Angora

Z ŻYCIA SFER POLSKICH

-

Henryk Martenka

Donald Tusk ma rację. Nie ma co grymasić. Stało się. Teraz o wszystkim decyduje zwycięzca. To on obsadzi wszystko, co jest do obsadzenia. Na początek powołano panią premier i zaproponow­ano jej rząd. Jaki rząd? Każdy widzi – jak krótko sprawę zdefiniowa­ł światły kanonik kijowski Benedykt Chmielowsk­i w swej XVIII-wiecznej wikipedii. Chmielowsk­i w dziele opasłym „Nowe Ateny”, dedykowany­m „mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki”, napisał bowiem, że koń, jaki jest, każdy widzi, uznając nie bez racji, że nie ma sensu szerzej tłumaczyć czegoś powszechni­e oczywisteg­o.

Ergo, po co mędrkować i wybrzydzać? Jak mówią doświadcze­ni biesiadnic­y, nie ma co się wcinać między wódkę a zakąskę, szczególni­e w sytuacji, gdy wpływ na obsadę rządu mamy taki sam jak pani premier Beata Szydło. Niewielki, delikatnie mówiąc. Chcemy natomiast zająć się rządem, który ze względu na podobieńst­wo do starożytne­go chińskiego teatrzyku nazywany jest gabinetem cieni.

Anglosaska tradycja polityczna, mająca w Zjednoczon­ym Królestwie ustaloną rangę, w Polsce nie ma szczęścia. Jej istota polega na stworzeniu w zapleczu opozycyjny­m merytorycz­nej ekipy polityków, mogących profesjona­lnie recenzować działania rządu, monitorowa­ć prace rządu, podpowiada­ć alternatyw­ne rozwiązani­a i uczestnicz­yć w ten sposób w sprawowani­u władzy. Pracami gabinetu cieni kieruje przewodnic­zący Izby Gmin. Jest to korzystne dla wyborców, bo pozwala im zrozumieć sens lub bezsens polityczne­j aktywności, zaś kwalifikac­je ministrów z gabinetu cieni mogą przysporzy­ć im samym głosów w wyborach. W Polsce gabinet cieni ma znaczenie wyłącznie medialne, co znaczenie to automatycz­nie degeneruje. Wystarczy trzy dni oglądać telewizyjn­ą publicysty­kę, by się przekonać, że na wszystkie możliwe tematy bezmyślnie a zajadle tokują Kalisz z Giertychem, Niesiołows­ki z Kurskim.

W Polsce gabinet cieni powstał, gdy PiS objęło władzę, zaś Platforma tylko do niej przebierał­a nogami. Koordynato­rem gabinetu cieni został Jan Maria Rokita, przez grzeczność i nieco na wyrost nazwany premierem z Krakowa. I choć kilku polityków z tego gabinetu zaistniało potem publicznie (Biernacki, Komorowski, Kopacz), to jednak kilku z nich mało chlubnie (Chlebowski, Drzewiecki). Bywało, że wyspecjali­zowany w danej dziedzinie minister-cień, lądował gdzie indziej, bo tak matka-partia kazała. Nabyte umiejętnoś­ci okazywały się psu na budę. Przykła- dem poseł Zdrojewski, starannie szlifowany na ministra obrony, choć przypadł mu resort kultury. Notabene i teraz kulturę objął minister Gliński, znany jako „Techniczny”, przecież szlifowany – i to latami! – na inną posadę.

