Cała nadzieja w Marsjanach
Pierwszymi dłońmi, które powitały na tym świecie mojego syna, były dłonie młodej lekarki – Hinduski. Pomimo niegroźnych, na szczęście, powikłań poród odebrała w sposób perfekcyjny (i może właśnie dlatego powikłania były niegroźne). Innym razem, kiedy to ja potrzebowałem hospitalizacji, ordynatorem okazała się muzułmanka. Również i ona w sposób profesjonalny wykonywała swoje obowiązki, będąc przy tym bardziej uprzejma, niż tak naprawdę musiała. Wielu aroganckich i butnych polskich lekarzy mogłoby się od niej tylko uczyć.
Kim jestem? Tak, zgadli Państwo! Jestem polskim emigrantem! W końcu zgadnąć nie było trudno, takie „przykrości” nie mogłyby przecież spotkać mnie w Polsce, bo tam na straży stoją niezłomni patrioci o wielce chrześcijańskich wartościach i tak skrzywdzić nikogo z prawdziwych Polaków (cokolwiek to znaczy) nie pozwolą! Dla mnie to nasze polskie chrześcijaństwo powoli zaczyna trącić taką samą obłudą, jak manifestacja antyglobalistyczna zwołana przez internet.
Kiedyś wielu moich szkolnych kolegów zaczęło golić się na łyso i krzyczeć: „Polska dla Polaków!”. Dziś, po 20 latach, choć prawie ich wszystkich, jak się teraz okazuje, los również wygnał w świat, gdzie pościągali już nawet rodziny, wciąż na popularnym portalu społecznościowym propagują swoje chore nacjonalistyczne poglądy. Kiedyś, mając do jednego większą śmiałość, zagadałem: „Przecież sam wyjadasz komuś chleb!”. Oho, chyba coś ruszył głową, zaiskrzyło w szarych dwóch komórkach, bo jego aktywność spadła do zera. Ale kiedy wyłonił się problem uchodźców, chłopak już nie wytrzymał i popuścił, znowu rzucił łajnem... I tu, uwaga, już nie „Polska dla Polaków!”, ale „Europa dla Europejczyków!”. Brawo! Braaawo! – pomyślałem. Naprawdę ucieszyłem się z tej poprawy, bo jak widać nawet najcięższe przypadki czasami można skłonić do przebłysku myślowego.
Teraz już tylko nadzieja w Marsjanach, żeby w końcu się ujawnili i ze swoich baz na Księżycu nas zaatakowali. Wtedy mój kolega i jemu podobni w końcu zaczną krzyczeć: „Ziemia dla Ziemian!”. A tak na poważnie, to jestem dumny, że jestem Polakiem, ale wstyd mi za nas, Polaków, za naszą umysłową zaściankowość i za to, że znowu nie dojrzeliśmy do świata i do tego, o co walczyliśmy. Rozumiem jeszcze tych skrajnie odmóżdżonych, ale żeby coraz więc zwykłych ludzi popadało w takie histerie i paranoje? Zamiast zrozumieć sytuację ojca, który przez setki kilometrów niesie na rękach swoje 3-letnie dziecko, bo chce, żeby przeżyło i pragnie znaleźć dla niego godną przyszłość, tak samo jak zrobiłaby to każda matka Polka, to wyzywa się go od bydła. I nie pamięta się przy tym, że ubliżając komuś, ubliża się sobie, świadczy to bowiem wyłącznie o kulturze!
Niektórym wydaje się chyba, że są jedynym narodem wybranym i tylko to ich wszyscy muszą gościć. Pewnie dlatego pod sklepem z piwem na moim osiedlu (choć nie jest to polska dzielnica) zawsze najgłośniej słychać znane mi słowo na k, a mieszkam ponad 1500 km od naszej ojczyzny.
I może za 25 lat to dzisiaj niesione przez ojca dziecko jako młody lekarz uratuje życie wnukowi człowieka, który nie chciał go wpuścić do swojego kraju. Co wtedy powie? Że to przypadek? Oczywiście, że przypadek, bo przecież mogłoby być inaczej. Mogło się okazać, że wszyscy dobrzy polscy lekarze już dawno wyjechali leczyć (również muzułmanów) do Londynu, a ten, co został, zapił i nie przyszedł do pracy. Tylko jakie to wtedy będzie miało dla tego przeciwnika uchodźców znaczenie, że ten zapity lekarz jest Polakiem?
KRZYSZTOF z Manchesteru (nazwisko i adres internetowy
do wiadomości redakcji) powiedzialne było te pozostałe 5 proc. Polaków – niewierzących i innowierców? Kto mi uczciwie na to pytanie odpowie? PAWEŁ (nazwisko i adres do wiadomości redakcji)