Ułaskawienie niewinnego człowieka
Prezydent Andrzej Duda ułaskawił byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego i jego trzech współpracowników, mimo że żaden z nich nie był skazany prawomocnym wyrokiem, a więc zgodnie z prawem wszyscy byli niewinni.
Kto dziś jeszcze pamięta, na czym polegała afera gruntowa, która doprowadziła do rozpadu rządzącej koalicji Prawo i Sprawiedliwość – Samoobrona – Liga Polskich Rodzin i w konsekwencji do ośmioletniej utraty władzy przez Jarosława Kaczyńskiego?
Według oficjalnej wersji organów ścigania w 2007 r. dwaj biznesmeni Piotr Ryba i Andrzej K. mieli się przechwalać, że dzięki znajomościom w Ministerstwie Rolnictwa są w stanie załatwić „odrolnienie” każdej działki w Polsce.
Do akcji weszli agenci CBA. Rozpoczęto czynności operacyjne. Stworzono fikcyjną działkę (39 hektarów) na Mazurach, którą za łapówkę w wysokości 3 milionów zł funkcjonariusze udający zagranicznych przedsiębiorców chcieli przekształcić z rolniczej na budowlaną. Agenci CBA mieli ustalić, że część pie- niędzy ma trafić do Andrzeja Leppera, ówczesnego wicepremiera i ministra rolnictwa. Funkcjonariusze dostarczyli pieniądze Andrzejowi K. Ryba ich nawet nie widział. Mimo to obaj zostali zatrzymani. I na tym cała sprawa praktycznie się zakończyła. Andrzej Lepper podobno miał zostać ostrzeżony i nic nie dało się mu udowodnić.
– Nie było żadnej afery – wyjaśnia Zygmunt Wrzodak, były poseł i lider LPR. – Gdy posłanka Samoobrony Renata Beger nagrała Adama Lipińskiego, jednego z najważniejszych ludzi w Prawie i Sprawiedliwości, jak ten za opuszczenie Leppera oferował jej rządowe stanowisko, w PiS-ie się wściekli i postanowili zemścić. W 2007 r. Lepper przyleciał z Grecji. Na lotnisku odbyła się minikonferencja prasowa, podczas której zatelefonował do niego biznesmen Feliks Siemienas. Felek miał na Mazurach mnóstwo ziemi. Zapytał Leppera, z którym miał kontakty koleżeńskie, jak odrolnia się ziemię? Chodziło mu tylko o informację i nic więcej. Ta rozmowa była podsłuchiwana przez służby i to wówczas ktoś postanowił wykorzystać ją do stworzenia prowokacji. Moim zdaniem to nie był pomysł Kamińskiego, ale kogoś ze ścisłego kierownictwa PiS-u. I tak narodziła się afera gruntowa.
– Nie mam wątpliwości, że mój klient był przez CBA wodzony na pokuszenie – mówi Wojciech Wiza, obrońca Piotra Ryby. – Badano jego postawę moralną, czy jest w stanie oprzeć się prowokacji służb specjalnych? Warto pamiętać, że drugim oskarżonym w tym procesie jest pan K., prawnik, absolwent szkoły wywiadu w Kiejkutach. Podobno z tych służb nigdy się nie odchodzi. Do tej pory w toku sprawy nie wykazano, żeby ten człowiek był także uczestnikiem prowokacji, ale tego nie można wykluczyć, bo przecież dobrze wiemy, że poszczególne tajne służby ze sobą konkurują.
Chciano zniszczyć Leppera
– Nie mam wątpliwości, że akcja CBA nie była nakierowana na łapanie oszustów, tylko na niszczenie Andrzeja Leppera – zapewnia Piotr Ryba, oskarżony w sprawie dotyczącej afery gruntowej. – Mój proces trwa już dziewiąty rok i jestem w tym samym miejscu co na początku, gdyż sprawę zwrócono do ponownego rozpatrzenia. W tym czasie przesiedziałem rok w areszcie, próbowano mnie złamać. W tej sprawie kluczowe znaczenie ma rola drugiego oskarżonego K., który albo próbował wszystko za- tuszować i zrzucić swoją odpowiedzialność na mnie, albo to utajniony agent, który brał udział w intrydze skierowanej przeciwko wicepremierowi.
Nieprawidłowości związane z prowokacją CBA jako pierwszy odkrył prawnik dr Waldemar Gontarski (Europejska Wyższa Szkoła Prawa i Administracji):
– Bezprawność akcji CBA była oczywista. Zarządzono prowokację w sposób nielegalny, sprzeczny z ustawą, która mówi, że można ją zastosować tylko celem zweryfikowania popełnionego przestępstwa. Tymczasem to funkcjonariusze CBA spreparowali całą sprawę, tworząc fikcyjną działkę pod Mrągowem, która miała być odrolniona. Także Trybunał w Strasburgu w 2008 r. (Ramanausskas przeciwko Litwie) stwierdził, że dopuszczalna jest tylko prowokacja pasywna. Pamiętajmy też, że w momencie rozpoczęcia akcji CBA działało nielegalnie, gdyż nie wydano na czas przepisów wykonawczych dotyczących działalności funkcjonariuszy CBA pod przykryciem.
Wpaździerniku 2009 roku Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie przedstawiła Mariuszowi Kamińskiemu zarzuty przekroczenia uprawnień. We wrześniu 2010 roku został skierowany do sądu akt oskarżenia. W czerwcu 2012 roku Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście umorzył postępowanie, stwierdzając
brak znamion czynu zabronionego. Prokuratura odwołała się od tej decyzji. Postępowanie zostało wznowione. W marcu 2015 roku Wojciech Łączewski, sędzia Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, skazał Mariusza Kamińskiego na trzy lata więzienia i 10-letni zakaz zajmowania stanowisk publicznych.
Jak u Gogola
Przed kilku miesiącami w „Kontrwywiadzie RMF FM” Mariusz Kamiński zapewniał: „Nie interesuje mnie prawo łaski, interesuje mnie pełne uniewinnienie przed sądem”. Razem z trzema swoimi byłymi współpracownikami odwołał się od wyroku i czekał na termin rozprawy apelacyjnej.
Niespodziewanie 17 listopada Andrzej Dera, minister w Kancelarii Prezydenta, oświadczył, że Mariusz Kamiński i pozostali skazani zwrócili się do Andrzeja Dudy o ułaskawienie i 16 listopada prezydent przychylił się do ich prośby.
– Postanowiłem uwolnić wymiar sprawiedliwości od sprawy Mariusza Kamińskiego, która zawsze byłaby postrzegana jako polityczna. Wymiar sprawiedliwości nie potrafi skazać bandytów z Pruszkowa, nie potrafi skazać ludzi zamieszanych w procedery łapówkarskie, a z drugiej strony wymierza drakońskie kary ludziom, którzy chcą budować w Polsce silne państwo, którzy walczą z korupcją. Ja się z takim czymś nie zgadzam – wyjaśniał prezydent.
Decyzja głowy państwa wywołała polityczną burzę i gorące spory wśród prawników.
– Ta sprawa to kuriozum – twierdzi konstytucjonalista prof. Marek Chmaj. – Prawo łaski to indywidualny akt prezydenta, który polega albo na całkowitym zmazaniu kary wymierzonej przez sąd, albo na jej złagodzeniu. Konstytucja jasno wskazuje, że osoba, która nie jest skazana prawomocnym orzeczeniem sądu, jest niewinna, a zatem prezydent nie może ułaskawić osoby niewinnej, bo z czego ją ułaskawi? Moim zdaniem prezydent dokonał czynu, który nie mieści się w granicach prawa. Gdyby w stosunku do pana Kamińskiego zapadł prawomocny wyrok skazujący, to na podstawie art. 99 Konstytucji straciłby momentalnie mandat poselski. Po ułaskawieniu mógłby dalej być ministrem, ale nie posłem.
Decyzja prezydenta spotkała się także z krytyką prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, adwokata, ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska:
– Prezydent może stosować prawo łaski wedle własnego uznania, zmienić karę lub całkowicie ją darować, ale nie może stawać ponad wymiarem sprawiedliwości, gdyż nie jest ani carem, ani królem. Kodeks karny nie mówi, w jakich sytuacjach prezydent może lub nie może stosować ułaskawienie, ale przewiduje określoną procedurę. Kodeks postępowania karnego jasno mówi o prawomocnym wyroku. Decyzja o ułaskawieniu zapada, gdy prezydent zna stanowisko sądów orzekających i prokuratora generalnego. Prezydent Aleksander Kwaśniewski złamał kiedyś tę zasadę, ułaskawiając Zbigniewa Sobotkę bez zwrócenia się do prokuratora generalnego, z tym że wówczas wyrok był prawomocny.
Przypomnijmy – Zbigniew Sobotka był wiceministrem spraw wewnętrznych w rządzie Leszka Millera, skazanym na karę 3,5 roku pozbawienia wolności za przekazanie tajnych informacji o planowanej akcji policji, politykom powiązanym z działaczami samorządowymi ze Starachowic i podejrzewanymi o współpracę z zorganizowaną przestępczością (tzw. afera starachowicka). Sobotka utrzymywał, że jest niewinny, a proces był poszlakowy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że zarówno w sejmowych kuluarach, jak i w SLD mówiono wówczas, że Sobotka nie popełnił tego przestępstwa, za które miał być odpowiedzialny inny wpływowy polityk lewicy. W tym roku były wiceminister wystąpił o uchylenie wyroku i wszczęcie nowego śledztwa.
Jeszcze bardziej krytyczna wobec decyzji prezydenta jest opinia prof. Ryszarda Piotrowskiego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego:
– Ułaskawienie odnosi się do skutków wyroku, a nie do wymiaru sprawiedliwości. Nie może być tak jak w „Rewizorze” Gogola, gdy sędzia pyta urzędnika, czy ma jakieś polecenia dla tutejszego sądu? Prezydent nie może pisać do sądu: Proszę umorzyć postępowanie. Sąd ma dalej je prowadzić, ponieważ mamy prawo poznać prawdę. Proces karny ma na celu ustalenie prawdy materialnej. Represja jest sprawą drugorzędną, a ułaskawienie sprawi, że bez względu na to, jakikolwiek by zapadł wyrok, nie będzie on wykonany. Jeżeli pro- ces nadal będzie się toczyć, stanie się sygnałem dla polityków, że nie da się zamknąć ust sądowi, ułaskawiając oskarżonego po nieprawomocnym wyroku.
Suwerenne prawo prezydenta
Jednak racje prezydenta podzieliło wielu uznanych prawników.
– Z całym szacunkiem dla Ryszarda Piotrowskiego, którego bardzo cenię, nie ma żadnej wątpliwości, że po indywidualnym akcie abolicji postępowanie nie może się dalej toczyć i musi zostać umorzone – mówi prof. Piotr Kruszyński, adwokat, wieloletni dyrektor Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego, jeden z trzech ekspertów, którego o opinię poprosiła Kancelaria Prezydenta. – Prawo łaski to indywidualny akt abolicyjny, który przysługuje tylko prezydentowi i wynika z art. 139 Konstytucji. Ten przepis nie ogranicza prezydenta z wyjątkiem osób skazanych przez Trybunał Stanu. Dlatego wbrew różnym opiniom prezydent nie złamał prawa i mógł ułaskawić pana Kamińskiego, mimo że ten nie był skazany prawomocnym wyrokiem.
Prof. Kruszyńskiego wspiera dr Gontarski:
– Art. 139 Konstytucji mówi o ułaskawieniu skazanego, a nie o ułaskawieniu skazanego wyrokiem prawomocnym. Art. 42 punkt 3 stwierdza: Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem. Z tego wniosek, że ustawa zasadnicza odróżnia prawomocność od nieprawomocności. Wspomniany art. 139 nie mówi o prawomocności i nie odsyła do ustawy. Dlatego prezydenta nic nie ogranicza w jego decyzji (byle został wydany jakikolwiek wyrok skazujący, nawet nieprawomocny). Może dokonać ułaskawienia na każdym etapie postępowania oraz po jego prawomocnym zakończeniu.
O ile z początku decyzja prezydenta wywołała konsternację w Sądzie Okręgowym w Warszawie, to na zwołanej konferencji prasowej rzecznik sądu sędzia Wojciech Małek już nie miał żadnych wątpliwości:
– Do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło pismo z Kancelarii Prezydenta, w którym prezydent zwraca się do sądu o wykonanie jego aktu łaski poprzez umorzenie postępowania w sprawie byłego kierownictwa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W związku z tym postępowanie to zostanie umorzone. Zadaniem sądu nie jest bowiem rozpatrywanie słuszności, czy też zgodności z procedurą decyzji głowy państwa, a po prostu jej wykonanie.
Mariusz Kamiński nie chciał wypowiadać się na temat swojego ułaskawienia, ograniczając się do zamieszczenia oświadczenia na jednym z portali internetowych:
Decyzję pana prezydenta traktuję jako symbol przywracania podstawowego po- czucia sprawiedliwości, uczciwości i przyzwoitości w życiu publicznym – czytamy w oświadczeniu. – Przypomnę, że sąd, któremu jako pierwszemu przekazano sprawę do rozpoznania, umorzył postępowanie z braku cech przestępstwa. Dwa inne sądy, wydające wyroki skazujące w aferze gruntowej przeciwko Piotrowi Rybie i Andrzejowi K., uznały, że działania CBA były legalne i uzasadnione. Także sejmowa komisja śledcza, analizująca sprawę przez kilka lat, nie stwierdziła naruszenia prawa przez kierownictwo CBA. Tylko jeden sąd wydał wyrok skazujący, naruszając przy tym elementarne zasady procesu karnego. Jestem przekonany, że jednoznaczne stanowisko Prezydenta służy interesowi publicznemu.
„Łaski bez”!
Teraz prawnicy spekulują, jak ułaskawienie wpłynie na rozpoczynający się od nowa proces w sprawie afery gruntowej.
– Nie mam wątpliwości, że mój klient powinien zostać uniewinniony, ale gdyby stało się inaczej, to chyba prezydent Andrzej Duda go ułaskawi – mówi z uśmiechem mecenas Wiza.
– Ułaskawiając pana Kamińskiego, moim zdaniem prezydent uznał jego winę – twierdzi Piotr Ryba. – A tym samym, że CBA przekroczyło swoje uprawnienia. Wprocesie Mariusza Kamińskiego byłem oskarżycielem posiłkowym. Chodziłem na rozprawy, z których trzy czwarte odbywało się za zamkniętymi drzwiami. Jestem jednym z niewielu ludzi, którzy mieli dostęp do wszystkich materiałów. Przepytywałem świadków i wiem, jak straszne rzeczy mówili. Pośrednio przyczyniłem się do skazania tego człowieka. Prezydent to wszystko unieważnił, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mógł to opisać. Na razie chcę być sprawiedliwie osądzony. A gdyby wbrew faktom sąd wydał wobec mnie wyrok skazujący, to już dziś mówię panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że nigdy nie poproszę go o ułaskawienie. Łaski bez!
– W takiej sytuacji oskarżeni w aferze gruntowej muszą być uniewinnieni – uważa dr Gontarski. – Na usprawiedliwienie Kamińskiego mogę tylko powiedzieć, że prowokacja była wówczas stosunkowo nową instytucją, a w CBA nie było odpowiedniego departamentu prawnego, który wyjaśniłby szefowi, co jest, a co nie jest zgodne z prawem. Także pod obecnym kierownictwem CBA zbyt często zawiadamiało prokuraturę o przestępstwie, opierając się na dobrych chęciach zamiast na prawie. Nauka z tej całej sprawy płynie taka, że wszyscy muszą przestrzegać prawa.
W sondażu przeprowadzonym przez Millward Brown dla „Faktów” TVN i TVN24, 39 proc. ankietowanych oceniło decyzję prezydenta jako bardzo złą, 22 proc. jako złą, 11 proc. uznało ją za dobrą, 17 proc. za raczej dobrą, a 11 proc. nie miało w tej sprawie zdania.