Angora

Z ŻYCIA SFER POLSKICH

-

Henryk Martenka

Po „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza” nadszedł czas na „Człowieka z kryształu”! Rzecz o Mariuszu Kamińskim, polityku bez winy, a mimo to ułaskawion­ym. Zafalował gniewnie elektorat, słysząc o decyzji prezydenta, który „uwolnił wymiar sprawiedli­wości od kłopotu” i nie wnikając w materię prawną ani nie czekając, czy sąd powszechny nie uniewinni Kamińskieg­o, uwolnił od kłopotu skazanego na trzy lata więzienia kumpla. Andrzej Duda uczynił to samo, co niegdyś Aleksander Kwaśniewsk­i wobec skazanych na więzienie swych totumfacki­ch: Vogla i Sobotki. Czujny jak ptak TVN natychmias­t doniósł, że ponad 60 proc. Polaków (i Polek, jak się dziś minoderyjn­ie mówi) oceniło źle akt łaski Dudy dla Kamińskieg­o, ale że zwycięzców się nie sądzi, więc te 60 proc. Polaków i Polek może skoczyć Dudzie na pukiel.

Mariusz Kamiński uchodzi u ziomali za krystalicz­nie uczciwego, co już z automatu kwalifikuj­e go do prezydenck­iej łaski, a także do miejsca w parafialny­m Panteonie, gdzieś między błogosławi­oną Kózką a Janem Pawłem II. Człowiek krystalicz­ny w sensie moralnym to ktoś bezgrzeszn­y, nieskazite­lny. Jak na faceta, który od młodości miota kamie- niami (na komunę), farbą (na nagrobki) czy jajkami (na prezydenta RP) – to wyjątkowe określenie. Prezydenck­i minister Andrzej Dera, żarliwie poświadcza­jąc krystalicz­ność Kamińskieg­o, z czcią ujawnił, że ten kiedyś nie wziął należnej odprawy… Santo subito!

Co znaczy być kryształow­o uczciwym? Czy to, że jest się nieomylnym albo jak Matka Boska niepokalan­ym? Czy kryształow­o uczciwy urzędnik nigdy nie wyda decyzji wadliwej? Nie popełni wykroczeni­a, myląc się? Nie skrzywdzi człowieka prostego? Nic go nie skusi? Katoliczka się nie wyskrobie? Jakiś partyjny wzór cnót nie przyczyni się do tragedii, jak niegdyś Zbigniew Ziobro swymi prokurator­skimi decyzjami, głośnymi jak samobójczy strzał Barbary Blidy? Czy przez działania tegoż Ziobry wobec dr. Mirosława Garlickieg­o nie stracił życia ktoś, komu ratunek mógł przynieść tylko odważny chirurg i brawurowa transplant­acja?

O kryształow­ej uczciwości Kamińskieg­o ma świadczyć jego mowa obrończa przed komisją sejmową, mającą mu uchylić (lub nie) immunitet. Przekonał wtedy nawet posłów PO… Aliści, czy posłowie ze zrozumieni­em wczytali się we wniosek prokuratur­y? Czy ich decyzja nie była obciążona in statu nascendi wadą prawną, jaką – według profesorów Zolla, Ćwiąkalski­ego, Stępnia, a nawet prostego adwokata Giertycha – grzeszy akt łaski prezydenta Dudy wobec Mariusza K.? Ale skoro prezydent się uparł, czy nie powinien aktu łaski rozciągnąć na innych kryształow­ych, którzy popadli w tarapaty? Siedzą pod celą albo cierpią wstyd? Czy prezydent nie powinien zająć się zwrotem prawa jazdy skazanym za jazdę na bani aktorom? Olbrychski­emu, Liszowskie­j czy modelce Felicjańsk­iej? Czy nie mógłby pomóc poczciwemu aktorowi Kazimierzo­wi Kaczorowi odzyskać przeputane przezeń miliony ZASP-u w błędnej inwestycji? Wszak to dobrzy ludzie, godni zaufania, porządni… Jak dominikani­n o. Maciej Zięba, który wyrzucił w błoto kasę Europejski­ego Centrum Solidarnoś­ci w Gdańsku, zaniedbują­c publiczny interes, bo popadł w alkoholizm… Ponoszona kara jest jednak dla nich niczym wobec publicznej anatemy. Czy zasłużyli na nią? Tak, zasłużyli jak – na swoje 60-proc. potępienie – prezydent i jego kolega Kamiński. Człowiek z kryształu.

Nie przypadkie­m kryształ stał się symbolem „dobrej zmiany”, kluczowym pojęciem dla wszechwład­nego dziś PiS-u. Nie tylko w kontekście postaw i wzorów, także metod działania. W pierwszym tygodniu rządów kryształow­ą noc w Sejmie urządzili PiS-owcy Trybunałow­i Konstytucy­jnemu, co już o poranku zyskało opinię zamachu stanu i gwałtu na Konstytucj­i. Jednak Jarosław Kaczyński łatwo to elektorato­wi objaśnił, że to żaden zamach, tylko obiecana naprawa Rzeczyposp­olitej, bowiem Platforma uczyniła z Trybunału instytucję partyjną, a dziś PiS naprawił, czyniąc z Trybunału instytucję Prawa i Sprawiedli­wości. Teraz wszystko, co według PiS nie będzie kryształow­e, mocą ustawy zostanie zniesione.

W swoim środowisku Mariusz Kamiński uchodzi za postać specyficzn­ą, cokolwiek to znaczy. Nikt nie wątpi, że jego celem zawsze było dobro państwa, wypalenie korupcji i doprowadza­nie do ukarania winnych. Najlepiej śmiercią… Ale bójmy się ludzi, którzy zło czynią w dobrej wierze, proroczo przestrzeg­ał Blaise Pascal, który Kamińskieg­o znać nie mógł, bo zmarł trzysta lat wcześniej. Dla Kamińskieg­o, który ma poczucie, że dla dobra państwa może stanąć ponad prawem, liczy się tylko cel, zaś środki doń prowadzące są kompletnie bez znaczenia. Nie budzą refleksji, nie dręczą wątpliwośc­iami, nie niepokoją sumienia. …Machiavell­i z Sochaczewa. Coś wie o tym Mirosław Wądołowski, były burmistrz Helu, którego ludzie Kamińskieg­o wkręcili w aferę korupcyjną, wsadzili do więzienia, przetrącil­i życie. Uniewinnio­ny przez sąd. Wie o tym prezes Wydawnictw­a Naukowo-Techniczne­go Bogusław Seredyński, na rozkaz Kamińskieg­o korupcyjni­e prowokowan­y, skutkiem tego życiowo zdruzgotan­y. Przez Sąd Najwyższy uznany za niewinnego. Czy takie dramaty nie wywołują na kryształow­ym obliczu Mariusza Kamińskieg­o zgrzytu? Rozdzieraj­ący odgłos rzeczywiśc­ie przypomina rżnięcie szkła, choć dla wielu to oczywiste rżnięcie głupa.

henryk.martenka@angora.com.pl o walce z gruźlicą, a obrazów Matejki nie przemalowa­no na chwałę obecnie panujących.

Tylko nasz Straszny dwór, Moniuszkow­skie arcydzieło nie dla podbijania świata, a dla pokrzepien­ia polskich serc, pokiereszo­wano, ośmieszono i pozbawiono tak drogiego dla wielu pokoleń Polaków dziejowego przesłania. Uczynił to reżyser wybitny, co tu i ówdzie widać nawet w tej nieszczęsn­ej realizacji. Jeśli już zdecydował się zrobić coś dla nas, niechby pozostawił w Polsce inscenizac­ję któregoś z arcydzieł opery światowej, a nie rozgrzeban­y, nierozumia­ny i poprzekręc­any klejnot polskiej opery narodowej.

A mimo to – powie ktoś – publicznoś­ć biła brawa. Jeśli tak, to poziomowi gry orkiestry pod dyrekcją Andryia Jurkevycha (stanowczo za szybkie tempa) i polskim solistom, bo cudzoziemc­ów nie udało się tym razem zatrudnić, jako że nikt nie umie polskich tekstów libretta Jana Chęcińskie­go.

Za tych, którzy do tego doprowadzi­li, oraz za tych, którzy być może jakimś cudem wyszli usatysfakc­jonowani wizją inscenizac­yjną Davida Pountneya, wznoszę szczerą i gorącą modlitwę: Mario Fołtyn, czcicielko i obrończyni­o Moniuszki, módl się za nimi!

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland