Uderzające wrażenie
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
Jedno pytanie wisi nad nami. „ Gdzie uderzy, a jakie obszary zostawi we względnym spokoju?” – jak sformułował je Newsweek. Nie trzeba dodawać kto. Nowy rząd, PiS, Jarosław Kaczyński – wszystko to jest mniej więcej to samo; tzn. Kaczyński to jest naturalnie więcej.
Jedni zadają to pytanie z obawą, a inni już nie mogą się doczekać. I jedni, i drudzy zahipnotyzowani jak przez kobrę: nie robią nawet żadnego ruchu, tylko patrzą, kogo ukąsi i żeby to nie byli przypadkiem oni. A wszystko jest możliwe. „Mylą się optymiści, którzy sądzą, że PiS-owska rewolucja ograniczy się do ideologicznej nadbudowy, czystek w mediach publicznych, instytucjach kultury i muzeach” w to nie wierząc: – „Nominacja Macierewicza będzie to grzech, który przez lata będzie się ciągnął za PiS”. Ale, jak wiadomo, jednak grzech się nie tylko zaczął ciągnąć, ale nawet zaciągnął (do wojska).
Spodziewana jak amen w pacierzu gruntowna czystka wszystkich służb specjalnych, przeprowadzana pod kierunkiem Mariusza Kamińskiego (być może z więzienia, na jakie jest skazany), dotknie kadry, które przecież przysłużyły się PiS-owi tak, że nie można bardziej. Jest jasne, że przynajmniej część dotychczasowych służb specjalnych stoi za podsłuchami w restauracjach polityków PO, które stały się ich ostatnią ośmiorniczką i bez których PiS by tak nie wygrał. Ale już chyba choćby to, że żadne służby specjalne podsłuchom swoich poprzednich dysponentów nie zapobiegły, w oczach następców powinno stanowić przecież niemałą zasługę.
Tymczasem nic z tego. Mimo to – zdaniem wszystkich komentatorów – jak nic ze służb zostaną same strzępy. Co jest dziwne, bo przecież udowodniły, że potrafią podsłuchiwać tylko PO i że to jest ich główna (i jedyna) umiejętność.
Zdaniem tygodnika WSieci uzasadnieniem dla nominacji Macierewicza na ministra obrony jest to, że resort ten ma do wydania dużo pieniędzy i trzeba ich pilnować. Okazuje się, że wydawanie pieniędzy będzie to w ogóle główna działalność rządu i będzie się on w tym specjalizować we wszystkich resortach.
Znacznie gorzej, że musi je wcześniej zgromadzić. Tu odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie „gdzie uderzy?”, pro- wadzi nas do banków. To je chciano obłożyć specjalnym podatkiem. W sytuacji kiedy ma to jednak zrobić wicepremier Morawiecki, który przychodzi do rządu prosto z banku, wydaje się to dość abstrakcyjne i mało prawdopodobne. Wicepremier taki musi przecież prędzej czy później (raczej prędzej) z rządu do banku wrócić i trudno przypuszczać, aby swoje miejsce pracy wpierw złupił.
To już szybciej niż skok na bank zrobią chyba skok na sklep. To mniejsze ryzyko, choć łup znacznie mniejszy. „ W pierwsze 100 dni nowego rządu planuje się przegłosowanie ustawy o podatku od handlu wielkopowierzchniowego. Sklep powyżej 250 mkw. miałby płacić 2 proc. podatku od wszystkiego, co uda mu się sprzedać” – notuje Wprost.
„Dlaczego 250? Na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć nawet współautor ustawy poseł Kowalczyk”, choć jest matematykiem. „Wcześniej myśleliśmy o 400, ale stanęło na 250”. Widać, że ta ustawa to raczej loteria. Tym bardziej że – jak podaje Wprost –„ działające u nas supermarkety są przynajmniej kilka razy większe: średnia wielkość Lidla to 1000 mkw., a Biedronki 640 mkw.”. Ustawa w tym kształcie uderzy więc nie tyle w te sieci, ale w wiele polskich firm rodzinnych.
Najprawdopodobniej jednak nikt nic nie zapłaci. Oto bowiem na wieść o przygotowywanej ustawie „ markety chcą się dzielić na części, z których każda miałaby mniej niż 250 mkw.”. Każde stoisko w markecie (mięso, jaja, drób) stałoby się osobnym małym sklepem, którego podatek by nie objął. Cała ustawa, wzorowana na węgierskim pomyśle Victora Orbána, zostałaby potraktowana przez markety tzw. metodą salami, czyli obcinaniem jej po kawałku.
Ponieważ to Węgry jawią się jako wzór tego, „ w kogo uderzyć”, kraj ten stał się przedmiotem studiów wielu publicystów. Nowej aktualności nabiera przysłowie „Polak, Węgier dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki”, przy czym raczej chodzi o szkło już potłuczone, które da się komuś przyłożyć do gardła.
Publicysta W Sieci napomina: „ Polacy konfliktów nie lubią, w sytuacjach konfliktowych nie odnajdują się dobrze (…). Orbán zyskuje na konfliktach, w tym na konflikcie z Zachodem. Rekomendowanie takiej strategii polskiemu rządowi, dowolnego zresztą kierunku, byłoby dywersją”. Gorące prośby do rządu o niekonfliktowanie się z własnym społeczeństwem sugerują, że w piśmie tym już coś o takich planach wiedzą. Istotnie, lepiej już konfliktować się z Węgrami, skoro ci tak to lubią.
Polityka widzi podobieństwa z Węgrami raczej po stronie opozycji. „Budapeszt może nam zbudować nie PiS, ale pogrążona w kryzysie opozycja”. Siła idola naszej prawicy Victora Orbána i jego Fideszu bierze się bowiem stąd, że nie ma on na Węgrzech żadnej alternatywy. „ Specyfiką węgierską jest nie tyle Fidesz, ile zupełny brak przeciwwagi dla niego”. Jeśliby miało być tak i u nas, to odpowiedź na pytanie „gdzie uderzy?” jest jasna: wszędzie.
W tygodniku W Sieci reklamuje się już jakaś firma marketingowa – jak zapewnia – „z sercem po prawej stronie”. To bez wątpienia jakieś anatomiczne monstrum, ale kto wie, czy nas to wszystkich nie czeka. Nie przypadkiem może ministrem sprawiedliwości znów został Zbigniew Ziobro, którego pamiętamy głównie z bojów, jakie prowadził z polską kardiologią i transplantacją. Może teraz trzeba tak będzie przeszczepiać serca? mienie od nakazów, które tolerował kiedyś, ale nie teraz, gdy jest dojrzałym człowiekiem i sam chce kreować swoją drogę wiary.
Wielokrotnie spotykam się z takimi głosami, gdy „wyzwoleni” spod nakazu wierzący mówią wprost:
„Z chodzeniem do kościoła to sobie dałam spokój, bo ksiądz stale mówi to samo na kazaniu, a jeśli już czuję potrzebę odwiedzin w tym budynku, to chodzę tam, gdy świątynia jest pusta. Wtedy jest cicho i mogę przez chwilę poczuć się trochę lepiej, bo wtedy czuję, że tam jest jeszcze ktoś, że jest On!”.
Moim rozmówcom odpowiadam zawsze tak samo: Cieszę się, że czuje Pan (Pani) to, że On tam jest! W czasie niedzielnej mszy On tam także jest i gdy gromadzimy się w tym dniu w świątyni, to idziemy tam na uroczyste spotkanie z Nim.
Trzeba w sobie odczuwać potrzebę świadomego przeżywania spotkania Tajemnicy Wiary, a takowego nie załatwi się nakazem czy przykazaniem (nawet, gdy jest jednym z Pięciu przykazań kościelnych).
(kryspinkrystek@onet.eu)