Miłość na odległość
Rozmowa z MANUELĄ GRETKOWSKĄ i PIOTREM PIETUCHĄ, autorami książki „Miłość klasy średniej”
– Jesteście razem? Manuela: – Przyszliśmy razem. Piotr: – O co pytasz? – Opowieść Manueli w waszej wspólnej książce „Miłość klasy średniej” jest o małżeństwie, które się rozstało. To o was?
Manuela: – Mieliśmy kryzys, rzeczywiście wyjechałam z Polą do Berkeley. Banał, co powiem, ale bycie razem to opanowywanie kryzysów.
Piotr: – Kilka lat temu przeżyliśmy oboje wielkie tragedie. Manuelę opuścił kochany tata, ja straciłem syna. I może nie byliśmy – tak myślę po latach – w stanie dać sobie wsparcia. Oboje byliśmy pogrążeni w swoim bólu i rozpaczy. Odpryski tego były w kryzysie, jaki nas dotknął.
Manuela: – Dostałam od ciebie wsparcie. Ale nie o to chodzi. Po prostu odejście bliskich coś zmieniło, myśmy się zmienili. Żałoba koroduje duszę, tego nie widać na wystawie. Stajesz się powoli kimś innym. Trzeba było od siebie odejść i poukładać od nowa.
– Wyjechałaś za ocean. Twoją „Kalifornię” z waszej wspólnej książki czyta się jak reportaż.
Manuela: – Kalifornia to najbardziej odjechane miejsce na ziemi. Nierealne przez widoczki ze składowiska Hollywood, a zarazem matrix naszej współczesności. Tu jest Dolina Krzemowa, tu pojawili się hippisi, stworzono prawa obywatelskie, New Age, ekologiczne jedzenie, tu kręcą nasze marzenia w filmowych studiach. Stolik obok, w zapchlonej kawiarni San Francisco, gdzie przesiadują nielegalni Meksykanie, „ukrywa” się ze swoją żoną Zuckerberg, twórca Facebooka, pijąc spokojnie kawę. W dolinie Napa pokazałam Poli kabriolet prowadzony przez kogoś podobnego do Brada Pitta, a ona, z lepszym wzrokiem, mówi: „Mama, to nie ktoś podobny, to Brad Pitt z dziećmi”. – Ziemia się trzęsie? Manuela: – Tak, apokalipsa powolutku napiera. Ale człowiek się przyzwyczaja do niewielkich wstrząsów. Podczas pierwszego silnego, w nocy, Pola była przekonana, że ktoś jest w szafie. Wmawiałam jej, że to sen. Mnie przewróciło coś na podłogę. Uznałam, że w ciemnościach, gdy medytowałam, skoczył na mnie kot i upadłam. Zdrowy rozsądek jest w stanie wymyślić szaleństwo, by usprawiedliwić swoją niewiedzę. – Dostałaś doktorat, jak piszesz w „Kalifornii”? Manuela: – Żeby zostać zaproszoną na Uniwersy- tet w Berkeley, musiałam mieć status naukowca. Pisarz w Ameryce jest „naukowcem”, w zależności od dorobku. Na uniwersytecie w dziale literatury slawistycznej sprawdzono, co napisałam. I dali mi status doktora, żebym mogła przyjechać. Prezent od losu. – Wyjazd czy ucieczka od Piotra? Manuela: – Zrobiłam sobie wakacje od siebie samej, należały się po pięćdziesiątce. Kalifornia to uzdrowisko dla znękanych dusz. W naszym związku doszliśmy do takiego punktu, że jedynym wyjściem, żebyśmy się pozbierali, bo nie było osób trzecich, było złapanie do siebie dystansu. Prawda?
Piotr: – Mówiąc szczerze, byłem temu przeciwny. Nigdy nie żyłem sam, bez kobiety. To było dla mnie nie do pojęcia. Czy dam sobie radę? Z drugiej strony wiem, że bywam trudnym partnerem. Jestem DDA. Od dziecka borykam się z depresją. Manuela też nie jest łatwa. Narcystyczna. Ma dużo resentymentu do mężczyzn. Ta niechęć wyłazi w jej książkach.
Manuela: – Oceniam ich obiektywnie. Piotr uważa to za niechęć.
– W „Miłości...” piszesz, że „mężczyźni to pizdy”.
Manuela: – Ale dodaję, że „kobiety to chuje”. I jest po równo. Nie słuchaj, że był taką sierotką, biedny, opuszczony. Po grecku Piotr znaczy skała i to prawda.
Piotr: – Generalnie rozstanie dobrze mi zrobiło. Zobaczyłem, że mogę przetrwać. I że dystans był nam potrzebny.
Manuela: – Nie odzywał się pół roku. Myślałam z każdym dniem: Jeżeli człowiek po tak długim