Wystrzałowa decyzja
Warszawska policja wydała pozwolenie na broń mężczyźnie, choć wiedziała, że kieruje on zorganizowaną grupą przestępczą. Człowiek, który w tym pomógł, nie może zasiąść na ławie oskarżonych, bo sąd od trzech lat nie wyznaczył terminu rozprawy. W międzyczasie samobójstwo popełnił świadek koronny, który ujawnił sprawę.
8 lat więzienia – taka kara grozić może Jerzemu K. – byłemu działaczowi warszawskiego Związku Strzeleckiego. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie oskarżyła go o to, że „przyjął około 60 tysięcy złotych łapówki w zamian za naruszenie przepisów związanych z uzyskaniem zezwolenia na posiadanie broni palnej”. Skorzystał na tym Janusz G., używający pseudonimów „Dziadunio” i „Graf” – jeden z liderów stołecznego podziemia przestępczego. To on dzięki temu mógł legalnie kupić broń. Obaj zostali objęci aktem oskarżenia. Choć sprawa trafiła do sądu trzy lata temu, proces nie może ruszyć.
Dwa pistolety
W 2006 roku policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali Janusza G. – negatywnego bohatera słynnej „ośmiornicy” w Ministerstwie Finansów. Chodziło o korumpowanie pracowników resortu, którzy w zamian za łapówki wydawali decyzje o umorzeniu należności skarbowych. Ich proces (sygnatura akt VK 1343/07) toczy się w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Na procederze zyskiwali przedsiębiorcy. Janusz G. znany był wcześniej warszawskiej policji. Informacje dotyczące jego osoby pojawiały się w latach 90. Wynikało z nich, że kierował gangiem podlegającym mafii pruszkowskiej, zajmował się handlem narkotykami i wyłudzaniem haraczów. Wszystko to zamykało się w kręgach podejrzeń, ponieważ przez wiele lat nikt nie potrafił „Grafowi” niczego udowodnić. Gdy wybuchła afera w resorcie finansów, prowadzący sprawę prokurator zarządził przeszukanie domu Janusza G. w eleganckiej willowej dzielnicy Warszawy. Nie ujawniono żadnych dokumentów, które mogłyby obciążać G. Policjanci znaleźli natomiast dwie sztuki broni – pistolet Walter P99 (często używany przez policję) i rewolwer Smith & Wesson. Radość stróżów prawa, że w końcu uda się oskarżyć „Grafa” choćby o nielegalne posiadanie broni, szybko pękła jak bańka mydlana. Gangster poinformował funkcjonariuszy, że pistolety nabył legalnie i na dowód tego pokazał im zezwolenie na posiadanie broni, które uzyskał na podstawie decyzji komen- danta stołecznego policji z 9 stycznia 2004 (sygn. akt PA-B-3102/03/S). Jak to możliwe, że człowiek od lat znany policji z łamania prawa otrzymał pozwolenie na broń?
Kluczowa licencja
Jak ustalili prokuratorzy, 18 listopada 2003 roku Janusz G. za pośrednictwem znanego warszawskiego klubu sportowego wystąpił do komendanta stołecznego policji z oficjalnym wnioskiem o udzielenie zezwolenia na posiadanie broni palnej w związku z przynależnością do sekcji strzeleckiej tego właśnie klubu oraz w związku z czynnym uprawianiem strzelectwa sportowego. Do wniosku, oprócz standardowego orzeczenia lekarskiego i psychologicznego, oraz „zaświadczenia o przynależności do klubu i czynnym uprawianiu strzelectwa”, załączył decyzję (nr 12531/PAT/09/2003) z 4 września 2003 r., na podstawie której otrzymał patent strzelecki uprawniający do uprawiania strzelectwa w dyscyplinach: strzelectwo pneumatyczne, kulkowe i śrutowe. Załączył również decyzję wspomnianego klubu ( nr L-23020/B/03) z 4 IX 2003, na podstawie której przyznano mu licencję typu „B” do uprawiania strzelectwa sportowego. Było to o tyle ważne, że licencja „B” zwalnia z konieczności zdawania egzaminu przed komisją powołaną przez właściwy organ policji (taki egzamin musi zdać każdy, kto ubiega się o pozwolenie na broń). Dodatkowo Janusz G. dołączył również pozytywną opinię Warszawskiego Okręgu Związku Strzelectwa Sportowego. Te trzy ostatnie dokumenty podpisał oskarżony Jerzy K. Jakie to miało znaczenie? Takie, że dzięki temu zabiegowi „Grafowi” udało się uzyskać pozwolenie na broń bez konieczności przechodzenia egzaminu przed policyjną komisją. Wydruk spraw, w których notowany był Janusz G., został dołączony do postępowania administracyjnego w przedmiocie wydania pozwolenia na broń palną. G. nie miał szans na zdobycie pozwolenia na broń w tradycyjny sposób, więc pokonał tę drugą procedurę – czytamy w akcie oskarżenia. W ten sposób doszło do paradoksu: na podstawie kruczka prawnego policja wydała pozwolenie na broń człowiekowi, którego znała od lat jako szefa bardzo groźnej mafii i który nigdy takiego pozwolenia by nie uzyskał, gdyby musiał pokonać normalną procedurę. Ostatecznie, Janusz G. otrzymał od komendanta stołecznego policji zezwolenie na zakup dwóch egzemplarzy broni. I gdy dwa i pół roku później zapukali do niego policjanci, mogli tylko się dziwić, jak łatwo dali się oszukać.
Kwity za łapówkę
W 2007 roku Prokuratura Apelacyjna zyskała nowy, bardzo ważny dowód w procesach dotyczących Janusza G. i jego grupy. Były to zeznania Andrzeja L., ps. „Rygus” – członka grupy „Grafa”. L. zajmował się uprowadzeniami dla okupu, zastraszaniem niepokornych, windykacją długów, a potem nielegalnym handlem paliwami. W 2007 roku został zatrzymany i trafił do aresztu. Tam postanowił zmienić front. Uzyskał status świadka koronnego i złożył zeznania na temat przestępstw popełnianych przez Janusza G. i jego ludzi. W trakcie zeznań opowiedział przesłuchującemu go prokuratorowi następującą historię:
–W 2003 roku, kiedy był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Janusza G., często jeździł wraz ze swoim szefem na spotkania z Jerzym K. Ten ostatni chwalił się wpływami w Wojskowych Służbach Informacyjnych, w policji iw innych instytucjach państwowych. „Graf” tytułował go „panie majorze”, zachowywał się wobec niego uprzejmie i z szacunkiem.
Świadek koronny zeznał, że uczestniczył w rozmowie, w trakcie której Jerzy K. przyjął „około 60 tysięcy złotych” łapówki w zamian za podpisanie dokumentów, które umożliwiły „Grafowi” uzyskanie licencji typu „B” i w konsekwencji wystąpienie o pozwolenie na broń bez konieczności przechodzenia egzaminu. Jeśli wierzyć zeznaniom „koronnego”, to część tych pieniędzy Jerzy K. dał w formie łapówki policjantowi z Wydziału Postępowań Administracyjnych stołecznej policji (ta jednostka zajmuje się procedurami dotyczącymi pozwoleń na broń). Ten właśnie policjant miał zadbać o to, aby cała procedura przebiegła sprawnie i aby nikt dociekliwy nie skojarzył nazwiska G. z nazwiskiem biznesmena podejrzewanego przez policję od kilku lat o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą popełniającą najpoważniejsze zbrodnie. W toku śledztwa prokuraturze nie udało się ustalić nazwiska skorumpowanego policjanta. Nie zasiądzie on więc na ławie oskarżonych.
Dziwna śmierć
Andrzej L., ps. „Rygus” nie powtórzy swoich zeznań przed sądem. 29 września 2009 roku popełnił samobójstwo. Powiesił się na kracie w celi Aresztu Śledczego przy ulicy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie. Obok jego zwłok ujawniono list pożegnalny (potwierdzono jego autentyczność). Gangster napisał w nim, że do decyzji o samobójstwie popchnęła go obawa o życie niepełnosprawnego syna Maksymiliana. O tych obawach bandyta mówił wcześniej, w trakcie przesłuchań. Dawał do zrozumienia policjantom i prokuratorom, że boi się że jeśli zeznaniami obciąży byłych kolegów, to ci w rewanżu zamordują jego dziecko. „Rygus” miał być przed śmiercią zastraszany i nakłaniany do odebrania sobie życia. W sprawie jego śmierci ostatecznie nikomu nie postawiono zarzutów.
Paraliż Temidy
Akt oskarżenia przeciwko Jerzemu K. i Januszowi G. trafił do Sądu Okręgowego w Warszawie w 2012 roku. Sprawa została zarejestrowana pod sygnaturą akt VIII K 220/12. „Graf” odpowiada za kierowanie zabójstwem, Jerzy K. tylko za korupcję. Jednak ich proces nie może ruszyć. Pisaliśmy o tym w artykule „Szachiści z Kapsztadu” („Angora” nr 33/2015). Najpierw sąd odmówił zastosowania tymczasowego aresztu wobec „Grafa”, więc gangster nie niepokojony przez nikogo legalnie wyjechał z Polski i udał się do Republiki Południowej Afryki. Tam został zatrzymany i po wielomiesięcznym przewodzie sądowym wydany Polsce. Wniosek ekstradycyjny, do którego przychyliły się władze RPA, dotyczył tylko części przestępstw. I tylko za przestępstwa wymienione we wniosku ekstradycyjnym „Graf” może być sądzony. Tak się jednak składa, że w tym wniosku nie wymieniono przestępstw objętych aktem oskarżenia skierowanym do warszawskiego sądu. Z tego powodu proces sądowy Janusza G. nie może się rozpocząć. Najbardziej z tego zadowolony jest Jerzy K. Zarzucany mu czyn przedawnia się w 2018 roku. Jeśli do tego czasu nie zapadnie prawomocny wyrok, Jerzy K. uniknie odpowiedzialności. A polski wymiar sprawiedliwości zaliczy kolejną spektakularną porażkę.