Pamiętajmy o korzeniach
„Cała nadzieja w Marsjanach”
Charaktery ludzkie bywają rozmaite. Człowiek sentymentalny przywiązuje się do miejsca i ludzi, buduje dom, tworzy rodzinę i pragnie kolejnemu pokoleniu zapewnić lepszy byt, oszczędzając sukcesorom trudów stabilizacji. Za to ukorzenianie pokoleniowe należy mu się szacunek i wdzięczność. Natomiast kochający przygodę, ceni bardziej niespokojny tryb zajęć, chętnie zmienia kręgi znajomych, miejsce pobytu, a wynajęty pokój hotelowy, czy dom są tylko kwestią pieniędzy, jakimi dysponuje. Nieistotne jest, co potem. To tacy dzierżawcy życia. Ukorzenienie się nie przedstawia dla nich wartości.
W pierwszym przypadku można mówić o potrzebie zachowania ciągłości kulturowej, odpowiedzialności za jutro. Drugi wybór egzystencji napędzany jest niecierpliwością. Dla tego typu osobowości to, co najlepsze, ma się stać już, a gdzie – nieważne, z kim – nieważne. Tylko po co to kaznodziejstwo wobec tradycjonalistów?
Pan Krzysztof F. z Manchesteru, Autor listu „Cała nadzieja w Marsjanach” (ANGORA nr 45) wyjechał. Tak sobie postanowił. Wolna wola. Tylko co upoważnia Go do prześmiewczego, antypolskiego tonu? Wymowa listu jest jednoznacznie drwiąca i płytka. A przecież Mickiewicz, Sienkiewicz czy Chopin wyjeżdżali z kraju w niezwykle trudnych dla siebie i Ojczyzny okolicznościach, ale tworzyli arcydzieła ku pokrzepieniu serc rodaków z wielkim szacunkiem dla tych, co zostali. Czyż nie jest szlachetna i godna naśladowania taka postawa?
Przesyt każdej niestrawnej ideologii, a do tego długotrwałej i kłamliwej musi zrodzić reakcję w każdym narodzie. Czyżby, będąc w Albionie, Autor nie słyszał o NigeTu Farage i UKIP? Pan Krzysztof z Manchesteru wykpiwa patriotyzm, który nie jest wyłącznie postawą Polaków. Reakcja wywołana przez obowiązującą politykę multikulti jest faktem w każdym współczesnym innym narodzie Europy. Od Francji, przez Wielką Brytanię, Niemcy, Szwecję, Norwegię, Czechy, Węgry. Przypinanie łatki zaściankowości, przykładne ruganie za postawę patriotyczną jest po prostu niegodne. Ojczyzna wszak to ogromny zbiorowy obowiązek. Zatem język, kultura, miejsce pochodzenia, gdzie zdobywa się wychowanie i wykształcenie, zobowiązują do czci.
Płynąc z prądem nowej ideologii multikulti, Autor zapomniał, że w Ojczyźnie zostali ci, dla których nie jest obojętne, jak będzie się w niej żyć. To Polacy naprawią swój dom pomni wartości tradycji, kultury i obyczaju. Tradycjonaliści są spoiwem narodu. Godzi się przypomnieć, że tylko śnięte ryby płyną bezwolnie z nurtem rzek. Takoż jest z ludźmi. Nie każdemu uśmiecha się los obywatela drugiej kategorii na innym gruncie, w otoczeniu odmiennych obyczajów i języka.
Jeśli media krajowe w Polsce nie prezentują dezaprobaty dla multikulti tak odważnie, jak czynią to szwedzkie, norweskie, francuskie, niemieckie i angielskie, to dzięki ich reportażom można obejrzeć w internecie niepokojące sceny z obozów uchodźców, dowiedzieć się, jak dramatycznie wzrosła przestępczość w Europie wraz z napływem muzułmanów, skutkująca silną niechęcią do kanclerz Merkel we własnym narodzie (lub elektoracie, jak kogoś boli wyraz naród). Każdy ma prawo przyznawać się do swego narodu, języka i domagać się poszanowania tradycji i zasad, które są gwarancją pokojowej egzystencji. Nie jest zaś godzien gniazda ptak, który je kala.
Nie wyciągnęli żadnego wniosku piewcy komunizmu, którzy zmieniając terminologię, uznają, że nowe szaty narzucanego systemu multikulti na wzór amerykańskiej struktury społecznej muszą odpowiadać staremu kontynentowi Europy, zamieszkanemu przez narody, a nie plemiona Indian. Forsowanie nowego ładu jest propagandą nieuchronnie prowadzącą do przelewu krwi. Notoryczni nomadowie mają niewiele do stracenia, ale tradycjonaliści nie mogą sobie pozwolić na utratę dorobku pokoleń. W kręgach polityków do konfliktów prą zazwyczaj ci, którzy wierzą, że tylko one nakręcą koniunkturę gospodarczą i zniwelują konieczność spłacenia zaciągniętych długów. J.S. (imię, nazwisko i adres internetowy
do wiadomości redakcji)