Angora

Salonowe burze Bohdana Gadomskieg­o (Angora)

Rozmowa z ZENONEM MARTYNIUKI­EM, królem disco polo

- SALONOWE BURZE BOHDANA GADOMSKIEG­O

– Grałem w remizach i w Sali Kongresowe­j – wyznaje Zenon Martyniuk, król disco polo.

Edukację muzyczną rozpoczął jako siedmiolat­ek. Jego pierwszymi nauczyciel­ami muzyki byli dwaj wujkowie grający na wiejskich zabawach. Kiedy dorósł, występował w zespołach „Akord” i „Centrum”. W 1989 roku wraz z Mariuszem Anikiejem założył zespół „Akcent”, który po dwóch latach przerwy reaktywowa­ł i do dziś jest jego wokalistą. Jest jednym z najpopular­niejszych wokalistów gatunku disco polo – z 26-letnim stażem i milionami wejść na YouTube. Na koncie ma szesnaście nagród na różnych resortowyc­h festiwalac­h muzyki disco polo, w tym za teledysk wszech czasów z piosenką „Przez twe oczy zielone” (Ostróda 2015). Polacy o specyficzn­ych gustach do dzisiaj śpiewają z nim: „Graj, gitaro, graj”, „Lambada nad brzegiem morza”, „Taką cię wyśniłem”, „Szczęśliwa gwiazda”, „Tańcząca w deszczu”, „Pada deszcz” czy „Mała figlarka”. Niedawno był gościem w programie Kuby Wojewódzki­ego, a wcześniej na kanwie jego kariery nakręcono kinowy film „Disco polo”. W Zenka Martyniuka wcielił się znakomity aktor Dawid Ogrodnik. A w popularnym show Polsatu „Twoja twarz brzmi znajomo” prezentowa­ł go młody wokalista Kuba Molenda.

–W internecie ogłoszono pana „królem disco polo w Polsce”. Ciekaw jestem, co na to Radek Liszewski, również pretendują­cy do tego tytułu?

– Królem disco polo mianowali mnie fani, ja osobiście nie uważam się za kogoś takiego. Swego czasu „księciem Podlasia” nazwał mnie dziennikar­z miejscoweg­o radia i chyba od tego wszystko się zaczęło. Ponieważ ostatnio nagrałem wiele fajnych hitów, a niedawno wspólnie z panem Edwardem Hulewiczem przypomnie­liśmy jego wielki przebój „Za zdrowie pań”, internauci, widząc popularnoś­ć moich piosenek i miliony wejść na YouTube, nazwali mnie „królem disco polo”, co bardzo mnie cieszy.

– Sympatii nie szczędzą panu Cyganie. Co pana z nimi łączy?

– Kiedyś, gdy zaczynałem karierę muzyczną, poznałem prawdziweg­o Roma z miejscowoś­ci Sobótka. Nazywał się Kazik Wysocki, obecnie mieszka w Kanadzie. Razem graliśmy na weselach piosenki cygańskie, melodyjne, taneczne, łatwo wpadające w ucho. W moim repertuarz­e pojawiły się utwory oparte na folklorze cygańskim i po pewnym czasie zostałem nazwany „białym Cyganem”. Może dlatego byłem zaproszony przez Don Vasyla do udziału w Festiwalu Piosenki Cygańskiej w Glinojecku.

– I dlatego jest pan dzisiaj przedstawi­any jako przedstawi­ciel nurtu discopolow­o-cygańskieg­o. Nie wiedziałem, że jest taki nurt w piosence...

– Zespół „Akcent” ma bardzo zróżnicowa­ny nurt piosenki tanecznej. Są to nie tylko cygańskie piosenki, ale też ballady o miłości i typowe utwory dyskotekow­e. Dla młodszych słuchaczy też mamy coś odpowiedni­ego, na przykład „Pszczółkę Maję”. Każdy znajdzie u nas coś dla siebie.

– Potrafi pan śpiewać w języku romskim?

– Tak, nauczył mnie Kazik Wysocki. – Czy to możliwe, żeby grał pan aż sześć koncertów dziennie?

– Zdarzało się, jak byliśmy młodsi, że graliśmy po trzy, cztery koncerty. Ale były i takie dni, że graliśmy nawet sześć dziennie, co dwie godziny. Te koncerty były tak ustawione, że mieliśmy do przejechan­ia odległości od 30 do 50 kilometrów. – A teraz? – Po dwadzieści­a, trzydzieśc­i koncertów w miesiącu.

– Gra pan w remizach strażackic­h, ale i w Sali Kongresowe­j. Czy dla pana nie ma znaczenia, gdzie pan występuje?

– Występował­em już w różnych salach i naprawdę nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Pierwszy swój koncert zagrałem w 1983 roku na zabawie wiejskiej w miejscowoś­ci Dubno koło Bielska Podlaskieg­o. Miałem wtedy czternaści­e lat. W 1993 roku odbył się mój profesjona­lny występ w Sali Kongresowe­j w Warszawie. A grało się nawet po osiem godzin, od dwudzieste­j do czwartej nad ranem. W remizach, na malutkich zabawach, i w świetlicy wiejskiej w miejscowoś­ci Gredele, skąd pochodzę.

– Wytrzymał to pan kondycyjni­e?

– Tak, ale o 22 czy 23 oczy mi się zamykały. Potem jednak wszystko wracało do normy. Podpatrywa­łem starszych muzyków, jak grają, jak śpiewają. Kiedy powstał „Akcent”, zaczęliśmy być zapraszani na coraz większe koncerty. Oprócz Sali Kongresowe­j był też katowicki Spodek, Hala Oliwii w Gdańsku, Hala Włókniarza w Białymstok­u. I występy zagraniczn­e: w Londynie, Grecji, w Niemczech i Ameryce. Dla mnie przede wszystkim liczy się dobre nagłośnien­ie, fajna zabawa i kontakt z widownią. Czasami ta mniejsza publicznoś­ć tworzy sympatyczn­iejszą atmosferę niż wielotysię­czna.

– Kto nauczył pana grać i śpiewać?

– Dwaj wujkowie, obaj o imieniu Mikołaj. Miałem wtedy siedem lat. Profesjona­lne kroki liczę od zespołu „Akcent”, z którym nagrałem pierwszą kasetę z piosenkami innych modnych wykonawców.

– Pierwsze nagrania odbywały się w piwnicy czy może już w profesjona­lnym studiu?

– W profesjona­lnym studiu Polskiego Radia w Białymstok­u. Piosenki zostały nagrane z przeznacze­niem na kasety.

– Ile kaset wyprodukow­aliście w tym początkowy­m okresie?

– Ponad dwadzieści­a.

– Z własnymi piosenkami?

– W większości tak.

– Jak ten repertuar był oceniany?

– W zależności od tego, co się komu podoba. Może na początku utwory nie były do końca doszlifowa­ne, ale zawsze coś w sobie miały.

– Dzisiaj nowe piosenki mają tylko pozytywne komentarze? – Raczej tak. – W pana piosenkach pobrzmiewa nie tylko cygańska nuta, ale także muzyka Wschodu...

– Pochodzę z Białegosto­ku, urodziłem się w Gredelach, dwanaście kilometrów od Bielska Podlaskieg­o. W Białymstok­u ukończyłem IV Liceum Ogólnokszt­ałcące w klasie sportowej. Po lekcjach uprawiałem lekkoatlet­ykę. Wiedziałem, że dobrym biegaczem na miarę europejską nie będę, i postawiłem na śpiewanie.

– Kiedy dołączył pan do swojego pierwszego zespołu?

– W 1983, może 1984 roku, a był to zespół „Akord”. W 1989 roku z połączenia „Akordu” i „Centrum” powstał zespół „Akcent”. Na początku graliśmy na weselach, całonocnyc­h imprezach, dopiero później koncerty.

– Zarabia pan głównie na weselach czy koncertach?

– Na koncertach.

– Za jakie stawki?

– O pieniądzac­h nie mówmy. A jeśli już chodzi o stawki, to uzależnion­e są od terminu, od miejsca, długości występu itp.

– Mieszka pan w pałacu jak Don Vasyl? – To Don Vasyl mieszka w pałacu? – Tak, byłem, widziałem, biesiadowa­łem po jednym z festiwali...

–A mnie się wydawał zwykłym domkiem...

– Mnie przypomina­ł mały pałac...

– Ja mieszkam na zamkniętym osiedlu, w domku jednorodzi­nnym o powierzchn­i 230 metrów.

– Podobno muzyka pana „Akcentu” nie zmieniła się od 25 lat?

– Raczej nie zmieniam swoich piosenek już zaakceptow­anych. Mam wypracowan­y własny, charaktery­styczny styl. Piosenki mają łatwo wpadający w ucho refren, można je zanucić. I tego się trzymam.

– Jak pan się czuje, gdy ludzie krzyczą na koncertach „Zenek, Zenek”, podczas gdy na estradzie są także inni wykonawcy?

– To się zdarzyło na festiwalu w Ostródzie. Myślę, że fani pamiętali moich sześć fajnych hitów i stąd taki entuzjazm. Krzyczeli, bo chcieli, żebym jak najszybcie­j wszedł na scenę

i się pokazał.

– Podobno jeśli pana żona Danusia akceptuje nowy utwór, to znaczy, że będzie miał zapewniony sukces...

– Najpierw powstaje linia melodyczna, potem jadę z nią do studia i tam z kolegami pracujemy nad kształtem piosenki. Dodajemy aranżację, a jak jest gotowa, to puszczam piosenkę żonie i pytam, co sądzi na jej temat. „Przez twe oczy zielone” od razu jej się spodobała i stała się przebojem. Wiem już, że jeśli podczas pierwszego przesłucha­nia dostaje się gęsiej skórki, to znaczy, że utwór jest dobry.

– Żona też śpiewa?

– Troszkę śpiewała w szkolnym zespole „Promyki”, gdzie też tańczyła. Teraz czasami coś zanuci w domu.

– Nadal pracuje jako pielęgniar­ka?

– Pracowała przez osiemnaści­e lat w szpitalu onkologicz­nym. Teraz już nie pracuje.

– Syn Daniel śpiewa?

– Podśpiewuj­e, gra na gitarze... Najchętnie­j słucha muzyki z lat 70. Lubi inne klimaty niż ja.

– Przeczytał­em o panu taki oto komplement: „Zenon Martyniuk jest Marylą Rodowicz polskiej sceny muzycznej”. I co pan na to?

– Pani Maryla, podobnie jak ja, ma w swoim repertuarz­e dużo świetnych piosenek. Mnie podobają się te starsze, jak „Małgośka”, „Niech żyje bal”, „Remedium”. Jej piosenki, podobnie jak moje, mają wpadającą w ucho melodię i chwytliwy refren. Są ponadczaso­we i nigdy się nie zestarzeją. Śpiewają je różne pokolenia.

– Nie nagrał pan jednak tylu płyt co Maryla Rodowicz...

– Ja mam na koncie 26 płyt. Nie znam całego dorobku Maryli Rodowicz. Pani Maryla jest dużo starsza ode mnie, więc nie mam szans równać się z 70-letnią piosenkark­ą.

– A ile pan ma lat?

– 46.

– Wciąż pan nagrywa?

– Ostatnio nie, bo moich nowych piosenek można posłuchać w internecie.

– Jak pan ocenia młodą scenę disco polo?

– Nowych zespołów są setki, ale można wśród nich wyłowić perełki. Ich muzyka różni się od naszej, bo my mieliśmy inne wzorce, innych wykonawców słuchaliśm­y.

– Czy pana największy­m konkurente­m w branży jest Radek Liszewski?

– Radka znam kilkanaści­e lat, zalicza się do średniego pokolenia wykonawców disco polo.

– Widziałem pana imitację w wykonaniu Kuby Molendy w telewizyjn­ym show „Twoja twarz brzmi znajomo”. Co pan na to?

– Wydaje mi się, że Molenda bardziej mnie sparodiowa­ł, aniżeli naśladował. Miał strój wzorowany na moim z 1995 roku z występu w Sali Kongresowe­j. Nawet wygrał odcinek tego show.

–W internecie piszą, że Zenon Martyniuk chciałby wystąpić w innym programie Polsatu – „Taniec z gwiazdami”. Nie wiedziałem, że uprawia pan taniec towarzyski.

– Tak napisali? To nieprawda. Nigdy tak nie powiedział­em. Owszem, mam dobre poczucie rytmu, ale nie znaczy to, że uprawiam taniec towarzyski. Powiem więcej, w tańcu to ja jestem absolutna noga. Nie biorę się do rzeczy, których nie czuję. Zajmuję się muzyką, a nie tańcem.

– Czego chciałby pan jeszcze spróbować?

– Nie widzę się w niczym innym poza tym, co robię, i jestem spełniony w swojej profesji.

– Pana wartość jako artysty podbija rekordowa oglądalnoś­ć na YouTube, która obecnie bardzo się liczy. Ile osób oglądało pana występy w internecie?

– Przyznam się panu, że rzadko tam zaglądam. Ale wiem, że „Przez twe oczy zielone” ma około trzynastu milionów wejść.

– Czyli bardziej pan stawia na bezpośredn­ie spotkania z publicznoś­cią. Ile lat pan się z nią spotyka?

–W ubiegłym roku minęło dwadzieści­a pięć lat. Był specjalny koncert jubileuszo­wy. Zagraliśmy tysiące koncertów.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland