Bezdomny model
W drodze do pracy w modnej nowojorskiej dzielnicy East Village, Mark Reay mija Tompkins Square Park. – Tu jest fontanna, gdzie mogę wypłukać usta i umyć zęby, a tam publiczna toaleta – wyjaśnia zabójczo przystojny, siwowłosy mężczyzna. – To trochę obrzydliwe, bo to bardzo zaniedbana toaleta. Na jej ścianach są wszelkie rodzaje napisów. Ale potrzebuję zlewu, żeby się ogolić, i muszę gdzieś zmienić ubranie. Wokół tego przybytku czystości na parkowych ławkach siedzą bezdomni. Zanim Mark wejdzie do toalety, wygląda jak jeden z nich: znoszony płaszcz, włóczkowa czapka, niechlujny zarost i nieciekawy zapach. Wychodzi całkiem odmieniony: ogolony, ze świeżo umytymi włosami, ubrany w elegancki ciemnoszary garnitur i białą koszulę. W swojej pracy musi sprawiać wrażenie zamożnego człowieka. Mark jest modelem oraz fotografem robiącym zdjęcia dla kilku znanych czasopism. Czasem dorabia jako statysta na planie filmowym. Wszystkie te profesje, jak mówi, dają wysoki prestiż, ale niskie zarobki. Nie pozwalają na wynajęcie choćby najskromniejszego pokoju w Nowym Jorku. Mark jest więc bezdomny. Na początku nowojorskiej kariery wykorzystywał uprzejmość znajomych, goszcząc w ich mieszkaniach. Teraz mieszka w apartamencie wielkości siedmiu stóp kwadratowych znajdującym się na dachu jednego z budynków na Manhattanie. Apartament wciśnięty między dwa sąsiadujące ze sobą domy stanowi legowisko sklecone z kilku arkuszy tektury przykrytych plandeką. Ale Mark nie narzeka. – Nigdy nie chciałem sprawiać innym problemów, prosząc o litość i możliwość korzystania za darmo z cudzej kanapy. Historia Reaya nie jest niczym niezwykłym w Nowym Jorku – twierdzi Jeff Foreman, dyrektor Opieki dla Bezdomnych. – Wielu ludzi, z którymi tu pracujesz lub których znasz, nie wydaje się bezdomnymi, choć tacy właśnie są. W jednym z najbogatszych miast świata czynsze rosną o wiele szybciej niż płace, więc rośnie również liczba ludzi bez dachu nad głową. Foreman nazywa ich „ukrytymi bezdomnymi”. Są trudni do zidentyfikowania, bo nie chcą być postrzegani jako ci gorsi. Nie trafiają więc do żadnych statystyk. Można policzyć tylko tych, którzy korzystają ze schronisk. Jest ich 57 tys., ale to bardzo niepełne dane. Ilu bezdomnych wałęsa się po ulicach, śpi w samochodach czy znakomicie kamufluje się jak Mark Reay? – Mieszkamy w mieście, gdzie 1,5 mln ludzi żyje poniżej granicy ubóstwa – mówi Foreman. (EW)