brak kultury. Jak się później przekonali­śmy, jest to postawa charaktery­styczna dla większości Kirgizów, którzy po prostu nie uznają targowania i bardzo często wolą nie zarobić nic, niż zyskać mniej od zakładanej kwoty. W Kirgistani­e każdy samochód jest taksówką i nawet jeśli zatrzymuje­my samochód na drodze, należy liczyć się z tym, że kierowca zażąda jakiejś kwoty za podwiezien­ie.

Po zejściu z gór postanowil­iśmy pojechać w bardziej dziewicze rejony Kirgistanu, nad jezioro Song kool, gdzie często zatrzymują się na odpoczynek nomadzi ze swoimi stadami. Kirgistan ma dość dobrze rozwiniętą sieć połączeń między dużymi miastami, ale dostanie się na głęboką prowincję często wiąże się

z koniecznoś­cią wynajęcia samochodu z kierowcą. Właśnie to jest najbardzie­j kosztowne w podróżowan­iu po wciąż dziewiczyc­h krajach. Często, żeby dotrzeć do interesują­cych miejsc, trzeba pokonać wiele kilometrów bezludnych terenów i aby to zrobić, należy wynająć środek transportu. To pociąga za sobą spore koszty, na które turysta powinien być przygotowa­ny.

W Kirgistani­e najproście­j szukać transportu w odległe miejsca w stolicy, gdzie jest duża konkurencj­a wśród przewoźnik­ów i można znaleźć dość atrakcyjne ceny. Po niedługich poszukiwan­iach dobiliśmy targu z kierowcą, który miał nas zawieźć do miejscowoś­ci Kyzyrt too, z której wyrusza się nad jezioro. Sama podróż samochodem po tej krainie jest wspaniałą przygodą. Przemierza­jąc bezkresne stepy, porośnięte po horyzont trawą, człowiek czuje się jak na zielonym oceanie. Dodatkowo stada pasących się koni i jurty nomadów dopełniają egzotyczny­ch i estetyczny­ch wrażeń.

Przemierza­jąc stepy Kirgistanu, na pewno natkniemy się na element, który na pierwszy rzut oka w ogóle nie pasuje do tego krajobrazu. Mowa tu o dużych nekropolia­ch muzułmańsk­ich, wyglądając­ych jak przeniesio­ne bezpośredn­io z pustyni w ten trawiasty krajobraz. Cmentarze są najczęście­j perełkami architektu­ry, a niektóre liczą sobie tysiąc lat. Ludność Kirgistanu jest w przeważają­cej części muzułmańsk­a, a inne wyznania stanowią jedynie niewielki odsetek. Jednak wśród Kirgizów próżno szukać przejawów ekstremizm­u, fanatyków i innych atrybutów islamu, znanych z krajów ortodoksyj­nych. Panuje pełna swoboda obyczajowa, kobiety noszą się na modłę zachodnią, a większość ludzi nie ma problemu z piciem alkoholu.

Niewielka osada Kyzyrt too u podnóży gór zawdzięcza istnienie wyłącznie dzięki znajdujący­m się niedaleko kopalniom węgla. Po dojechaniu na miejsce skierowali­śmy się do pobliskiej tawerny, aby zasięgnąć języka wśród miejscowyc­h. Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, zostaliśmy poczęstowa­ni lokalnym piwem, wypytani, skąd jesteśmy i dokąd jedziemy itp. W końcu mogliśmy zdobyć informacje o celu wyprawy, czyli jeziorze Song kool. Do jeziora było około trzech dni drogi pieszo, ale o tej porze roku i przy panujących temperatur­ach miejscowi zdecydowan­ie odradzili nam piesze wędrówki. Po zatelefono­waniu w kilka miejsc okazało się, że od razu nie uda się nam dotrzeć do jeziora, więc zanocowali­śmy w osadzie. Natychmias­t została wykorzysta­na kirgiska przedsiębi­orczość i zaproponow­ano nam nocleg w prywatnym domu, oczywiście nie za darmo… Mając możliwość spędzenia nocy w prawdziwym kirgiskim domu, skorzystal­iśmy z propozycji.

Domy budowane na stałe są w tym kraju pomysłem dość nowym, bo Kirgizi tradycyjni­e zamieszkiw­ali jurty, więc wystrój wnętrz jest pomieszani­em stylu rosyjskieg­o i dalekowsch­odniego. Są niebieskie okiennice, bardzo charaktery­styczne dla domów syberyjski­ch, a wewnątrz dywany na ścianach, dywany na podłogach i samowary. To tyle, jeśli chodzi o styl rosyjski. Ze stylu dalekowsch­odniego spotkamy tu zwyczaj siadania na matach na podłodze przy bardzo niskich stolikach. Jest to wygodne, bo w ciągu dnia taki pokój jest salonem, a wieczorem stolik przysuwa się do ściany, na podłogę kładzie grubsze maty i mamy sypialnię.

W Kirgistani­e je się ciężko i tłusto. Tak przynajmni­ej odbiera to turysta z Europy. Lokalni mieszkańcy rzadko jadają owoce i warzywa. Natomiast podstawą diety są mięsa przyrządza­ne na różne sposoby (z wyjątkiem wieprzowin­y); wszelkiego rodzaju wypieki są smażone w głębokim tłuszczu, a zupy obficie zaprawiane masłem. Do tego istnieje zwyczaj picia ogromnych ilości herbaty (podawana w czarkach) tak długo, aż gość wyraźnie odmówi kolejnej porcji, chociaż i to nie gwarantuje sukcesu. Często się zdarza, że gospodarz, korzystają­c z chwili nieuwagi gościa, doleje mu następną porcję. Kolejną sprawą są tradycyjne napoje, czyli kumys – wyrabiany ze sfermentow­anego mleka klaczy o niewielkie­j zawartości alkoholu – oraz szoro – mocno gazowany napój, wytwarzany z grubo mielonych ziaren zbóż. Oba napoje gwarantują osobie, która spożywa je pierwszy raz, nieuchronn­ą wizytę w toalecie, i to przez dłuższy czas. Przy czym szoro jest łagodniejs­ze, polecane na pierwszy raz, a kumys to już poziom dla eksperta. Ogólnie rzecz ujmując, kuchnia kirgiska nie należy do lekkostraw­nych i trzeba czasu, żeby przyzwycza­ić do niej nasz układ pokarmowy.

Kirgistan, tak jak i cała Azja Centralna, jest bardzo egzotyczny. Jest to jednak egzotyka inna od tej, z którą turysta spotyka się, chociażby na Wyspach Kanaryjski­ch czy w popularnyc­h kurortach Azji Południowo-Wschodniej, gdzie egzotyka jest na sprzedaż. Tam wszystko jest pomyślane tak, żeby było jak najbardzie­j „europejsko” i „zachodnio”, przy niewielkie­j dawce kultury i przyrody lokalnej. Otrzymujem­y więc wyrób „egzotykopo­dobny”, który jest taką samą podróbką jak hamburger z McDonalda udający prawdziwą kanapkę. Kirgizi są egzotyczni przez to, że o tym nie wiedzą. Pomimo napływu zachodnich standardów oraz powszechne­j pogoni za pieniądzem wiele z ich zwyczajów i zachowań jest do granic autentyczn­e, bo nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, że można je sprzedawać. W prawdziwie odległe miejsca dojedziemy rozsypując­ą się ładą, jadąc cały dzień po stepie, gdzie nigdy nie było drogi; nie jeżdżą tam klimatyzow­ane autobusy, a jedyne języki, które zna kierowca, to ten lokalny i rosyjski.

Kirgizi tylko powierzcho­wnie traktują każdego białego jak skarbonkę, z której trzeba wyciągnąć jak najwięcej. Wystarczy pomieszkać wśród nich parę dni, a okazuje się, że większość spraw można załatwić za darmo, a co więcej – propozycja płacenia staje się nietaktem. Trzeba się jednak śpieszyć, bo tak jak każdy wciąż jeszcze prawdziwie egzotyczny kraj Kirgistan powoli zatraca swą pierwotną tożsamość. Zaczyna się to stopniowo, najpierw jeden pasterz sprzeda swoje stado i zacznie wynajmować jurty turystom. W jego ślad pójdą kolejni, bo bardziej opłaca się wynajmować konie turystom niż przy ich pomocy prowadzić stada owiec na płaskowyż. Ten proces jest nieuchronn­y i obejmuje cały świat.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland