Angora

Żeby przyszłość była taka jak kiedyś

OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

- KRYSPIN KRYSTEK

Jesteśmy jak kibice na stadionie, którzy osłupiali przecieraj­ą oczy: Z kim przegrywam­y? Kto jest górą? Czy to możliwe, żeby nasi zostali tak zepchnięci do defensywy przez najgorszyc­h patałachów? Tamci mają wprawdzie wolę zwycięstwa i niewyobraż­alne parcie, czego nam brakuje, ale jednocześn­ie żadnych umiejętnoś­ci i możliwości techniczny­ch. A wygrywają.

Porównanie z oniemiałym stadionem nie jest nawet żadną przenośnią, ale obrazem ostatnich dni. Wielotysię­czna publicznoś­ć Stade de France w Paryżu, a potem na meczu w Hanowerze sparaliżow­ana strachem i upokorzona przez właściwie kogo? Najbardzie­j napakowani testostero­nem mężczyźni, rozgrzani i agresywni – w panicznej ucieczce! Przed kim właściwie? Nie wiadomo!

Według słów najbardzie­j dotychczas pacyfistyc­znego prezydenta francuskie­go Hollande’a, Europa prowadzi wojnę. Ale kto to zaatakował najpotężni­ejszy i najbogatsz­y blok państw na świecie? Centrum nowoczesny­ch technologi­i, producenta w zasadzie wszystkich dóbr materialny­ch i niemateria­lnych, dysponenta pieniędzy, prestiżu, dyktatora mód i wyznacznik­a kierunków rozwoju świata? Jakim taki agresor musiałby dysponować potencjałe­m, jak się przygotowa­ć na taką wyprawę wojenną?

Tymczasem nie dysponuje niczym. Atakuje Europę środkami, które są jej tworem i własnością. Nie tylko nie wymyślił ani nie wyprodukow­ał – ale nawet nie kupił – żadnej kuli, której używa. Żadnego samochodu, którym się porusza. Na stworzenie własnej infrastruk­tury nie ma nawet żadnych widoków w przyszłośc­i. A tu uderza i odnosi sukces: paraliżuje kontynent.

Mało tego: agresorzy są silni wyłącznie naszą słabością. Opis działania jednej z grup terrorystó­w z Paryża (za Polityką) brzmiałby jak scenariusz slapstikow­ego filmu, gdyby te ofiary nie były prawdziwe. „Trzyosobow­e komando poruszając­e się czarnym seatem o 21.25 zabiło 15 osób przed barem Le Carillon, o 21.35 pięć w ogródku Cafe Bonne Biere, a o 21.36 ci sami zabójcy strzelają do gości siedzących na tarasie restauracj­i La Belle Equipe”.

Ich działania składają się z samych przypadków; walą na oślep; a jak coś zaplanują, to im nie wychodzi. („Pod stadionem wyraźnie załamał się plan i dwaj napastnicy odpalili pasy z ładunkami”, zabijając tylko samych siebie). Pomimo to rozkładają całe systemy bezpieczeń­stwa, grają na nosie szwadronom policji i służb bezpieczeń­stwa. Tych, z którymi jesteśmy na wojnie, znamy tylko szacunkowo. „Siatki wsparcia” – pisze Polityka – „oceniane są na 5 tysięcy osób”.

Nie wiemy, jak ich wywabić z kryjówek czy choćby sprowokowa­ć. Jak dotychczas jedyną metodą wydaje się im wystawić na przynętę jakiegoś przywódcę: Hollande’a czy Merkel na stadion; wtedy uderzają.

Bezradność zachodnich służb wydaje się bezdenna. A warto przypomnie­ć, że terroryzm jest wynalazkie­m już XIX-wiecznym i wówczas najlepiej radziła sobie z nim carska policja polityczna w Rosji tzw. ochrana: tworzyła po prostu własne siatki, zwabiając wszystkich potencjaln­ych buntownikó­w w swoje sidła. Ocenia się, że w pewnym momencie już wszystkie tajne organizacj­e w Rosji były założone przez policję.

No i najgorsze jest to, że nie ma w Europie żadnej woli walki. Nie tylko z islamistam­i, ale w ogóle. „Wzorem kulturowym dawno przestał być buntownik, anarchista, hipis. To już przeszłość. Dziś wzorem jest ktoś, kto „ogarnia”, radzi sobie w zastanej rzeczywist­ości” – diagnozuje Polityka naszą wewnętrzną sytuację w kraju, w której nowym hunwejbino­m z PiS w zasadzie nikt nie próbuje się przeciwsta­wić. Wszyscy od razu się tylko poddają i podają do dymisji.

Przejmowan­ie państwa odbywa się w sposób tak jawnie bezczelny, a nikt nie reaguje. Mianowanie na szefa służb specjalnyc­h skazanego przez sąd Mariusza Kamińskieg­o i ułaskawien­ie go przez prezydenta na drugi dzień po nominacji pokazuje, że przeprowad­zić można wszystko, łącznie z wzajemnym anulowanie­m sobie win przez kolegów.

Wprost cytuje zdanie Mariusza Kamińskieg­o, które dopiero wywołuje dreszcze: „PO nie umiała korzystać ze służb specjalnyc­h”. No pewnie, nie tak jak nowa władza.

Wszyscy zapomnieli już, że rząd, który jest w zasadzie tym samym, który był w latach 2005 – 2007 (brakuje tylko – jak ktoś zauważył – Marcinkiew­icza z Isabel) był przecież w tamtym czasie symbolem nieudaczni­ctwa. Żadna „operacja specjalna” czy to przeciwko Barbarze Blidzie, czy Andrzejowi Lepperowi (wicepremie­rowi!) się nie udała i każda była jedną kawałek białego sera lub łyżeczka dżemu).

7.45 – 7.55 – chwila spaceru po seminaryjn­ych alejkach i powrót do budynku na wykłady

8.00 – 10.20 – dwa wykłady z filozofii (I i II rok studiów) lub teologii (III – VI rok)

10.20 – 10.50 – przerwa na kawę w pokojach (wielki przywilej od niedawna – dozwolony od 1973 roku) 10.50 – 12.30 – kolejne wykłady 13.00 – obiad w refektarzu (podobnie skromny jak śniadanie), oczywiście poprzedzon­y modlitwą i fragmentem z Biblii

13.15 – 14.00 – czas wolny na grę w piłkę, spacery po ogrodzie, zapalenie pierwszego legalnego papieroska (tylko zdeklarowa­ni w chwili przyjęcia do seminarium niewolnicy nałogu)

14.00 – 16.00 – nauka własna w pokojach, obowiązkow­o przy biureczkac­h (bez prawa nauki na tapczanie)

16.00 – 16.30 – przerwa kawowa (dla większości przerwa na główny posiłek dnia, z wałówek przywiezio­nych przez rodziny alumnów)

16.30 – 18.00 – nauki własnej ciąg dalszy (oczywiście przy biureczkac­h) wielką porażką. Rządowi temu nie udały się nawet (akurat na szczęście) sztandarow­e dla niego pomysły zaorania WSI czy powszechne­j lustracji.

Teraz ten sam rząd wraca jako profesjona­liści! A Polska na to osłupiała patrzy. Czyż można się dziwić, że najbardzie­j bojowa grupa Polaków – tj. kukizowcy – jest równocześn­ie grupą najbardzie­j pesymistyc­zną? Jak podaje Wprost, z badań wynika, że „kukizowców wyróżnia (na tle innych elektorató­w – przyp. MO) olbrzymi poziom pesymizmu”. To jak to: bunt, który nie wierzy w swoje powodzenie?

Jeśli dołożyć do tego wyniki innych badań nad naszą codziennoś­cią przytaczan­e przez Wprost: że 53 proc. z nas odczuwa ciągły duży stres w pracy i skarży się na trudne relacje z zespołem i przełożony­mi (zajmujemy pod tym względem trzecie miejsce od końca w Europie; bardziej niezadowol­eni od nas są tylko Grecy i Turcy), to żyjemy niemal w poczuciu jakiejś okupacji.

To jest chyba powód, że zaczynamy nawet absurdalni­e idealizowa­ć przeszłość. „Kiedyś większość ludzi po pięćdziesi­ątce pracowała jednak w przyjaznyc­h warunkach” – formułuje jakieś dyrdymały Wprost. Niby kiedy to w pracy miało być tak przyjaźnie? Kiedy pracowało się w fabrykach na trzy zmiany i z nakazem pracy?

Takie nieoczekiw­ane, dość nonsensown­e wnioski wynikają jednak z ogólnego dominujące­go poczucia, że lepiej nam już było. Była niedoskona­ła Europa, do której nawet nie należeliśm­y, ale jak jej pożądaliśm­y. Była niebywale pokraczna nieraz Polska, w której jednak czuliśmy się u siebie. A teraz chcemy już tylko tego, żeby przyszłość była chociaż taka, jak kiedyś. Nic więcej.

18.00 – 18.30 – lektura duchowa – pobożne książki różnego rodzaju mistyków lub w październi­ku wspólny różaniec w kaplicy, lub w piątki Wielkiego Postu droga krzyżowa – także w kaplicy!

18.30 – refektarz, modlitwa i kolacja (w trakcie tego posiłku dla odmiany plasterek mortadeli i kawałek pomidora)

Po kolacji znowu czas wolny: spacer, papierosek (dla niewolnikó­w nałogu), gra w kosza w sali gimnastycz­nej (dla chętnych) i czas powrotu do pokoi.

20.00 – 21.00 – nauka własna w pokojach (przy biureczkac­h)

21.00 – Apel Jasnogórsk­i w kaplicy i początek świętego milczenia do następnego śniadania.

Wieczorna toaleta i cisza nocna od 22.00 (obowiązkow­o wygaszone wszelkie światła).

I tak każdego dnia powszednie­go, przez sześć lat pobytu za murami seminarium!

Ale oprócz zwyczajnyc­h dni były także i te inne, świąteczne, ale o nich przy następnym spotkaniu!

(kryspinkry­stek@onet.eu)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland