Chcą 3 milionów złotych za niesłuszny areszt
Bracia Tyrałowie przesiedzieli w areszcie rok, choć przestępcami nie byli. Jednemu rozpadła się przez to rodzina, dwaj prawie stracili biznes.
Grudniowy poranek 2004 roku na zawsze zmienił życie trzech braci z Olesna. 50-letni dziś Krzysztof pamięta, że to był wtorek. Dzieci szykowały się do szkoły, a on zszedł do piwnicy, żeby napalić w piecu. W pewnym momencie w drzwiach stanęło czterech mężczyzn; jak się później okazało – funkcjonariuszy po cywilu. Nie chcieli nic wyjaśniać. Machnęli tylko Krzysztofowi przed nosem dokumentem, z którego wynikało, że mają zgodę na przeszukanie domu. Po wszystkim pokazali kolejny papier – nakaz zatrzymania.
– Zakuli mnie w kajdanki, wsadzili do samochodu i zawieźli do Katowic. Trafiłem do celi... Powiem szczerze, że przeryczałem ten czas. Całą noc nie spałem – wspominał przed sądem Krzysztof Tyrała, z trudem hamując emocje. – Byłem w szoku, nie wiedziałem, co się dzieje.
Pan Krzysztof w prokuraturze w Katowicach dowiedział się, że został zatrzymany w sprawie produkcji amfetaminy. Na korytarzu sądu spo- tkał Adama i Jana – swoich braci, którzy również usłyszeli zarzuty. Później była krótka rozprawa i decyzja sądu, że najbliższe trzy miesiące spędzą w areszcie tymczasowym.
Sprawa braci z Olesna to odprysk głośnego procesu Krzysztofa Stańki, właściciela ośrodka wypoczynkowego w Turawie, któremu ten sam świadek koronny zarzucał, że produkował w nim narkotyki. Sprawa trwała 9 lat i zakończyła się uniewinnieniem (w międzyczasie zmarł świadek koronny). Stańko również walczy o zadośćuczynienie.
W sumie bracia Tyrałowie za kratkami przesiedzieli rok. Katowicka prokuratura postawiła im m.in. zarzut wytworzenia 5 kg amfetaminy, opierając się na zeznaniach Macieja B., ps. „Gruby”. Później doszły do tego kolejne zarzuty, m.in. prania brudnych pieniędzy. Mężczyźni konsekwentnie twierdzili, że są niewinni. Sprawa trafiła do sądu, który ostatecznie uznał, że rewelacje świadka koronnego są niewiarygodne, a materiał dowodowy – oparty przede wszystkim na niewiarygodnych zeznaniach – słaby.
Teraz mężczyźni domagają się pieniędzy za niesłuszny areszt. Krzysztof Tyrała wycenił swoje krzywdy na 360 tys. złotych. W chwili gdy doszło do zatrzymania, Adam i Jan prowadzili firmę, dlatego oprócz zadość- uczynienia chcą również odszkodowania z tytułu dochodu, który utracili. W sumie każdy z nich domaga się ponad miliona złotych.
– Po opuszczeniu aresztu wszystko się zmieniło – mówił przed sądem Krzysztof Tyrała z Olesna. – Rodzina mi się rozpadła. Żona odeszła. Syn zacząć sprawiać problemy wychowawcze. Rówieśnicy mu dokuczali. Wytykali, że jego ojciec siedział za produkcję narkotyków.
Wspominają m.in. warunki, w jakich musieli żyć. – Pamiętam takie zdarzenie. Pod prysznic poszło 5 osób. W pewnym momencie jeden wyciągnął ostre narzędzie i przeciął sobie klatkę piersiową i ręce. Krew bryzgała na wszystkich dookoła. Długo miałem później te sceny przed oczami. Bałem się, że któryś z współosadzonych zrobi mi krzywdę – opowiadał Adam Tyrała. Mężczyzna skarżył się też, że przez niesłuszny areszt podupadła firma, którą prowadził razem z bratem.
Musieliśmy żyć z łatką producentów narkotyków. Ciężko wytłumaczyć każdemu po kolei, że nic nie zrobiliśmy – opowiadał przed sądem Adam Tyrała. – Człowiek wrócił z aresztu inny, niż był. Trzeba było nadganiać stracony czas. Zresztą robimy to do dziś.