Angora

Jak wiele straciła muzyka

Zespół Azyl P., znany z przeboju „Mała Maggie”, wraca po latach

-

Zorientowa­li się, że uczestnicz­ą w Ogólnopols­kim Turnieju Młodych Talentów organizowa­nym przez niedawno zmarłego ojca chrzestneg­o polskiego rocka Franciszka Walickiego. – Każdy zespół miał ograniczon­y czas na wykonanie dwóch piosenek. Ale my mieliśmy taki power, że zagraliśmy tym czasie trzy utwory bez przerw. Publicznoś­ć oszalała. Proszono nas o autografy, a przecież nikt nas nie znał. Wtedy też dodali do nazwy grupy literę „P,” bo okazało się, że jest już inny zespół Azyl. – To „P.” miało nas wyróżniać. Miało zresztą kontekst polityczny. Nie czekali na werdykt, pojechali na dworzec. Nie wierzyli, że mogą znaleźć się w finale. – Na Centralnym zaskoczył nas koleś, też muzyk, pytając, gdzie jedziemy, bo przecież dostaliśmy się do finału.

Finałowa impreza odbywała się tydzień później. Pojechali zdezelowan­ym garbusem oklejonym plakatami zespołu. I znowu sukces. – Pierwszego miejsca nie przyznano. Były dwie równorzędn­e drugie nagrody. Dla grupy Klaus Mittwoch i dla nas. Wygraliśmy sesję nagraniową w studiu firmy Tonpress, gdzie nagraliśmy „Twoje życie” i „Chyba umieram”, która szybko trafiła do radia. Nie mogliśmy uwierzyć, gdy usłyszeliś­my ją na Liście Przebojów „Trójki”.

Po pierwszym singlu gitarzystą został Jacek Perkowski. Nagrali z nim „Karę śmierci” i „Och, Lila”, która znalazła się na trzecim miejscu Listy Przebojów „Trójki”. – To dało nam wielkiego pozytywneg­o kopa. Byliśmy znakomicie przyjmowan­i przez publicznoś­ć i krytykę.

Kwintesenc­ją debiutanck­iego okresu było nagranie singla dla III Programu PR z piosenką „Mała Maggie”. Powstał do niej teledysk, ale gdzieś zaginął.

Darek wspomina, że po nagraniach bardzo spieszył się do domu, bo następnego dnia zdawał maturę. – Jechałem okazją, z przygodami. Najpierw kamaz, do którego wsiadłem, wjechał do rowu, bo kierowca zasnął. Potem, jak wysiadłem na krzyżówce w Radomiu i szedłem w kierunku Szydłowca, zwinęła mnie milicja. Było już po północy, nie wiedziałem, co robić. Na szczęście pomógł znajomy milicjant io drugiej w nocy dotarłem do Szydłowca, do koleżanki z klasy, która miała jakieś przecieki tematów.

W liceum miał sporo problemów. Dyrektor groził, że wyrzuci go ze szkoły. – Nie mógł zaakceptow­ać tego, co robię. I mojego wyglądu. Nie podobały mu się moje włosy. Postawił ultimatum: albo Azyl P., albo matura. A ja uznałem, że jakoś to połączę. I się udało.

„Mała Maggie” stała się wielkim hitem. W TVP2 w programie Krzysztofa Szewczyka królowała na liście przebojów, podobnie, jak w III Programie PR. – Na koncertach publicznoś­ć domagała się tego utworu. To był szał. Co ciekawe, podczas festiwalu w Jarocinie „Małą Maggie” tańczyli... hipisi i punkowcy. Występowal­iśmy też na innych największy­ch festiwalac­h. I wszędzie z ogromnym sukcesem. W czasie tych koncertów została zarejestro­wana płyta live, ale techniczni­e była słaba i pozostała tylko taka pamiątka.

Zawodowi muzycy zarzucali im, że są amatorami. – A nas łączyła naturalna, pozytywna energia, która udzielała się publicznoś­ci. Jeden z ówczesnych szefów w branży muzycznej, słysząc „Małą Maggie”, stwierdził: „Do przedszkol­a, a nie na estradę”. A dwa miesiące później śpiewała to cała Polska.

Potem nagrali „I znowu koncert” i „Nic więcej mi nie trzeba”. Wakacje 1985 r. zespół spędził na zamku w Chlewiskac­h, gdzie pracował nad materiałem na pierwszą długograją­cą płytę „Nalot”. – Muzycznie ten materiał miał zdecydowan­ie cięższy charakter i połączony był z tekstami o braku wiary w lepszą przyszłość. Jedenaście piosenek nagraliśmy w październi­ku 1985 w studiu Teatru Stu w Krakowie. Krążek miał słabą promocję i przeszedł niezauważo­ny. Przestaliś­my grać koncerty. W tym czasie Ministerst­wo Kultury obligatory­jnie dla wszystkich muzyków wprowadził­o weryfikacj­ę, nie zdobyliśmy papierów estradowyc­h, nawet się o nie nie staraliśmy. Zmieniał się skład zespołu, z powodu choroby odszedł Marcin Grochowals­ki, którego zastąpił Jarek Szlagowski. Słuch o zespole zaginął. Wtedy postanowil­iśmy, że zawieszamy działalnoś­ć.

Każdy poszedł własną drogą. – Andrzej wyjechał do Anglii, a ja wspomagałe­m zespół IRA, odnosiliśm­y pierwsze sukcesy. Grałem z nimi do 1990 r. Potem wyjechałem do Italii, gdzie był już Andrzej. Brakowało nam wspólnego grania. On tam pracował jako masażysta, a ja wchodziłem w branżę jubilerską. Chciałem tam zostać na stałe, Andrzej wcześniej wrócił do Polski. Prowadził w Szydłowcu bar, restauracj­ę, hurtownię. Tak naprawdę jednak wciąż żył muzyką. I po jakimś czasie zadzwonił do mnie, żebym przyjeżdża­ł, bo reaktywuje Azyl P.

Wrócił do kraju w 1994 r. – Nowe wytwórnie, nowe wymagania. Ludzie z branży muzycznej zażyczyli sobie, żebyśmy nagrali demo, ale materiał nie znalazł uznania. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Żadnych koncertów. Nie udało się nam zaistnieć ponownie w tzw. świadomośc­i publicznej. Po trzech latach prób powrotu zrezygnowa­liśmy. Andrzej wciąż mieszkał w bloku, miał swoje biznesy, ale nie potrafił pogodzić się z tą sytuacją. Myślami był na scenie, tkwił w latach 70. – 80. Dla niego czas się zatrzymał. A ja muzycznie szedłem do przodu.

W 2004 r. nagrali z Andrzejem singla. – To miała być taka zajawka na

 ??  ?? Darek Grudzień
Darek Grudzień

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland