Od lat walczą z wojskiem o ziemię wartą miliony
Blisko dekadę temu zapadł prawomocny wyrok, ale resort obrony mu się nie podporządkował.
Wojsko chce przed sądem zmusić właściciela atrakcyjnej działki, by przeniósł na nie własność.
W latach 50. państwo bezprawnie odebrało mu grunty, które dziś są częścią lotniska na Babich Dołach w Gdyni. Właściciele – choć mają wydany osiem lat temu prawomocny wyrok sądu, który nakazuje państwu zwrócić ich własność – ciągle nie odzyskali wszystkich, wartych miliony złotych – działek. W dodatku – jak słyszymy od poszkodowanych – Skarb Państwa za to, że wykorzystuje nie swoje grunty, nie płaci im ani grosza. Co więcej – Ministerstwo Obrony Narodowej, które obecnie zarządza terenem, chce sądownie zmusić właścicieli do przekazania działek państwu.
Sporne gdyńskie tereny formalnie należą do pana Jacka – doktora prawa, jego żony Jadwigi i 90-letniej ciotki Ewy (imiona zostały zmienione).
Prawowici właściciele stracili gdyńskie działki w 1956 roku – na rzecz państwa. W maju 2007 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku – słyszymy od pana Jacka – utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji, nakazujący wojsku ich zwrot.
– Po dłuższym czasie od uprawomocnienia się wyroku wojsko przesunęło płot, którymi ogrodzone są nasze działki, i zwróciło nam połowę gruntów. Ciągle mają jednak nieruchomości warte około 2,4 miliona złotych – tłumaczy nam pan Jacek.
Przedstawiciele resortu obrony narodowej podkreślają, że MON wykorzystuje nieruchomość nieprzerwanie od blisko 60 lat na cele obronności i bezpieczeństwa państwa.
– Zabudowana jest ona wojskową infrastrukturą techniczną oraz infrastrukturą lotniskową, służącą obsłudze lotniska wojskowego w Gdyni-Babich Dołach, w tym zabezpieczaniu akcji poszukiwawczo-ratowniczych SAR – mówi płk Jacek Sońta, rzecznik MON.
Wedle wojskowych szacowana kwota odtworzenia tej infrastruktury w innej lokalizacji to koszt około 20 mln zł.
– Rachunek ekonomiczny wskazuje, że w interesie Skarbu Państwa jest wykupienie tych gruntów, tym bardziej że nieruchomość nadal jest niezbędna na cele obronności i bezpieczeństwa państwa – mówi płk Sońta.
Wojskowy podkreśla, że od 2006 r. armia, działając w imieniu Skarbu Państwa, „podejmowała próby polubownego uzgodnienia ze współwłaścicielami przeniesienia na jego rzecz własności nieruchomości”. Proponowała panu Jackowi i jego rodzinie dzierżawę i odpłatne przeniesienie własności. – Ale ze względu na brak woli właścicieli co do zawarcia stosownej umowy na udostępnienie gruntów, jest to niemożliwe z uwagi na brak podstawy prawnej do ponoszenia wydatków ze środków publicznych. Natomiast strona wojskowa ponosi należne podatki za wspomniane grunty oraz za naniesienia na tych gruntach.
Jak udało się nam ustalić, przed Sądem Okręgowym w Gdańsku toczy się postępowanie o nakazanie współwłaścicielom złożenia oświadczenia woli. Chodzi o przeniesienie własności nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa za zapłatę.
– Cała sytuacja jest skandaliczna – denerwuje się pan Jacek. – Jak się okazuje, żyjemy w państwie, gdzie przeciętny Kowalski ma obowiązek stosowania się do przepisów prawa, a organy tego państwa, co absurdalne, już nie. Innymi słowy żąda się od obywateli, aby respektowali prawomocne orzeczenia sądu, a Skarb Państwa, jak widać na przykładzie naszej sytuacji, zdaje się być spod tej reguły wyłączony – dodaje.