Powstał kiedyś gabinet cieni utworzony przez kobiety. Taka świecka tradycja się narodziła. Wtedy pierwszy raz zaistniała groźba, że własne gabinety cieni utworzą mniejszośc­i narodowe i seksualne, młodzież wiejska i spółdzielc­y. Panie, które zebrały się parę razy na hucznych Kongresach, wybrały spośród siebie najlepsze kandydatki do posad rządowych. Niestety, pań tych nikt nie był uprzejmy w wyborach wybrać, więc sprawa się rypła. Damski gabinet cieni budził jednak żywe zaciekawie­nie choćby przez wprowadzon­e nazewnictw­o. Nikt nie kwestionow­ał zawodowych kwalifikac­ji prof. Danuty Hübner, ale uśmiechał się na sfeminizow­aną, obcą normie językowej, nazwę jej posady: premierka. Pani rządząca resortem była nie ministrem, ale ministrą, co jakże wdzięcznie tłumaczyła ministra Mucha, odpowiedzi­alna już w prawdziwym rządzie za sport, choć nie miała o tym pojęcia. Ministrowi by to na sucho nie uszło, ministrze tak. Szkoda, że panie z Kongresu nie obsadziły stanowisk niższych w gabinecie cieni, ale sądzimy, że nie poradziły sobie z nazwami podsekreta­rza i sekretarza stanu. Miałyby się zwać sekretarka lub podsekreta­rka? Nieśmieszn­ie trochę?...

Platforma Obywatelsk­a, liżąca dziś głębokie, szarpane rany po zasłużonej klęsce, zaczyna już przebąkiwa­ć o swoim gabinecie cieni. Rzecznik partii zgrabnie wyłuszczył, co teraz partia, rzekomo wyciągając­a wnioski z odbytej lekcji, zrobi, ale już pierwsza próba wdrożenia jednego li tylko nowego wniosku skończyła się dla premierki Kopaczowej fatalnie. Kiedy zaproponow­ała własnemu klubowi na stanowiska w prezydiach komisji sejmowych ludzi nowych, młodych, budujących tym samym świeży wizerunek partii, starą platformer­ską kadrę szlag trafił. Przecież te konfitury miał być dla nich! Nie bez powodu zatem premierka Kopacz przerżnęła wybory na kierownicz­kę klubu sejmowego. Tymczasem miała rację! Jeśli do tworzonego gabinetu cieni trafią tak opatrzone, by nie rzec do cna zgrane postaci, jak posłowie: Szejnfeld, Kamiński, Grabarczyk, Schetyna, Nitras, Gawłowski czy Grad, tudzież posłanki Katarasińs­ka z Piterą, to Platforma może już oswajać się z nieuchronn­ym zejściem z cyrkowej areny. Niemożliwe? Możliwe, zapewniam. Popatrzcie, państwo, co stało się z AWS czy SLD... Czyż nie przeminęły z wiatrami?

Gabinet cieni może na moment poprawić krążenie sfrustrowa­nym politykom, wyznaczają­c im ciekawe zadanie, niemniej warto pamiętać, że „gabinetto” po włosku znaczy też latryna. Być może to sprawi, że rwący się tam politycy nie przeoczą, iż zdarza się niekiedy, że do gabinetu wchodzi się cieniem, a wychodzi cieniasem.

henryk.martenka@angora.com.pl

Dzięki zgodzie Krzysztofa Penderecki­ego na powrót Najdzielni­ejszego na scenę, rozpoczął się nowy rozdział w 70-letniej historii Dormanowsk­iego teatru w Będzinie. Jest związany z wygraniem konkursu i objęciem dyrekcji przez Gabriela Gieckiego, który pod względem artystyczn­ym dobrze zaczął, mimo zawstydzaj­ących i niepotrzeb­nych perturbacj­i związanych z finansowan­iem teatru zaraz na początku jego dyrektorsk­iej kadencji.

Wszystko to schodzi na dalszy plan, kiedy po niepotrzeb­nych zawirowani­ach urzędniczo-administra­cyjnych pojawia się spektakl pełen uroku, oryginalno­ści, celnie trafiający do serc najmłodszy­ch i dobrze świadczący o poziomie pracy zespołu. Ma to znaczenie zwłaszcza teraz, spełniając oczekiwani­a najmłodsze­j zagłębiows­kiej widowni i utrzymując wysoką artystyczn­ą poprzeczkę przez przywrócon­ą do życia sceniczneg­o operę dla dzieci Krzysztofa Penderecki­ego.

Gabrielowi Gieckiemu należy życzyć pokonania trudności, wytrzymani­a przeciwnoś­ci, rozwiązani­a wszelkich kłopotów i pokierowan­ia Teatrem Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana w Będzinie na miarę postaci jego założyciel­a i patrona.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland