Grzechy małżeńskie!
Kierowcy poruszający się po naszych drogach często spotykają się ze zjawiskiem znakowych absurdów. Chodzi o znaki zakazu postawione w niewłaściwych miejscach, które ktoś tam umieścił bez żadnej racjonalnej przyczyny, ograniczenie prędkości na prostej drodze ustawione tylko po to, aby zasilać gminną kasę, i wiele innych drogowych pułapek, których nijak nie można zrozumieć!
Może to by było i śmieszne, gdyby jednocześnie nie miało jeszcze innego dna.
Bezmyślnie poustawiane znaki drogowe wytwarzają przekonanie, że można je dyskretnie pominąć i nic się nie stanie.
No i kierowcy utrwalają w sobie przy okazji nawyk nieprzestrzegania także tych ważnych zakazów, ograniczeń, które poustawiano w miejscach istotnych i niebezpiecznych.
Takich absurdalnych nakazów i zakazów poustawiał Kościół na drodze małżonków bardzo wiele!
Ilu z nas za pewnik przyjęło przekonanie, że małżeńskie pożycie bez poczęcia to grzech?
No a jeśli tak, no to trudno – nie sposób takiego grzechu uniknąć, bo jak sobie wyobrazić kochających się w sobie ludzi, którzy chcąc zachować „czystość” związku (bez grzechu), na intymne zbliżenie zdecydowaliby się raz na kilka lat i– w ostatecznym rozrachunku – kilka razy w ciągu całego małżeństwa!
To oczywiście jest absurd i nieprawda – Kościół wcale nie jest tak restrykcyjny, bo jego nauka jest inna: Nie jest grzechem pożycie, którego finałem nie jest ciąża, czyli nie jest czymś złym stosunek płciowy, gdy kobieta jest w okresie bezpłodnym (średnio około 25 dni w miesiącu). Kamień z serca, prawda? No ale ten sam nadzorca naszych sypialnianych (i nie tylko) figli stawia jednak pewne znaki zakazu.
Kto jednak czyni stosunek seksualny bezpłodnym, narusza naturalny porządek rzeczy i grzeszy!
Uściślając: używanie prezerwatywy, stosunek przerywany, tabletka antykoncepcyjna to środki niedozwolone, bo czynią zbliżenie intymne jałowym (nie pozwalają na ewentualne poczęcie nowego katolika).
I to jest absurd zakazu moralnego, który skutkuje tym, że nikt się do niego nie stosuje; może z wyjątkiem ortodoksyjnych owieczek, które próbują zalet kalendarzyka płodności lub spontanicznie biegną do łazienki, aby tam zrobić sobie analizę intymnego śluzu (tzw. metoda Billingsów), aby powrócić do alkowy i wydać od drzwi okrzyk radości: „Kochanie, dzisiaj możemy bezkarnie pofiglować”! (jeśli analiza na to pozwala).
Zdecydowana większość tych, którzy są ogarnięci seksualnymi żądzami, jest jednak leniwa i nie podejmuje takiego trudu, idąc na skróty (grzeszne).
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie absurdalne zakazy całkowicie zatarły w małżonkach świadomość, że nie wszystkie specyfiki zapobiegania niepożądanej ciąży są środkami antykoncepcyjnymi.
Od lat Kościół prowadzi krucjatę przeciwko aborcji (dla wierzących jest to zbrodnia zabójstwa nienarodzonego człowieka).
90 proc. osób wierzących nawet nie wie, że dokonuje systematycznej aborcji bez ginekologa, używanie środków wczesnoporonnych pojmuje jak antykoncepcję i trudno ich winić o to, że zatracili poczucie różnicy pomiędzy prezerwatywą a spiralką domaciczną, pomiędzy tabletką antykoncepcyjną (hamującą hormonalnie owulację) a tabletką dzień po!
Przecież to i to jest grzechem – grzechem małżeńskim!