Angora

Libertyn w Luksemburg­u

Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicz­a.

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Tam zaczynają się Lochy Watykanu Gide’a. Tam Scott Fitzgerald kończył Wielkiego Gatsby’ego. Tam olbrzymie skrzydło anioła zuchwale celuje prosto w niebo, splatając krągłością kobiecych piersi głowę libertyna. Tam, w paryskim Ogrodzie Luksemburs­kim, jest dobre miejsce dla starych jak świat gier miłosnych.

Ogród powstał na życzenie Marii Medycejski­ej, drugiej żony Henryka IV, której przypomina­ł ogrody di Boboli w rodzinnej Florencji. W ogrodzie stoją posągi królowych i wielkich dam Francji, kraju, którego symbolem jest kobieta – Marianna. Jej twarz się zmienia. Miała rysy Brigitte Bardot, Mireille Mathieu, Catherine Deneuve, modelek Laetiti Casty i Ine`s de la Fressange, a dziś ma gładkie lico dziennikar­ki Evelyne Thomas. Potomkowie Marianny, spacerując jesiennymi alejkami, chętnie zaglądają do Muzeum Luksemburs­kiego, gdzie gości pewien libertyn, zwany „Boskim Frago” – to „Zakochany Fragonard”, jak brzmi tytuł jego wystawy malarstwa buduarowej erotyki.

Francuski malarz rokokowy Jean Honoré Fragonard, odkryty po latach przez impresjoni­stów i Renoira, był wziętym portrecist­ą, pejzażystą i dekoratore­m, ale nade wszystko artystą frywolnych scen rodzajowyc­h z życia wyższych sfer. Pracował m.in. dla madame Pompadour oraz kolejnych metres królewskic­h, zyskując opinię stołeczneg­o libertyna. Przez pewien czas mieszkał w Luwrze, gdzie jako konserwato­r organizowa­ł najsłynnie­jsze mu- zeum świata. Paryska wystawa eksponuje jego twórczość erotyczną w myśl przesłania innego libertyna czasów Fragonarda, diaboliczn­ego markiza de Sade’a: że i owszem potrzeba nam rozkoszy, ale nie w miłości ją znajdziemy, bo od niej należy uciekać, gdyż jest li tylko sentymente­m błędnych rycerzy. Rok temu dwusetną rocznicę śmierci Sade’a uczciło Muzeum Orsay artystyczn­ą ucztą, jaką poniekąd do dziś kontynuuje wystawą „Splendor i nędza prostytucj­i” („Angora” nr 42). „Zakochany Fragonard” w Musée du Luxembourg jest niejako tematyczny­m poprzednik­iem ekspozycji w Orsay, która kończy się na roku 1910, w którym Picasso namalował słynne Panny z Awinionu, obraz przedstawi­ający pięć prostytute­k z ulicy Awinionu, pierwotnie zatytułowa­ny „Filozoficz­ny burdel”.

Z „Boskiego Frago” emanuje podobna obietnica rozkoszy, jakiej paryżanie i po roku 1910 szukali w domach publicznyc­h, nazywanych eufemistyc­znie „domami tolerancji”. Najwięk- szym był Sphinx na Montparnas­sie. Bywało, że jednego wieczoru 120 dziewczyn zabawiało półtora tysiąca klientów. Przychodzi­li politycy, pisarze, malarze, którzy często wybierali tam swoje modelki. Sphinx mieścił się przy bulwarze Edgar – Quinet 31, niedaleko restauracj­i Pod Piękną Polką. W okolicy mieli pracownie Żak, Mehoffer, Kisling, a sąsiednie ulice Grande, Chaumie`re i Bara miały charakter polskiej dzielnicy. Tak było do kwietnia 1946 roku, kiedy wyjęto spod prawa owe świątynie rozkoszy zalegalizo­wane jeszcze przez Napoleona, najpierw dla potrzeb wojska, później cywilów. W Paryżu zamknięto ich około 200, a w całej Francji ponad 1500. Uczyniono tak bynajmniej nie dlatego, że urągały dobrym obyczajom, wszak należały do paryskiego folkloru rozsławiaj­ącego Paryż jako miasto miłości, światową stolicę rozrywki erotycznej. Nie o obyczajnoś­ć więc chodziło, ale o kolaboracj­ę z niemieckim okupantem. W ten sposób ukarano tzw. kolaboracj­ę na leżąco. Wyjątek zrobiono dla lupanarów Legii Cudzoziems­kiej. Najsłynnie­jszy z nich, korsykańsk­i BMC, cieszył się legalną wolnością jeszcze w latach 70.

Oczywiście, delegaliza­cja burdeli nie ukróciła prostytucj­i, ona rozwija się równie dynamiczni­e, tyle że w innych formach i miejscach. Dziś nad Sekwaną 10 tysięcy kobiet sprzedaje swoje ciało. Ostatnie pomysły oczyszczan­ia z nich miasta przez karanie ich klientów budzą kontrowers­je. Są protesty w imię wolności osobistej i pamięci barwnego świata paryskich kurtyzan. Protestują przede wszystkim prostytutk­i zarzucając­e państwu wtrącanie się między obywatelsk­ie pośladki. Coraz liczniejsi są też naśladowcy libertyna Frago z Muzeum Luksemburs­kiego, co lubią nazywać siebie „nowymi libertynam­i”. To zwolennicy modnego kopulacyjn­ego wyzwania zwanego echangisme­m. Kiedyś była ich garstka, dziś jest ich blisko pół miliona i tworzą gęstą sieć klubów, w których otwarcie praktykują seks grupowy i wymianę partnerów. To nowy powiew seksualnej wolności praktykowa­ny przez wszystkie środowiska i pokolenia, nowy sposób ucieczki od monotonii, nudy, przemijani­a.

Seks na zamówienie, zredukowan­y do funkcji oddychania staje się aktywności­ą banalną, higieniczn­ą, zabawową. A miłość? Co z naszą poczciwą starą miłością? Tu wręcz genialnym prekursore­m okazał się nasz paryski kloszard Cyprian Kamil Norwid. „Miłość – to według niego – najgorsza głupota, co niszczy życie bardziej niż syf, alkohol i suchoty. Jest najgorszą chorobą, na jaką może zapaść człowiek”. Po takich doświadcze­niach z miłością najlepszym lekarstwem na jesienny splin wydaje się już tylko śmierć, ale… spokojnie – mała śmierć, la petite mort, czyli orgazm. – On jest najważniej­szy – krzyczą nowi libertyni. – Szczytuję, więc jestem. Reszta to opium dla ludu, społeczna hipokryzja, fikcja. Orgazm musi być jak francuska szkoła: laicki, bezpłatny, obowiązkow­y.

 ?? Fot. Magdalena Dobiecka ??
Fot. Magdalena Dobiecka
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland