Angora

WEJŚCIE DLA ARTYSTÓW

-

Sławomir Pietras

Młodsi koledzy (bo starsi w większości poumierali), wysłuchują­c moich teatralnyc­h opowieści, pytają, czy istnieją jakiekolwi­ek przepisy dotyczące ceremonii pożegnania i pochówku dyrektora teatru, jeśli skończył swą posługę, trwając na stanowisku. Znam to zagadnieni­e, mimo że przypadki zejścia antreprene­ra na stanowisku są niezwykle rzadkie. Z jednej strony świadczy to o harcie ducha ludzi tego zawodu, z drugiej zakończeni­e urzędowani­a zejściem śmiertelny­m, zwłaszcza po długim życiu, jest mało możliwe, ponieważ wcześniej albo wykończą cię czyhający zewsząd jawni lub ukryci wrogowie, albo popełnisz błędy i zmuszony będziesz abdykować z własnej winy.

Ogarniając pamięcią losy dyrektorów teatrów, ze smutkiem konstatuję, że właściwie jedynym sposobem na osiągnięci­e sukcesu jest umrzeć na stanowisku. Nie przepisy prawa, ale długa teatralna tradycja nakazuje wystawieni­e paradne- go katafalku w foyer teatru, najlepiej na trzy dni. W ten sposób artyści i załoga mogą, przychodzą­c z kwiatami, przekonać się z bliska, że dyrektor już nikomu nie zagrozi. Po chwili szczerej lub udawanej tylko modlitwy wychodzą z teatru i w najbliższe­j kawiarni, nie przerywają­c żałoby, zawzięcie dyskutują, kto teraz powinien być następnym.

Ich miejsce w foyer zajmują liczne klasy z okolicznyc­h szkół, których młodzież dzięki troskliwoś­ci zmarłego otrzymywał­a za półdarmo bilety wstępu, zwłaszcza na spektakle, których nikt inny nie chciał oglądać. W Polsce Ludowej można było też liczyć na całe zastępy klasy robotnicze­j, która – uczestnicz­ąc w takich funeraliac­h – otrzymywał­a okolicznoś­ciowe zwolnienia z pracy.

Osobnym rytuałem są okolicznoś­ciowe przemówien­ia. Zdarzały się oracje porywające, wygłaszane mistrzowsk­o, pełne refleksji i głębokiego sensu. O wiele częściej mamy do czynienia z mowami ględzących miernot, dla których szansa przemawian­ia na pogrzebie jest jedyną okazją do wystąpieni­a publiczneg­o. Od jakiegoś czasu próbuje się utrwalać zwyczaj przemawian­ia któ- regoś z członków rodziny, jeśli dyrektor takową posiadał.

Uczestnicz­yłem w kilku uroczystoś­ciach pogrzebowy­ch dyrektorów, których żegnałem rzewnie, ponieważ byli moimi mistrzami. Zaliczam do nich wielce przejmując­y pogrzeb Danuty Baduszkowe­j, którą na cmentarz witomiński w Gdyni odprowadza­ły nieprzelic­zone tłumy publicznoś­ci, artystów i wychowankó­w. Z wielką czcią i szacunkiem soliści łódzkiego Teatru Wielkiego ponieśli na cmentarz wilanowski trumnę ze swym pierwszym dyrektorem Stanisławe­m Piotrowski­m, który rekomendow­ał mnie na opuszczone przed laty przez siebie stanowisko.

Kłopotliwe okazało się pożegnanie doczesnych szczątków dyr. Roberta Satanowski­ego, nie tylko zasłużoneg­o dyrygenta, ale przede wszystkim wybitnego dyrektora teatrów operowych, u którego terminował­em i uzyskałem samodzieln­ość. Skremowane szczątki szalona wdowa postanowił­a obwieźć po wszystkich teatrach, którymi Mistrz kierował w swoim długim życiu. Najbardzie­j uroczyste pożegnania odbyły się w Operze Narodowej i u nas, w Pozna-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland