Ten film dał mi siłę
Rozmowa z MAŁGORZATĄ ZAJĄCZKOWSKĄ, aktorką
Nowojorska publiczność entuzjastycznie przyjęła polski film „Noc Walpurgi” w reżyserii Marcina Bortkiewicza. Obraz prezentowano podczas zamkniętego pokazu na przeglądzie „Polish Women in Film”. Jego inicjatorka, Agata Drogowska – szefowa Polish Filmmakers NYC – uważa, że film ma szansę w przyszłym roku walczyć o Oscara. Dlatego rozpoczyna się promocja, która ma pomóc w przebijaniu się obrazu na amerykańskim rynku.
Zrealizowana w czerni i bieli „Noc Walpurgi” to opowieść o tragicznej przeszłości artystki, polskiej Żydówki z getta, która przeszła piekło wojny. Młody dziennikarz Robert (Filip Tłokiń- ski) chce przeprowadzić wywiad z Norą Sedler, diwą operową (Małgorzata Zajączkowska). Spotkanie przeradza się w erotyczną grę, w której groteska i farsa przenikają się z tragizmem obu postaci. Zdaniem krytyków, Zajączkowska stworzyłą wybitną kreację.
– Dawno nie było tak fascynującej, dojrzałej kreacji kobiecej w polskim kinie. Bywa, że taka rola zdarza się aktorce tylko raz w karierze.
– Mnie gdzieś strasznie łaskocze fakt, że jakakolwiek aktorka, która zobaczy ten film w Polsce, Albanii, na Węgrzech czy w Ameryce, będzie mi zazdrościć. Nie ma, nie ma na całym świecie takiej aktorki, która nie chciałaby zagrać tej roli. Myślę, że to dla mnie najważniejszy film. Każdy, oczywiście, jest ważny dla mnie. Ale ten pozwolił mi zbudować najpełniejszą rolę dojrzałej kobiety. Ta rola dała mi pewność sensu uprawiania tego zawodu przez tyle lat. Teraz, jak za naciśnięciem guzika, aktorzy pojawiają się, znikają. Mało kto rozwija się w rolach. A postać Nory dała mi to, czego uczyli mnie Śląska, Bardini, Łapicki, tacy giganci. To wszystko ożyło! Dało mi poczucie takiej rzetelnej pracy i godności zawodowej. Ten film dał mi siłę.
– Wielkim talentem wykazał się odkrywany dopiero Filip Tłokiński. W filmie, w którym gra dwójka aktorów, nie ma mowy o potknięciach...
– Rola Filipa była bardzo trudna, ale to fantastyczna dla niego szansa. Moja rola, diwy, jest tak olbrzymia i tak pochłaniająca ekran, a jednak Filip znalazł sposób na zaistnienie Roberta. Właściwie partneruje tej diwie i za to – chapeau bas! Ja nie wiem, czy on nie miał trudniejszego zadania ode mnie.
– Widz może powiedzieć, że to kolejny film rozliczający dramat Holocaustu. Ale tak naprawdę porusza wątki osobistych traum i tragedii ludzkich. Takie traumy miewa każdy z nas...
– Zauważyłam, że ten film pokoleniowo jest różnie odbierany. Starsi ludzie pamiętający Holocaust, albo ci z pierwszego pokolenia po wojnie, myślą od razu w kategoriach: Żyd, Niemiec, Polak. Ludzie młodsi oglądają go jako dramat człowieka. Dla mnie to film antywojenny. W moim pokoleniu mówiło się, że cierpieliśmy podczas wojny. My, jako naród. A przecież wojna dotyczy, dotyka każdego człowieka. Wojna to są ludzie, to jest pojedynczy człowiek, to są tragedie ludzkie. Podczas spotkań, na których prezentujemy film, młode pokolenie jest w stanie zidentyfikować się z tym bólem i tym nieszczęściem. Historia tej kobiety mogła się przecież zdarzyć w Serbii, w Pompejach, podczas pierwszej wojny światowej, w tej chwili w Iraku, wszędzie. Niestety.
– Budując rolę Nory Sedler, pewnie gdzieś z pamięci wydobywała pani wspomnienia ludzi i dramaty. Urodziła się pani w pokoleniu powojennym.
– W Polsce każdy z nas może mieć kogoś, kto był w obozie, kto przeżył wojnę. Moi rodzice byli dziećmi, gdy była wojna. Odcisnęło to na nich piętno. Ojciec zawsze mówi, że pamięta takie sceny, że dałby wszystko, żeby wymazać je z pamięci. Nie zdajemy sobie sprawy, co to znaczy przeżyć wojnę. Nie wiemy, jak w sytuacjach ekstremalnych byśmy się zachowali. Bardzo często mówimy: „ja nigdy bym tego nie zrobiła”, „ja zawsze”. Oby nie było nam dane sprawdzić, jak byśmy się zachowali, gdyby życie naszego dziecka albo nasze zależało od czegoś. Bardzo łatwo nam ferować wyroki... I nie ma sztampy, każdy z nas inaczej przeżywa traumy. To zależy od ludzi, od charakteru. Są tacy, którzy przeżyli obóz, wyszli z tego i są dobrymi ludźmi. I tacy, którym na ulicy ukradną torebkę i całe swoje życie na tym opierają. Tutaj opowiedzieliśmy pewną historię. To historia o losie. Gdyby ten łańcuszek z szyi Roberta na początku filmu nie zaciął się w walizeczce, wszystko inaczej by się potoczyło. To pokazuje, jak bardzo nasz los zależy od głupiego przypadku. Od przypadku, w którym nie mamy żadnej możliwości manipulowania.
– „Noc Walpurgi” to refleksja nad tym, jak rozpamiętujemy bolesne przeżycia. Można powiedzieć, że niemodny temat. Teraz każdy psy-