Dług jak wyrok
Zadzwonił do mnie człowiek z Ostrowca Świętokrzyskiego. Odziedziczył po rodzicach dom, w którym mieszkał, wraz z niewielkim długiem. Były to niezapłacone rachunki za gaz. Około 2 tys. zł. Jednak zanim dowiedział się o istnieniu zobowiązania, dług urósł do 4 tys. zł. Niby niewiele. Ale człowiek ten pracuje jako kierowca w PKS-ie, gdzie zarabia 1500 zł na rękę. Ma na utrzymaniu żonę i małe dziecko. Tymczasem gazownia zażyczyła sobie szybkiej spłaty w ratach po 500 zł. Wierzyciela nic nie obchodzi, że rodzina nie jest w stanie przetrwać, płacąc jedną trzecią skromnego dochodu za zaległe rachunki. Jeżeli jednak szybko się czegoś z tym nie zrobi, dług będzie rósł jak kula śnieżna. I pewnego dnia przyjdzie komornik i zlicytuje dom. Zaproponowałem, żeby wziął pożyczkę w pracy, a jak się nie da – to nawet w banku. Chodzi przecież o rozłożenie spłaty na dłuższy okres, żeby nie rujnowała ona finansów domowych.
Tego samego dnia nadeszła wiadomość z Konina. Kobieta wychowująca niepełnosprawne dziecko ma już opis i oszacowanie mieszkania przed licytacją. Powodem jest pożyczka w wysokości 2 tys. zł, która za sprawą lichwiarskich odsetek urosła już do 12 tys. zł. Kiedy zapytałem, na co była wzięta pożyczka, usłyszałem, że na spłatę wziętej uprzednio chwilówki. A chwilówkę pani wzięła na życie i na koszty leczenia.
Im ludzie biedniejsi, tym bardziej zmuszeni do brania pożyczek na cele związane z podstawowym przetrwaniem. A często niewielkie stosunkowo zadłużenia prowadzą do katastrofalnych rezultatów. W krajach Europy Zachodniej takie sytuacje są nie do pomyślenia, bo istnieje pomoc społeczna. U nas zamiast zasiłków są pożyczki. W ten sposób ludzie i tak już niezamożni pracują nie dla siebie i swoich rodzin, ale w coraz większym stopniu po to, by napchać kieszenie lichwiarzom. Kierowca autobusu w Ostrowcu nie pójdzie do pomocy społecznej po zasiłek, bo przecież ma pracę i stały dochód, którego inni mogą mu w tym regionie tylko pozazdrościć. Kryteria do pomocy społecznej nie pozwalają na ubieganie się o nią tzw. pracującym biedakom.
W większości tych przypadków wystarczy napisać jakieś pismo przeciwegzekucyjne, albo podjąć negocjacje z wierzycielem. Tylko że ci ludzie zgłaszają się z całej Polski, więc nie wszędzie nasza pomoc dotrze na czas.