Rotmistrzowa
Sławikowa: – Ponieważ mąż był w Armii Krajowej, dostał rozkaz, że ma przeprowadzić Jana Karskiego, ale nie tutaj, do Kątów, lecz na Wysokie, tam w Limanowskie. W góry. Kiedy przedstawiono mu Karskiego, stwierdził, że nie da on rady udać się w podróż. Wyglądał jak widmo człowieka. Był tak wycieńczony. Złamany psychicznie. W za małym garniturze. Przedtem sobie podciął przeguby rąk, więc miał obandażowane ręce i to się rzucało w oczy. Mąż podjął decyzję, że przyprowadzi go tutaj, do naszego majątku. Rodzina rozpowiedziała, że to jest kuzyn, który z Krakowa przyjechał. Nie ma pracy i jest u nas ogrodnikiem. I rzeczywiście, jak ktoś przychodził, to on leciał do ogrodu i piłował. Jednak to był człowiek miasta. Pojęcia nie miał o życiu