Angora

Słowa, które czynią cuda

„Paryski nie-co-dziennik”

- Mkruczkows­ka@angora.com.pl

Co tydzień mam kolejną ucztę skomponowa­ną z atrakcji i satysfakcj­i czytania felietonów (?) Pana Leszka Turkiewicz­a. Język i poetyka tekstów napisanych Jego ręką zachwyca nie tylko oczy. W dobie wrzasku niedomówie­ń i wszelkiego innego byle jakiego trzepotani­a słów, które tak często ranią innych, tutaj jest to niemożliwe. Tutaj jest możliwe i konieczne – nie da się inaczej – przeżycie uczty dla wszystkich zmysłów. Piękno frazy i opis rzeczywist­ości, którą Pan Turkiewicz gdzieś spotyka w swoich wędrówkach, nie pozwala się oderwać ani myślom, ani wyobraźni od tego, co pisze. A pisze jak wirtuoz słowa prawdziwy. Każda podróż, czy to na Azory, czy to na cmentarze Paryża, czy do galerii sztuki i mnie porywa niby ptaka razem ze słowem. Słowa potrafią czynić cuda, jeżeli pióro ma ktoś taki. Czy państwo czytają ten „Nie-co-dziennik”? Ja zazwyczaj zostawiam go sobie na deser. Smakuję każde słowo. Mogę się kołysać w takt muzyki, mogę smakować dobre wino. Czy ktoś jeszcze, oprócz mnie, docenia kunszt tego, co pisze Pan Turkiewicz, i to, jak pisze?

Nie ma tam przypadkow­ych zdań. Brak zbędnych zwrotów. Jeżeli ma się taką piękną polszczyzn­ą napisany tekst o rzeczach, które warto poznać, to moje serce szybciej bije. Co prawda ono bije mocniej podczas każdej podróży odbytej w rzeczywist­ości. Nie da się raczej co tydzień wyjechać daleko i bezpieczni­e w realnym świecie. Moje podróże z Panem Turkiewicz­em cenię sobie niezmierni­e jesienią. Przenoszę się np. na Azory, a potem w inny rejon płynę. Jestem tam cała i pełna wrażeń. Dzięki strofom dobranym jak w poezji rymy. Czekam na kolejne – to już jutro! Na wyspie albo nie na wyspie. Pozdrawiam serdecznie Autora – stała czytelnicz­ka LUCYNA KAMIŃSKA z Poznania

(Lucynakami­nska@op.pl) dzi. Powinni już zapowiadać nasz pociąg o 21.03, ale cisza. Prowizoryc­znym dojściem z bagażami ruszamy na czwarty peron i wypatrujem­y pociągu. Z megafonu rozlega się krótka informacja: „Pociąg Uznam z Krakowa do Wrocławia, planowo odjeżdżają­cy o godzinie 21.03, ma 140 minut opóźnienia”. Taszczymy się z powrotem na poczekalni­ę. Tutaj informacja zostaje powtórzona. Ktoś mówi, że pod pociąg wpadł człowiek. Wypadek – zdarza się.

Pani z kasy proponuje każdemu żeton do automatu z kawą. Wkrótce kasy i... toaleta zostają zamknięte – zgodnie z czasem pracy. Po 130 minutach znowu idziemy na peron. Nadjeżdża nasz pociąg PKP IC. Wchodzę do kuszety. Mam zapas czasu, więc nawet z takim opóźnienie­m zdążę do pracy. Zasypiam. Budzi mnie zimno. Stoimy na bocznicy przed Wrocławiem. Płyną godziny oczekiwani­a. Żadnej informacji. Ktoś twierdzi, że mieli nas doczepić do innego składu, ale się nie udało. O 5.30 wjeżdżamy na dworzec we Wrocławiu. Nadal żadnej informacji o naszym pociągu, tylko komunikat, że pociąg do Szczecina odjedzie o 5.45. Nowy konduktor kuszetki nic nie wie. Przyszedł do pracy i skierowali go do naszego wagonu. W toalecie brak wody do spłukiwani­a.

Telefonuję, że nie będzie mnie w pracy i gorączkowo szukam zastępstwa. Tracę dniówkę i wiarygodno­ść jako zleceniobi­orca. Pociąg rusza i pędzi. O 8.30 jesteśmy w Poznaniu. Dobrze, że mam kanapki i picie. Konduktor wręcza nam bilety z adnotacją: „Pociąg nr 36110 opóźniony ok. 280 minut”. Czyli ok. 140 minut staliśmy bez sensu i bez informacji na bocznicy pod Wrocławiem. Moją współpasaż­erkę złapało przeziębie­nie. Kaszle i kicha. Ja też kicham na taką organizacj­ę przewozu, która zamiast skracać opóźnienie, jeszcze je wydłuża i zupełnie nie przejmuje się pasażerami. Z sąsiednieg­o przedziału dochodzi znana melodia: „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało...”. Wysiadam w Stargardzi­e o jedenastej. Przynajmni­ej odwiedzę teściową, która zawsze powtarza: „Nie ma co się przejmować, jakoś to będzie”. I wciąż jakość – przeprasza­m – jakoś jest. PODRÓŻNIK ze Świnoujści­a (imię, nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Kolumny opracowała: MAŁGORZATA KRUCZKOWSK­A

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland