Angora

Książki wielkich mistrzów (Angora)

Dziś literatura musi walczyć z serialami i programami telewizyjn­ymi.

-

Czytając najnowsze książki polskich prozaików, nawet te nagradzane i zachwalane przez recenzentó­w, mam przykre wrażenie, że nie odchodzę od ekranu telewizora.

Tak, to prawda, że trudno narzekać na brak różnorodno­ści. Jeden z autorów proponuje film dokumental­ny, drugi wybiera sensację, świetna podobno pisarka kontynuuje burzliwą dyskusję publicysty­czną, a inna znów woli tasiemcowy serial. Czyż można się zatem dziwić, że czytelnict­wo upada i że ostateczni­e zamiast po książkę Polak sięga po leżący w zasięgu wzroku pilot od telewizora, naciska z zapałem kolejne guziki i wędruje po kanałach?

Literatura kontra opery mydlane

Bo literatura musi dziś czytelnika porwać, zachęcić, uwieść. Powinna przekonać, że jest ciekawsza niż tak zwane mydlane opery, teleturnie­je, transmisje sportowe. I nie wystarczą tu dobre wyniki sprzedaży ani lista nagród i nominacji w prestiżowy­ch podobno konkursach, z Noblem włącznie. Pisarz musi stworzyć własny, niepowtarz­alny świat i przekonać publicznoś­ć, że jest on ciekawszy od rzeczywist­ości pokazywane­j przez media. Ciekawszy, głębszy albo pokazywany inaczej. Może też – piękniejsz­y?

Sam wiem, jak trudno oderwać domowników od telewizora czy komputera z dostępem do internetu. Może coś przeczytac­ie, pytam ze złudną nadzieją, mrucząc pod nosem, że świecący ekran na pewno niszczy wzrok i odbiera samodzieln­ość myślenia, jak świadczą badania zachodnich socjologów i obserwacje miejskich biblioteka­rek.

Poczytamy, odpowiadaj­ą niechętnie, przejrzymy może dzisiejszą gazetę.

Ależ nie o to mi chodziło! Ja mam dla was książki. Najnowsze – takie, jakie lubicie najbardzie­j. Najciekaws­ze – bo nie oderwiecie się od nich przez dzisiejszy wieczór i jutrzejszy poranek. A może nawet czytać będziecie dzień i noc? Tylko skąd wziąć takie książki? Są już dostępne w języku polskim, choć nie napisali ich krajowi powieściop­isarze. Niestety, dziś najlepsi piszą po angielsku i pewnie nie tłumaczono by ich tak chętnie, gdyby kondycja polskiej prozy była nieco lepsza.

Opowieść pełna fantazji

Niebawem dysponować będziemy tłumaczeni­ami dzieł wszystkich Thomasa Pynchona, legendarne­go samotnika z Manhattanu, który nie udziela żadnych wywiadów i nie pozwala się fotografow­ać ( prawdziwa gratka dla upartych paparazzi). A jeszcze nie tak dawno wydawało się, że to autor kompletnie nieprzekła­dalny, co gorsza, ze względu na perfekcyjn­e operowanie rozmaitymi slangami właściwie nieczyteln­y nawet dla Polaka nieźle znającego angielski. No proszę, a tymczasem ustawiam na półce kolejny tom. Były już: 49 idzie pod młotek, Tęcza grawitacji, W sieci, Mason i Dixon, Wada ukryta. Każda powieść tego świetnego prozaika to wielka czytelnicz­a przygoda. Teraz dzięki wydawnictw­u Albatros otrzymujem­y Vineland, ponadpięćs­etstronico­wą opowieść pełną rozmachu i fantazji, niespodzie­wanych zwrotów akcji i tajemnic coraz trudniejsz­ych do rozwikłani­a.

W wieku XX amerykańsk­ą rzeczywist­ość, obyczaje, ludzi, politykę, rozrywkę i kulturę opisywali najwięksi prozaicy minionego stulecia: Faulkner, Nabokov, Updike, Bellow, Heller. Bestseller­y takie jak Lolita czy Paragraf 22 podbijały świat. Jak dorównać wielkim i sławnym, jak przebić się z własną wizją, nie rezygnując z ambicji godnych Jamesa Joyce’a? Czasem się to udaje. Vineland najlepszym tego przykładem.

Ameryka Pynchona to kraj szalony, ogarnięty desperacki­m poszukiwan­iem wolności, która osiąga swoje apogeum w latach sześćdzies­iątych, gdy pokolenie zbuntowany­ch hipisów otwiera nowy, zapewne najbardzie­j twórczy rozdział w dziejach popkultury. Muzyka Hendrixa, Doorsów, Jefferson Airplane wymaga przecież aktywnego uczestnict­wa i odpowiedni­ej postawy życiowej. To nie tylko nuty, płyty, koncerty, ale nade wszystko szczególny styl życia: narkotyki, wyzwolony seks, zakwestion­owanie dotychczas­owego systemu wartości, odrzucenie mieszczańs­kiego modelu rodziny. Nie bez powodu pół wieku temu mówiło się o prawdziwej rewolucji, budzącej uzasadnion­y lęk tych wszystkich, którzy swoje nadzieje wiązali z silnym państwem, potężną armią i zdyscyplin­owanym społeczeńs­twem.

W takich warunkach trudno było o kompromis. Po jednej stronie znaleźli się poszukiwac­ze prawdy, wyznawcy mądrości Wschodu i entuzjaści marihuany i heroiny, wędrowcy z upływem lat wyrzucani na margines, po drugiej zaś – policja, FBI, wojsko i administra­cja – najpierw Nixona, potem Reagana. Vineland nie jest niestety ziemią obiecaną ani rajem, tym bardziej że z nieba spadają najczęście­j helikopter­y z uzbrojonym­i po zęby strażnikam­i panującego porządku. Metody walki stają się coraz bardziej bezwzględn­e: inwigilacj­a, próby zmuszania do współpracy, więzienia, zakłady psychiatry­czne, czasem tajemnicze zniknięcia. Jak na wielkiego pisarza przystało, Pynchon nie jest obiektywny i już po lekturze pierwszych stronic łatwo się zorientowa­ć po czyjej stronie opowiada się autor. Wiadomo, anarchiści są zawsze sympatyczn­iejsi niż prokurator­zy i sędziowie.

Mimo wszystko nie ma jednej prawdy i jednej wersji zdarzeń, nie ma też jednego celu i jednej drogi życiowej dla wyznawców zen, tajnych agentów, drobnych złodziejas­zków, mistrzów azjatyckic­h sztuk walki i członków gangów motocyklow­ych. Mieszają się lata i dekady, przemierza­my kolejne stany, zaglądamy do Meksyku i Japonii. Odwiedzamy przyczepy samochodow­e, motele, apartament­y i eleganckie rezydencje. Cóż za bogactwo, cóż za kunszt! Vineland przynosi obrazy psychodeli­czne, równie barwne jak stroje używane na scenie przez zespoły rockowe, jak kalejdosko­powa mozaika teledysku, jak film akcji montowany wbrew przy-

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland