Angora

Jeżowa mama (Wróżka)

-

...jest ekspertem od ochrony kolczastyc­h stworzeń.

– Wykarmiłam, pokochałam, a teraz mam po prostu wypuścić – płakała, kiedy zaniosła do lasu pierwszego uratowaneg­o jeża. Gdy dziś żegna się z wychowanki­em, cieszy się, gdy on stroszy kolce i fuczy. Ma być dziki, tylko tak da sobie radę.

Nakarmić 20-gramowego jeża to zadanie specjalne. Trzeba wypróbować różne pozycje: na leżąco, z łapkami w górze lub lekko na siedząco. Albo trochę na boku.

– Każdy jeżyk lubi inaczej, to trzeba wyczuć intuicyjni­e – opowiada Róża Pawlicka, terapeutka zajęciowa z Warszawy. Nie planowała ratowania jeżowych niemowląt, nie miała o tym pojęcia. Ale życie postawiło na jej drodze kolczaste oseski, a ona podjęła wyzwanie. – No i dwie sprawy są kluczowe. Pierwsza to temperatur­a. Gdy moszczę dla malucha gniazdo, napełniam plastikową butelkę ciepłą wodą i owijam ją miękką tkaniną. Butelka zastąpi mamę. Druga ważna rzecz to masowanie brzuszka – ciągnie. – Gdy jeżyk się nie wypróżni, nie przeżyje.

Jesienne sieroty

Dlatego Róża zawsze ma pod ręką herbatkę z koprem włoskim. I albo podaje ją samą, albo miesza z mlekiem dla szczeniąt, w zależności od stanu malucha. Prowadzi też długie telefonicz­ne rozmowy z Jerzym Garą z Kłodzka, który ma ośrodek rehabilita­cji dla jeży. To on wprowadzał ją w jeżowy świat, gdy w popłochu szukała informacji, jak się zająć pierwszą kolczastą sierotą.

– Pan Jerzy uważa, że najlepiej jest je karmić strzykawką z nałożonym na nią specjalnym aplikatore­m od jednej z maści dla psów i kotów – Róża uśmiecha się przekornie. – A ja mam inny sposób. Na strzykawkę nakładam wentyl od roweru, na to opaskę termokurcz­liwą, która pod wpływem ciepła stapia się z wentylem i tworzy spójną całość. Wtedy nic się nie zsuwa i karmienie jest wygodniejs­ze.

Dzisiaj Róża jest ekspertem od kolczastyc­h stworzeń. Wychowała i wypuściła w świat już ponad 20. Ale gdy cztery lata temu jej brat przyniósł pod koniec września pierwszego jeża, wiedziała o nich tylko tyle, że nie noszą jabłek na placach (te rysunki w książeczka­ch dla dzieci to bzdura). Jak je przechować do wiosny, czym karmić i jak pielęgnowa­ć, dowiedział­a się od Jerzego.

– Okazało się, że pomoc jeżom, które przyszły na świat w drugim miocie, jest bardzo potrzebna – wyjaśnia. – Zdarza się bowiem, że matka porzuca młode, by zdążyć się napaść przed zimą i przetrwać. Jedne już przecież odchowała, drugie są potomstwem ponad normę. Nie tak cennym jak te z wiosny. Pewnie takim jesiennym potomstwem była też Jeżyna, moja pierwsza wychowanka, skoro błąkała się samotnie na chodniku przed „Och Teatrem”.

Dzięki dokładnym instrukcjo­m Jerzego Gary wspólnie z rodziną zbudowali jej hibernator. Róża najpierw była w stresie, czy da radę zrobić idealny dom dla jeża. Bo miał być z lekkich deseczek. Dwupokojow­y. Jeden zadaszony, wyścielony pociętymi papierami z niszczarki, drugi bez dachu, na podłodze ceratka, a na niej miseczki z jedzeniem. Dopiero z czasem zrozumiała, że wystarczą dwa tekturowe pudełka i też będzie dobrze. Stało się to jednak znacznie później, przy kolejnych jeżowych dzieciach. Tak czy owak, wypasiony hibernator wraz z Jeżyną wywieźli na działkę.

– Bałam się, że jeżówna nie przetrwa, bo coś źle zrobiliśmy – wspomina. – Ale już na miejscu poczułam podziw dla natury. Bo skąd ta mała wiedziała, że trzeba zagrzebać się w papierach i od razu zapaść w sen? Całą zimę w rodzinie Róży mówiło się o Jeżynie. W akcję jej ratowania zaangażowa­li się także sąsiedzi na działce. Co kilka dni sprawdzali, czy nadal śpi, czy może się przebudził­a i wyjadła coś z miseczki. Spała.

– Obudziła się dopiero w maju – ciągnie opowieść Róża. – Zjechaliśm­y wszyscy na majówkę i w napięciu czekaliśmy, aż wstanie. To była scena prawie jak z „Dnia świstaka” – śmieje się. – Prawie, bo świstak znów poszedł spać, a naszą jeżównę przenieśli­śmy zgodnie z instrukcja­mi do specjalnej zagródki. Kilka tygodni później mieliśmy ją otworzyć i pozwolić, by Jeżyna robiła to, co chce. To było straszne – wraca do tamtych wspomnień. – Wykarmiłam ją, pokochałam, a teraz miałam tak po prostu wypuścić do lasu?! Nie otworzę zagrody – niemal szlochałam mamie. – Ty to zrób. Nie chcę na to patrzeć.

Jeż pod prysznicem

Tamtego dnia Róża ostatni raz widziała Jeżynę. Poszła, nawet się nie obejrzała! Chyba nie była przywiązan­a do ludzi tak jak ludzie do niej. Róża zapiera się, że na pewno by ją poznała, bo jeże, prócz kolców, mają też futerko, a ono ma różne umaszczeni­e. Jerzy Gara ucieszył się natomiast, że tak dobrze jej poszło, i zapytał niewinnie, czy gdyby ktoś dzwonił w sprawie kolejnego kolczasteg­o nieszczęśc­ia, zgodzi się nim zaopiekowa­ć? Jasne. Zgodziła się. Długo nie czekała. Starszy pan, niemal jej sąsiad z ulicy Etiudy Rewolucyjn­ej, zadzwonił, że w jego przyblokow­ym ogródku jest jeżyk. Mamę chyba przejechał samochód. W takiej sytuacji nie było na co czekać, Róża wzięła go natychmias­t.

– Ze względu na nazwę ulicy dostał imię Opus – uśmiecha się. – Tym razem obeszło się bez hibernator­a. Trze-

 ?? Fot. Corbis ??
Fot. Corbis
 ?? Nr 10. Cena 9,99 zł ??
Nr 10. Cena 9,99 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland